wtorek, 14 kwietnia 2015

Na rowery wsiadać czas, czyli niedzielny wypad z dziećmi:-)

Niedzielna aura od rana zachęcała do wyjścia na zieloną łączkę. Jednak zanim udało nam się wybrać się w zielone, musiałam najpierw zdążyć zaprowadzić Małą M. do sali zabaw na imprezę urodzinową jej koleżanki z klasy. Niestety życie pełne jest niespodzianek, bo na 40 minut przed rozpoczęciem przyjęcia okazało się, że nie mam fotelika samochodowego ... i pozostaje nam iść piechotą. Na szczęście R. wykazał się nie lada dojrzałością, bo gdy słyszał, że miotam się, co zrobić ... rzekł, że w takim razie idziemy. Szybko wyskoczył z kąpieli ... i za chwilę stał przed drzwiami gotowy do wyjścia. Małą M. też szybko wystroiłam w sukienkę, a sama jakoś raz i dwa się zebrałam. UFF! Na czas dotarliśmy na miejsce. Tu nasza pięciolatka została, a my pognaliśmy na Mszę św. Potem znów biegiem po Małą M. i do domu, gdzie już czekała na nas teściowa.
Przywiozła obiad, więc się posililiśmy i szybko odzyskaliśmy siły.

Zielono mi....:-) w duszy gra!!!
Po przedpołudniowej gonitwie miło było pobyć trochę w domowych pieleszach. Jednak pogoda za oknem nęciła.. i zachęcała do wyjścia. Zaproponowałam zatem moim milusińskim rowerową wycieczkę. Nie miałam pojęcia, czy dadzą radę, zwłaszcza, że rower Małej M.  nie ma przerzutek. Okazało się, że ów wypad był strzałem w dziesiątkę.

Tornado, czyli szybka maszyna Małej M.:-)
Po zapakowaniu kurtek i soków, wyruszyliśmy przed siebie. Najpierw ścieżką rowerową w stronę centrum, a dalej chodnikiem nad rzekę Oławę, zwaną potocznie Oławką.

Super szybki pojazd naszego dziewięciolatka:-)
Dalej ścieżkami parkowymi, pod wiaduktem aż do ogródków działkowych. Tu poprzyglądaliśmy się oznakom wiosny.

Wiosna już na dobre trwa....

Naszą uwagę przykuły jednak nie tylko rośliny,

Zapachniało mi już nawet latem:-)

bowiem w jednym z ogródków przyglądał nam się dziwny jegomość:-) Ludzie to mają fantazję!!!

Strażnik działki:-)
Teraz czekał nas trudniejszy odcinek trasy, bo szosą. Jeszcze nigdy nie jeździłam po ulicy z dziećmi, ale kiedyś trzeba zacząć. R. świetnie trzymał się krawędzi drogi, a Mała M. jechała tuż przy mnie. Minęliśmy tabliczkę z nazwą naszej miejscowości, a dalej - tabliczkę z nazwą wioski. Tu mieszka koleżanka z klasy Małej M. Postanowiliśmy pojechać pod jej dom... i pomachać jej.

Wiosennie...
Trasę pokonaliśmy bez problemu, dojechaliśmy do celu, ale niestety gospodarze wyjechali w odwiedziny do rodziny. Szkoda, że nie udało nam się spotkać, ale najważniejsze, że odbyłam z dziećmi PIERWSZĄ PRAWDZIWĄ rowerową eskapadę. Kolejne przed nami!!!

Zaraz wjedziemy do parku...
Dzieciaki spisały się na medal, zwłaszcza Mała M., dla której to było prawdziwe wyzwanie. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na 30 minut w parku, żeby Mała M. i R. mogli pobiegać na placu zabaw, pohuśtać się itp. Czas jednak płynął nieubłaganie i... trzeba było wracać do domu.

Kaczorki...
Dzieci pobrykały na placu zabaw, a ja poprzyglądałam się kaczkom i kaczorom:-)

Ten to ma skrzydła:-)
Wskoczyliśmy na nasze jednoślady... i migiem do domu. Pełni wrażeń, po 2.5-godzinnej wycieczce wróciliśmy do domu. Mała M. się tak dotleniła, że szybciutko umyła zęby, z moją pomocą przebrała się do piżamki i w sekund kilka zasnęła!!!:-)

Cieszę się ogromnie, że udało nam się tak wspaniale i radośnie spędzić niedzielne popołudnie!!! Mam nadzieję, że znów odbędziemy rowerową podróż w nieznane:-)

Do miłego usłyszenia...

Brak komentarzy: