sobota, 25 kwietnia 2015

Jak walkę z jelitówką przetrwaliśmy:-)

Od czterech dni u nas szpital w domu, czyli walka z jelitówką. Przebieg dość łagodny, ale zarówno Mała M. jak i R. do dziś walczą z wirusem. Z tego też powodu naszego dziewięciolatka minął udział w klasowym spektaklu przygotowywanym od kilku miesięcy na potrzeby dorocznego przeglądu szkolnych teatrzyków. Żal wielki, że on nie mógł wziąć udziału, a my z Małą M. nie mogłyśmy obejrzeć na żywo klasowego musicalu. Mam jednak nadzieję, że klasa R. zaprezentuje go na terenie szkoły, a wówczas i my załapiemy się na pokaz:-) Póki co trzymamy kciuki za ,,Oślą skórkę''!!!

R. zawsze ma jakiś pomysł... Będzie kukiełkowe przedstawienie:-) 
Jednak ten tydzień nie tylko na wyczekiwaniu piątkowego spektaklu, ale także na wyszukiwaniu stroju dla powożącego karocę R. Pierwotnie miała być przeróbka zeszłorocznego stroju pirata, ale gdzieś się zagubił ...i trzeba było biegać po sklepach, by na ostatnią chwilę kupić cokolwiek, co na taką okazję się nadaje. Znalazłam bluzkę z żabotem i elegancki żakiecik, w sam raz nadający się jako marynarka dla R. Kapelusik miała pożyczyć jedna z mam:-) Niestety, strój choć wyprasowany wisi na wieszaczku i dziś niestety na nic się nie przyda...

Dzieci chore, to świat tylko z okna oglądam:-)
 I tak siedzę z moimi pociechami w domu i staram się w wolnych chwilach co nieco porządkować domowe kąty. Ogromnie się cieszę z każdej, nawet najdrobniejszej, pracy, dzięki której z jakiegoś miejsca znika kurz albo bałagan.
Zachód słońca z okna widziany:-)
I tak ostatnio umyłam okno w pokoju naszego dziewięciolatka i w kuchni, wyprałam firanki, wyczyściłam kilka kuchennych szafek, posegregowałam sterty ubrań. UFF!!!

Chwila zachwytu ...
 Porządki porządkami, ale najbardziej w tym domowym szpitalu brakuje mi wyjścia z domu. Za oknem świeci słońce, a my w domu... Trudno jednak przewidzieć żołądkowo-jelitowe sensacje....i raczej o opuszczeniu domowych pieleszy póki co nam tylko pozostaje pomarzyć...

Okulary od Małej M. dla pieska:-)
Jednak mimo wszystko staramy się nie gasić ducha... i znajdować sobie od czasu do czasu jakieś twórcze zajęcia. Prym wiodą, rzecz jasna, moje pociechy, którym pomysł za pomysłem przychodzi do głowy. Szybko przechodzą do ich realizacji, gorzej z uprzątnięciem na bieżąco miejsca pracy:-)

Samolot R....
Jednak co zrobić, gdy dzieci twórcze zabawy lubią!!! Od ubiegłej niedzieli w mieszkaniu królują pudła, a zaczęło się od przytarganego w sobotnie przedpołudnie kartonu po lodówce. Całe to zamieszanie wywołane zostało zadaniem Małej M., która od poniedziałku w klasie miała latać zrobioną z pudła rakietą.

Rakieta dla Małej M.
Tata wyciął kilka otworów, dorobił rakiecie dziób, dodał wyloty powietrza i statecznik. Rakieta jak malowana:-) Trzeba było jedynie wcześnie rano zanieść ją do szkoły. Dałam radę, ale po drodze zgubiłam statecznik. Na szczęście znalazłam go wracając ze szkoły ... i zamontowałam jeszcze przed rozpoczęciem lekcji:-)

Klocki poszły w ruch:-) Wieża R....
Kartonowe szaleństwo od razu zawładnęło także wyobraźnią R., który jeszcze w poniedziałek zaraz po lekcjach zamarzył o pudle. W sklepie AGD zaoferowano nam dwumetrowej długości karton po lodówce olbrzymie:-) Nie miałam ochoty go nieść do domu, ale R. się uparł... Przy wietrznej pogodzie ciężko było nieść takiego kartonowego olbrzyma, ale daliśmy radę. Tyle, że rzekłam: Nigdy więcej!!!:-)

Nowa wieża rękami R. postawiona:-)
Zaraz też R. zabrał się do pracy. Nożyce, taśma klejąca ...i nasz dziewięciolatek zaszył się w sypialni... w owym pudle. Wycinał, przycinał, kleił ... i w chwil kilka pudło zostało przerobione na statek kosmiczny. We wnętrzu nasz dziewięciolatek zamontował jeszcze kilka zegarów:-), a potem zaprosił Małą M. na pierwszy lot. Ale była zabawa!!!!

Mała M. też skromną budowlę zbudowała:-) Brat wziął resztę klocków:-(

Pudło kilka dni stało w sypialni, a dziś znów doczekało się przeróbek. Otóż R. zamarzył o zbudowaniu peryskopu. Znalazł jakieś lusterka, kilka rolek taśmy klejącej i para nożyc. Znów była zabawa na całego!!!

Zachód słońca... To lubię:-)
Mała M. znajdowała dla siebie twórcze prace. Kilka chwil spędziła na malowaniu znalezionych w garażu figurek gipsowych z okresu Bożego Narodzenia.

Bożonarodzeniowy pociąg:-) malowany łapką Małej M.
Był także czas na rysowanie. I tak spędziliśmy tych kilka dni w domu, walcząc z wirusem. Oby długo nie dawał nam znowu o sobie znać:-)




Brak komentarzy: