środa, 11 grudnia 2013

Wtorek na karuzeli, czyli o huśtawce dziecięcych emocji ...:-)

Wtorek minął pod znakiem oczekiwania na przyjazd babci, która to - raczej już tradycyjnie - odwiedza nas we wtorkowe przedpołudnia. Dzieci cieszą się, że będą miały się z kim bawić, a ja - że wreszcie będę mogła zjeść obiad, którego sama nie musiałam ugotować :-) Rzadka to okazja, więc korzystam, gdy taka sposobność się pojawia ...

Szkoła jazdy Małej M. :-)
Mała M. już rano nie mogła się doczekać, a jak już babcia pojawiła się w drzwiach nasza czterolatka wesolutko podskakiwała. Potem już miała wreszcie ,,swoją babcię'', z którą mogła bawić się w najlepsze. R. też miał ,,swoje pięć minut  z babunią'', gdy sam mógł wracać z nią ze szkoły. Zawsze wtedy idą razem do sklepu zabawkowego i .... oglądają, czy jest tam coś ciekawego:-) Wczoraj bardziej uważnie przyglądał się sklepowym półkom, bo babcia zapowiedziała mu, że św. Mikołaj zostawił dla R. i Małej M. kopertę z pieniążkami ... Póki co, wstępny rekonesans już został zrobiony po drodze:-)))

R. buduje ... pojazd jedzie! Takie chwile lubię :-) 
Kolejna niespodzianka czekała na naszego siedmiolatka w domu ... Podczas jego pobytu w szkole, udało mi się nieco wysprzątać jego pokój. Y biurek niknęły stosy papierów i książek z biurek, z podłogi zniknął kurz i śmieci, sterty porzuconych gier i rozłożonych na panelach puzzli wylądowały w szafie. Aż się jaśniej i przyjemniej zaraz zrobiło. Sama się ucieszyłam, że pokój lepiej wygląda ... Moja radość jednak trwała krótko, bo gdy R. wszedł do pokoju to stwierdził, że mu mama ,,chlewik z pokoju zrobiła''. Próbował na siłę przywrócić panujący wcześniej na biurkach nieład ... Wściekał się, aż mi się przykro zrobiło. Nie wiem, czy to odreagowanie emocji po kilku godzinach spędzonych w szkolnej ławce, czy też nadmiar wrażeń z racji odwiedzin babci. Przykro mi było bardzo, ale zapewne inne mamy również znają smak takich przykrych chwil.
Mała M. w koronie i jej domek:-)))
Tłumaczyłam, rozmawiałam w miarę spokojnie, ale ciężko w takich chwilach zachować spokój i nawet mnie nerwy już teraz emocje ponoszą i ciśnienie wzrasta:-) Powiedziałam, co uważałam i zajęłam się swoimi sprawami, bo dłuższe wałkowanie tematu z R. w takich chwilach nie ma sensu. Siedmiolatek zaś zajął się lekcjami ....Wreszcie naszła go refleksja i przeprosił, tłumacząc, że nie wie, skąd się w nim takie złe emocje biorą ... i obiecał, że już tak nie będzie!!!! UFF! Odetchnęłam ... Wiem, że temat nadal aktualny, ale cieszyłam się, że od pewnego czasu takie chwile gniewu i złości zdarzają się dużo rzadziej ... i że dość szybko nachodzą mego siedmiolatka chwile refleksji nad swym zachowaniem.

Szablony od św. Mikołaja już w użyciu :-))) (Mała M.)
Widzę, że takie momenty źle wpływają także na Małą M., która wówczas też przestaje na chwil kilka być ,,grzeczną dziewczynką'' i padające z jej ust słowa nie zawsze zasługują na ich cytowanie, no bo zupa jest BLEEEE ... i Mała M. jeść nie chce, a jak już emocje sięgają zenitu nasza ,,kochana'' czterolatka potrafi rzec:

,,Ja bym chciała, żebyś Ty, Babciu, już pojechała!''

Oj, w takich momentach to już ostro reaguję ... bo takie hasełka trzeba natychmiast wyrugować z jej repertuaru. Potem jeszcze może ze dwie próby jeszcze były, ale złe emocje odpłynęły i znów Mała M. stała się znaną nam na co dzień grzeczną i pogodną dziewczynką!!!

Lala, miś i Mała M. :-)
Bardzo nie lubię takich chwil ... Muszę się wtedy nieźle nagimnastykować, żeby nie powiedzieć za dużo ... no i  w zarodku stłumić konfliktową sytuację. Przykre słowa z ust pociech, którym poświęcam właściwie cały swój czas bolą mnie jako MATKĘ bardzo ... Na szczęście takich ciężkich momentów jest niewiele, a po nich stać już moje pociechy na refleksję i przeprosiny ... Tak było i wczoraj. Mała M. szybko zrozumiałam, że jej zachowanie było niewłaściwe. Przeprosiła i babcię i mnie, stwierdzając, że

,,To było GŁUPIE!!!''

R. też okazał skruchę i nawet stać go było na to, by mimo późnej pory przygotować dla mnie małą niespodziankę. Na kuchennym blacie znalazłam bowiem mini wachlarzyk wraz z cukierkiem (mniam) tylko dla MNIE!!! No i zaraz mamie lżej na serduchu się zrobiło!!!!

REWELACJA! Mama (na obcasach), w wózku Mała M., no i starszy brat:-)))
Zachowanie spokoju w takich chwilach i dla mnie jest nie lada wyzwaniem ... Po kilku latach wychowywania staram się, by w trudnych momentach nie gadać za dużo ... wytłumaczyć, co jest w danym zachowaniu złe i dlaczego go tolerować nie mogę, a także przedstawić moje odczucia jako mamy patrzącej na niegrzeczne wybryki jej kochanych pociech.

Owe emocjonalne huśtawki to niezła szkoła życia dla mnie ... Ciągle się uczę, jak postępować w takich sytuacjach, jak w miarę szybko i bezboleśnie dla każdego stłumić ,,bunt na pokładzie''. Nie jest łatwo, ale to wszystko zapewne wpisane jest w matczyne losy i stanowi jedynie część trudów, które ponieść trzeba starając się wychować małe krasnale, by ,, wyszły na ludzi - dobrych i mądrych'' :-) Czas pokaże ... a póki co żyję nadzieją i wierzę, że dla dzieci warto się trudzić i wymagać!!!

PORTRET ŚLUBNY (!)
Choćby dla takich chwil, gdy nagle w trakcie odrabiania lekcji z R. , do pokoju wpada z kartką w dłoni Mała M., wręcza mi ją i mówi:

To dla Ciebie, Mamo!!! 

Pytam:  A kto to? (wskazując na damską postać w pięknej sukni w kwiaty i nieziemskich butach na obcasach)...

A Mała M. mi na to:

To TY jak ROBIŁAŚ TEN ŚLUB z tatą!!!!

Chyba dalszy komentarz jest zbędny ...

P.S. Miało być jeszcze o aniołkach, ale wpis już długi :-) Będzie na kolejny raz!!!!


Brak komentarzy: