poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Sobota ... w butach na obcasach i nie tylko:-)

Sobotnie przedpołudnie zdominował mój wyjazd do stolicy Dolnego Śląska w poszukiwaniu pracy:-) Nie chciałam targać ze sobą mych kochanych pociech, bo o wiele atrakcyjniejszą propozycją dla nich był wyjazd z zaprzyjaźnioną rodzinką na działkę. Jednak zanim to nastąpiło poranek i przedpołudnie upłynęły pod znakiem poszukiwań czegokolwiek, w czym mogłabym udać się na rozmowę o pracę. Blisko dziesięć lat siedzenia w domu, gdzie oficjalnych okazji do spotkań raczej nie miałam, zrobiło swoje. Gdy w sobotni poranek stanęłam przed szafą ubraniową poczułam oblewającą mnie zewsząd falę paniki.

Rajstop brak, eleganckich bluzek jak na lekarstwo, nie mówiąc o reszcie stroju, który wypada włożyć na tę okoliczność. Mimo wszystko starałam się zachować spokój i ... działać racjonalnie i krok po kroku. Zaraz po śniadaniu zabrałam dzieci na pobliskie targowisko, gdzie dzień wcześniej wypatrzyłam parę dość sensownie wyglądających półbutów. Niestety, na miejscu okazało się, że są za małe. Na szczęście sprzedawczyni dwoiła się i troiła, by jakieś buciki na moją długaśną stopę znaleźć. Udało się nawet kupić dwie pary dość ładnych i stosunkowo tanich. Zresztą nie miałam wyjścia. Czasu do wyjścia na busa, który zawiezie mnie do W. nie zostało dużo, więc o dalszych poszukiwaniach butów nie było mowy. Dzieci dzielnie mi towarzyszyły, a najbardziej przejęta była chyba Mała M., która sama chętnie by przymierzyła moje nowe obuwie. Chciała to uczynić jeszcze na targu, ale zrobiła to dopiero w domu. Oj tak... przecież chyba wszystkie dziewczynki lubią paradować w butach swych mam, zwłaszcza gdy mają wysokie obcasy... a to przecież od zawsze ulubione buciki Małej M., które najczęściej znaleźć można na jej obrazkach.

Ciut za duże, ale Małej M. to wcale nie przeszkadza:-)
Jeszcze szybki zakup rajstop i ... biegiem do domu. Okazało się, że jednak muszę jeszcze przed wyjazdem zdążyć odprowadzić dzieci do naszych przyjaciół... Super:-( Teraz to już naprawdę musiałam się spieszyć. Zaczęłam wątpić, czy w takiej sytuacji zdążę, ale kilka westchnień w Niebo ... :-) i daliśmy radę.

Wiosenna kompozycja Małej M.
Jednak zanim mogłam cieszyć się tym, że zdążyłam przeżyłam chwile niepokoju... Stojąc przed swą szafą poczułam się jak prawdziwa kobieta... Głośno westchnęłam, że nie mam co na siebie włożyć:-) Wyboru nie miałam... Jedna sensowna bluzka, jedyna para dość eleganckich spodni (nowe!), żakiet dawniej kupiony ... i podarowany mi płaszcz. UFF!!!! Jeszcze apaszka ... Do torebki wrzuciłam zapasową parę podkolanówek, parę butów na wyższym obcasie (na rozmowę!), telefon i ... przed siebie.

Już dawno w takim stroju nigdzie się nie wybrałam. Choć czekało mnie nowe doświadczenie czułam niesamowity pokój w sercu. Zdaję się na Pana, bo to Jemu powierzam moje nowe życie, czyli nasze życie we troje:-)

Do domu wróciłam ok. 17-ej. W drodze powrotnej dla uczczenia mamy wyjazdu w tak ważnej sprawie:-) oraz w ramach podziękowań moim pociechom za ich wsparcie kupiłam lody śmietankowo-truskawkowe. Niech i one wiedzą, że to było coś nadzwyczajnego, bo mama zazwyczaj nie wskakuje w buty na obcasach i nie gna gdzieś  sama... 

Od R. dla mamy!!!
Dla każdego z nas był to dzień radosny i pełen wrażeń. Zarówno Mała M. jak i R. wrócili zachwyceni. Były prace ogrodowe, zabawy pistoletami na wodę ... i  inne atrakcje. Był i prezent dla mamy, czyli znaleziony gdzieś w chaszczach bratek, który nasz ogrodnik :-) wykopał i przyniósł dla mnie. Miła niespodzianka:-))))


Brak komentarzy: