poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Czwartkowo-piątkowe szaleństwa:-)

Weekend jak zawsze minął zdecydowanie za szybko. Atrakcji na szczęście nie brakowało. Nasze szaleństwa rozpoczęliśmy już w piątkowe popołudnie wybierając się do CYRKU. Kilka dni wcześniej dzieci ze szkoły przyniosły promocyjne kupony, które informowały o gratisowym (!) wejściu do cyrku, jeśli będzie im towarzyszył dorosły. Oczywiście, chwyt reklamowy, bo za wejście dzieci do lat 12 nie płaciły, ale za to słono płacił rodzic:-)

Tangramowy prezent od R.dla Mamy:-)
Gdy przeczytałam w internecie, jaka jest cena biletu dla dorosłego z dwójką dzieci to włos mi się zjeżył na głowie. Jednak po konsultacji z drugą połową oraz zapoznaniem się z ofertą cyrku, postanowiłam zabrać dzieci, by zobaczyły prawdziwą cyrkową arenę. Nie spieszyliśmy się specjalnie, bo wydawało nam się, że przy tak wysokiej cenie za wejście (70 zł = dorosły plus dwoje dzieci), nie będzie dużego zainteresowania. Jakież było nasze zdziwienie, gdy z daleka ujrzeliśmy kolejkę do kasy, a w namiocie prawie wszystkie miejsca zajęte. Szok!
IMBRYCZEK od R. (bez instrukcji złożony):-)
Pomysł spędzenia popołudnia w cyrku okazał się strzałem w dziesiątkę. Cały pokaz trwał 120 minut (plus 20 minut przerwy), a ani Mała M. ani R. nie nudzili się ani przez chwilę. Przyznam, że sama w cyrku nie byłam już od lat i jak wchodziłam do owego namiotu to mnie jakoś na wzruszenie wzięło, bo wiedziałam, że to PIERWSZA wizyta w cyrku moich pociech.

R. nie próżnuje... Czwartkowy RUROCIĄG ... 
 Pokaz rozpoczęła parada bajkowych postaci ze Stumilowego Lasu. Potem kolejno prezentowali się artyści z Polski, Ukrainy, Rosji, Czech. Niesamowite wrażenie zrobiły na nas akrobacje na drążkach oraz skoki na batucie w wykonaniu trojga braci z Ukrainy.

... z pokoju R. przez korytarz do kuchni!!!:-)
Mała M. i R. przyglądali się ich wyczynom z zapartym tchem. Bardzo widowiskowy był także popis żonglera, ale dzieciom chyba szczególnie w pamięci zapadły zabawne przerywniki autorstwa klauna, który po każdym numerze rozbawiał publiczność, zapewniając wszystkim dobrą zabawę.

Czwartkowa niespodzianka dla Mamy!!! od R.
Jednak po pewnym czasie nasza pięciolatka zaczęła wypytywać o pokazy zwierząt. Czekała zapewne na LWY, który miały być przysłowiowym gwoździem programu:-) Zanim jednak na scenie pojawiły się kraty, a na wybiegu stanęło 6 lwów obejrzeliśmy na arenie śmieszne i ociężałe nieco nutrie. Sam pokaz tresury lwów był niesamowitym przeżyciem.

 Treser głaskał te wielkie kociska, jakby to były domowe kocurki. Drapał je za uszami, głaskał, tarmosił ..., a już szczytem odwagi było włożenie własnej głowy do paszczy lwa!!!! Mała M. i R. zamarli chyba... Lwy do tego ryczały, a jeden nawet położył się na arenie i treser, chcąc go zmusić do wstania na cztery łapy, ciągnął go za ogon!!!

Kolejne NOWE POJAZDY R. !!!
Bardzo zabawny, bo wywołujący salwy śmiechu był popis pudelków, które miały pokonywać przeszkody. Dużo sytuacyjnych żarcików i zabawa na 102. Później na arenie zaprezentowały swe sztuczki zwierzęta cyrkowe: wielbłądy, kucyki, koń andaluzyjski (jeśli się nie mylę). Atrakcji zatem nie brakowało!!!

Pełni wrażeń wróciliśmy do domu, opowiadając sobie po drodze, co każdemu najbardziej przypadło do gustu. Dzieciom (o ile się nie mylę:-)) najbardziej zapadł w pamięć pokaz tresury lwów.

R. zaprasza do namiotu na HERBATKĘ!!!
Z cyrku popędziliśmy do domu, bo tam czekała na dzieci kolejna atrakcja - weekendowe odwiedziny taty. Wreszcie się doczekały. Około 20-ej zjawiła się ma druga połowa, która z zza pazuchy wyjęła po prezencie dla każdej z pociech. Mała M. zapiszczała z radości na widok serwisu dla lalek (z wizerunkiem świnki Peppy),

Jest prezent, będzie herbatka z nowego serwisu podana!!!

a R. rozradował się na widok auta z czasów PRL-u - sławnego Żuka. Zaczęło się wielkie zabawowe szaleństwo. W ruch poszły upominki, a także samoloty zbudowane z klocków lego. Przez kolejną godzinę prawie byłam świadkiem potyczek w powietrzu.

UWAGA!!! Mała M. też KONSTRUUJE pojazdy ..  i to jakie!!!
Mała M. ze swym tatą próbowała zestrzelić w locie bojową maszynę naszego domowego konstruktora:) Tak jakoś się dziwnie składało, że samolot R. wychodził z tych bojów zwycięsko, a druga drużyna stale musiała odbudowywać swe samoloty.

Samolot R. BĘDZIE walka w powietrzu!!!
 I tak na zabawie upłynął nam piątkowy wieczór! Dobrze, że jeszcze dwa dni odpoczynku od szkoły przed nami!!!

To też dzieło R. :-)
 Do miłego usłyszenia!!!

Zachodźże słoneczko:-)








Brak komentarzy: