poniedziałek, 2 grudnia 2013

Poniedziałkowe rozmowy z kotem i nie tylko :-)

Po sobocie pełnej wzruszeń nadszedł kolejny, z racji służbowego wyjazdu mej drugiej połowy, wypełniony pośpiechem dzień. Dobrze, że udało mi się chociaż pójść na Mszę św. i po drodze zrobić drobne zakupy. Ratunkiem okazał się także pozostawiony z soboty obiad. UFF! Tempo udało mi się zwolnić dopiero po 14-ej, kiedy to usiadłam z dziećmi przy stole. Spokojnie zjedliśmy razem obiad, a potem był już czas na relaks z dziećmi - czytanie i oglądanie bajek. Ani się spostrzegłam, gdy na zegarze była 21-a i trzeba było szykować się do spania. Udało mi się jeszcze przed snem opowiedzieć dzieciom trochę o tym, czym jest ADWENT. Planowałam przygotowanie jakiejś niespodzianki z nim związanej, ale podarowane mi kiedyś w tym celu śliczne zawieszki z ozdobami tak się poplątały, że nie umiałam ich rozwiązać.

Dziś zaś od samego rana zabierałam się za adwentowe niespodzianki, ale zabrakło czasu ... W ramach urozmaicenia sposobu spędzenia czasu z Małą M. i R., którzy już chyba powoli też mają dość ciągłego siedzenia w domu, zaproponowałam wspólne obejrzenie dwóch filmów przyrodniczych. Pierwszy z nich, produkcji BBC, opowiadał o Saharze. Zarówno siedmiolatek, jak i czterolatka, oglądali go z wypiekami na twarzy. Ja wraz z nimi. Rewelacyjne zdjęcia, zwłaszcza burzy piaskowej, gdzie widać było z bliska każde ziarenko piasku zrobiły na mnie niesamowite wrażenie.

Zazwyczaj tego typu dokumenty można zobaczyć w godzinach przedpołudniowych, kiedy R. jest w szkole. Tym bardziej zatem zezwoliłam mu dziś na przedpołudnie z TV. Owa przyroda na filmie tak go zachwyciła, że gdy tylko wspomniałam, że będzie można zobaczyć jeszcze jeden ciekawy dokument o wielkich migracjach zwierząt. R. był pod wrażeniem, bo opowiadał mi nawet fragmenty, które zapadły mu w pamięć. Ja tylko wpadałam do pokoju, by zobaczyć, co ogląda, a i tak byłam urzeczona pięknem obrazu. Mnóstwo rewelacyjnych ujęć i zbliżeń, jak np. wędrówka krabów do oceanu, narodziny młodych, przeobrażenie gąsienicy w motyla. Coś pięknego. Polecam! Szkoda, że w TVP1 w godzinach, kiedy większość ludzi pracuje, a dzieci uczy się w szkole.


R. buduje!
Po filmowych zachwytach czas na powrót do kuchennej rzeczywistości. Zajęłam się gotowaniem obiadu (dziś pierogi leniwe w sosie jagodowo-truskawkowym). Mała M. i R. w tym czasie musieli sami sobie znaleźć zajęcia. R. zajął się budowaniem z klocków przestrzenne budowle.

Miauczuś we własnej osobie :-)
Mała M. zaś zaopiekowała się swoim kotkiem, Miauczusiem. To dopiero była zabawa. Najpierw kotek został napojony mleczkiem, a potem nasza czterolatka sięgnęła po znikopis. Pomyślałam, że teraz będzie coś dla mamy....

Mała M. w akcji:-)
Jakież było moje zdziwienie, gdy z rozmowy Małej M. z kotem okazało się, że to będzie rysunek dla KOTKA. Myślałam, że pęknę ze śmiechu :-) Na obrazku pojawiło się słońce, domek i wózek, rzecz jasna, a wszystko skąpane w kroplach deszczu, no i napis: DLA KOTKA i TEŻ (!) DLA MAMY! ... ale kot na pierwszym miejscu wymieniony został :-)

,,DLA KOTKA I TEŻ DLA MAMY''
Ale to jeszcze nie koniec. Potem Mała M. rzekła do kotka:

A teraz coś większego!



Zaczęła od zaczernienia części planszy, mówiąc:  To noc!  i zaraz uspokoiła kotka słowami:
Proszę się nie bać!!! 
Tytuł obrazka: PORTRET SŁOŃCA (autorka: Mała M.)
Potem dorysowała dzień ze słonkiem, mówiąc (cały czas do kotka!):
A teraz słońce w cudownym, super humorze!!! 


Za moment wstała z owym obrazkiem w rękach i pokazała go kotkowi!!! Myślałam, że padnę ... Podeszła do Miauczucia i zapytała go:

Kotku, podoba Ci się????, a kot na to: ,,Piękne!!!

Małej M. jednak mało było jeszcze rysowania ... Poprosiła o taśmę klejącą. W ruch poszły i pisaki z brokatem, a za chwil kilka zostałam obdarowana przez moją czterolatkę mini-książeczką z okładkami (nawet).


Na stronie tytułowej - dedykacja: DLA MAMY, a w środku - kolejne rodzinne portrety.


Na jednej stronie nasi panowie - tatuś z R. Ależ ten tatuś ma fryzurę, synek podobną :-) Rewelacja, no i postacie w ruchu.


A na poprzedniej stronie - panie: Mała M. z mamą. JAKŻE mnie ujął ten wspólny portrecik. Spójrzcie sami! Idziemy sobie RAZEM ... Mama w pięknych długich włosach .... i z kolczykami w uszach!!!! A obok żwawo kroczy Mała M.

Mama w pięknych długich włosach .... i z kolczykami w uszach!!!!


Mama, oczywiście, w butach na obcasie (coraz lepsze je rysuje, czyż nie?) ... a obok niej żwawo kroczy Mała M. Przepiękny ten obrazek! Wzruszam się :-)

Tyle na dziś. Zapraszam na kolejne relacje z naszych zabaw w domu (bo choroba nadal trzyma) :-)

P.S. Dopisek z wtorku - w filmie po raz pierwszy zobaczyłam różę jerychońską. COŚ niesamowitego! Roślina ta może być sto lat smagana wiatrem, rzucana po pustynnych piaskach, wystarczy, że raz spadną na jej liście krople wody - rozkwita w mgnieniu oka(!). Krople deszczu, uderzając o jej kwiatostany powodują wypadanie nasion ... i już są małe roślinki... Teraz tylko kilka deszczu kropelek i znów może bez wody tułać się po pustynnych piaskach, gotowa, by znów nawet 100 lat czekać na życiodajny deszcz. REWELACJA!

Brak komentarzy: