poniedziałek, 23 września 2013

Jesiennie i pechowo ...

Poniedziałkowa aura nie zachęcała do wczesnego wstawania. Niestety, budzik nie chciał się nad nami zlitować i przed szóstą zadzwonił, nie bacząc na padającą za oknami mżawkę i silny wiatr. Z drugiej strony, i tak już nie spałam, bo od dwóch lat ponad wstaję o tej porze, a dziś jeszcze przed dzwonkiem budzika usłyszałam sygnał informujący o wiadomości SMS. Zerknęłam z ciekawości. To moja druga połowa informowała mnie, że całą noc prawie spędziła na dworcu PKP w Katowicach z powodu ponad 120 minutowego opóźnienia pociągu.

A to już JESIEŃ!
 Na szczęście mimo pechowej porannej wiadomości i fatalnej pogody, moje pociechy wstały bez specjalnego ociągania się. Medal należy się zwłaszcza naszemu siedmiolatkowi, który - mimo perspektywy przedłużonego dziś o godzinę, ze względu na zeszłotygodniową nieobecność, pobytu w szkole sprawnie i samodzielnie wybrał się na czas. Miał nawet chwilkę na przejrzenie książek. Obiecałam bowiem moim pociechom, że jeśli zdążą zjeść i ubrać się, a zostanie trochę czasu do wyjścia to mogą sobie sięgnąć po książki.

Nasze poranne jesienne łupy ....
 R. zaraz wziął się za przeglądanie kolejnych przygód Pettsona i jego kota Findusa. W sobotę wypożyczyłam 13 książek, w tym aż trzy o owym sympatycznym staruszku i jego zwariowanym nieco kocie. Nie tylko sama treść podoba się moim pociechom, ale równie zabawne i warte uwagi są ilustracje. Za każdym razem odkrywamy nowe, śmieszne szczegóły. W nagrodę obiecałam, że za takie sprawowanie o poranku, po lekcjach włączę im bajkę animowaną na podstawie tej serii książek.

Kasztany, kasztany ...

Przy dość silnych momentami powiewach wiatru i przelotnej mżawce jakoś dotarliśmy do szkoły. W drodze powrotnej natknęłam się z Małą M. na leżące na chodniku kasztany.

a KU KU :-)
I tak zrodził się pomysł na dzisiejszą zabawę w domu. Przypomniało mi się, gdzie jeszcze w okolicy rosną kasztanowce. Pognałam tam z naszą czterolatką. Wiatr sprawił, że pod drzewami leżało mnóstwo kasztanów, w łupinkach i bez.

Mała M. wyskoczyła z wózka i z wypiekami na twarzy biegała od drzewa do drzewa. Zebrałyśmy pół wielkiej reklamówki. Do tego dorzuciłyśmy kilka liści kasztanowca i dębu, garść żołędzi. Po przyjściu do domu nasza czterolatka przekładała kasztany do różnych pojemników,


Po odebraniu R. kontynuowaliśmy zbierania, bo nasz czterolatek też chciał coś jesiennego ,,upolować''. W naszych łupach znalazły się teraz jeszcze owoce i liście jarzębiny. W głowie zaraz zrodziła się masa pomysłów, co z tymi skarbami jesiennymi można zrobić. Jednak zanim doszliśmy do domu, była 15.30 i zabawy kasztanami musiałam odłożyć. Najpierw dałam czas R. na własne zabawy, by odreagował nieco po szkole, a potem odrabiał lekcje. Mała M. zaś, zmęczona porannym wstawaniem, musiała zdrzemnąć się nieco.

Na szczęście, chociaż czasu na zabawę nie zostało nam dużo, udało nam się pobawić nieco w klimacie jesieni. Rozpoczął sam R., który sam w międzyczasie zrobił trzy żołędziowo-kasztanowe postacie. Pierwsza na kuchennym stole pojawiła się krówka, która w akcie dobroci (!) została podarowana Małej M. Potem raz i dwa, a krówka miała towarzystwo w postaci gąsienicy i żółwika.  Jak widać, naszego siedmiolatka do działań plastycznych namawiać nie trzeba.

Chciałam jednak, aby i Mała M. mogła pobawić się z nami. Zaproponowałam wspólną zabawę w jesienną pocztówkę. Każdy otrzymał kartkę papieru formatu A4, na której miał stworzyć kompozycję obrazującą tę porę roku tak, by rówieśnik moich pociech z Afryki (fikcyjny, rzecz jasna) mógł po sfotografowaniu dzieła dowiedzieć się, jak wygląda jesień w Polsce. Zadanie łatwe, ale możliwości wiele. Byłam ciekawa, jak na kartce i co rozmieszczą moje pociechy.

Ja też oczywiście włączyłam się do zabawy. Na stole rozłożyłam swoją kompozycję i czym prędzej podeszłam do prac Małej M. i R. Każdy z nich stworzył oryginalne prace. Mała M. nawet DWIE! Super! Pomysł okazał się trafiony. Jutro może uda nam się znów na inne sposoby pobawić darami pani Jesieni. Małej M. marzy się zrobienie kasztanowego ludka i jarzębinowych korali. Trzeba będzie sięgnąć po igłę, a skoro już o niej mowa to przytoczę dzisiejsze stwierdzenie Małej M.:

,,Ja nie chcę jeszcze szyć ... Nie chcę jeszcze być taka dorosła. Chcę się bawić i przytulać się do MAMY!!!''

Zaraz mi się jakoś cieplej na serduchu zrobiło ... Potem jeszcze córka obdarowała mnie jesiennym bukietem, a po zrobieniu kompozycji rzekła, że to dla mnie. Kochane te moje pociechy!

P.S. Kończę ten wpis w nastroju takim, jak aura za oknem, bo przez nieostrożność strąciłam dysk przenośny i cały mój skarbiec fotek rodzinnych poszedł z dymem :-( Chyba, że jakimś cudem mój domowy doradca komputerowy odzyska bezcenną zawartość!

Brak komentarzy: