piątek, 31 października 2014

Piątkowo ... i rysunkowo nieco:-)

Dobiega końca drugi tydzień przymusowego siedzenia w domu. Mała M. na szczęście już wróciła do szkoły, za którą bardzo już tęskniła. Sama dziennie wcześnie wstaje i pyta, czy dziś idzie do zerówki. Potem sprawnie się ubiera, je śniadanie i czeka, aż tata zawiezie ją do szkoły. Podobnie było i dziś. Po zjedzeniu miski ciepłego mleka z płatkami wskoczyła w swą nową sukienkę (prezent od mamy małej J.) i rajstopy. Z wypiekami na twarzy oczekiwała momentu wyjścia z domu.  Nie ukrywam, że najbardziej ciągnie ją do swej koleżanki z ławki, ale i sama nauka też ją pociąga... R. zaś nadal w domu. Walczy z katarem i bólem gardła, a że namówić go na kurację ciężko, więc o postępy w powrocie do formy ciężko:)


Na szczęście tuż po śniadaniu dał się namówić na nadrobienie części szkolnych zaległości, a potem na spędzenie kilku chwil na rysowaniu. Najpierw przeglądnął książkę o samolotach, by potem je uwiecznić na kartce.


Ciężko już naszemu ośmiolatkowi wysiedzieć tyle dni w domu, gdy zatem wieczorem poczuł się lepiej, pomaszerowaliśmy na zajęcia plastyczne. Zostawiłam go tam na dwie godziny, a ja pognałam na zakupy wioząc w wózku zmęczoną całotygodniową bieganiną Małą M. Musiałam nadrobić zaległości ... i gdy nawrzucałam to, co wydawało się niezbędne do koszyka to ledwo byłam w stanie pchać wózek ze śpiącą Małą M. ... i piętrzącą się stertą zakupów w koszyku pod wózkiem. Miałam nadzieję, że może wracający z pracy mąż mnie jakoś wspomoże i owe zakupy odbierze, ale w słuchawce głucha cisza... Nie pozostało mi zatem nic innego, jak dalej pchać ów wózek:-)


Po powrocie z zakupów wzięłam się za przygotowanie sałatki owocowej, która po powrocie ,,naszych panów'' zniknęła w mig. Zanim jednak banany, gruszki i jabłka znalazły się w pucharkach, Mała M. zdążyła narysować aż trzy obrazki.


Najpierw na białej kartce pojawił się pędzący przed siebie chłopiec,


 a potem klaun .. wraz z rowerzystą,


Wcześniej dziś także spod łapek naszej pięciolatki wyszedł rysunek dedykowany R., na którym nasza mała artystka stworzyła portret człeka pierwotnego (chyba), którego nazwała BATSZMAT ... (rozbawiającym tym naszego ośmiolatka do łez!) i rowerzysty. Cieszę się, że Mała M. polubiła rysowanie. Czasem nawet R. przybiega, by zobaczyć, co narysowała... jak choćby dziś, gdy na obrazku stworzonym specjalnie dla swego brata narysowała (według własnego pomysłu!) jeża. Nawet nasz ośmioletni artysta był pod wrażeniem i orzekł, że on tak nie potrafi:-))



A owo zamiłowanie do rysowania zaczęło się niedawno, gdy położyłam jej na biurku książkę* o tym, jak rysować postacie z kreskówek ... i nasza pięciolatka chętnie z niej korzysta.


Rzecz jasna największą popularnością cieszy się rysunek bobasa, ale i inne także od pewnego czasu próbuje odwzorowywać. Już kilka dni temu wręczyła mi kilka swych prób rysowania owych postaci.


Był już miś ...


Był kot ...

No i własna wersja bobasa (z sercem dla MAMY!)... oraz portrecik mamusi:-)


R. też miał dziś swoje artystyczne wejście:-), gdy przywitał mnie po zajęciach i wręczył cały plik prac. Nie zdążył mi jednak wyjawić większości ich tytułów.


To, zdaniem autora, praca wykonana sposobem autorskim, czyli według własnego pomysłu naszego ośmiolatka. Nie zdążyłam zapytać, co autor miał na myśli :-)


Tu z odgadnięciem tematyki nie było problemu .. Usłyszałam nawet, że to LAS:-)


Udało mi się także dowiedzieć, że głównym tematem dziś było namalowanie potworka z owoców i warzyw... To chyba coś w nawiązaniu do dzisiejszego amerykańskiego święta, przed świętowaniem którego się wzbraniam ...:-) Pomysł - ciekawy i oryginalny, no i obrazek też całkiem niezły.



Grunt, że dziś moje pociechy dość twórczo spędziły czas!!!!

Do miłego usłyszenia:-)

*,,Narysuj to sam. Komiksowe postacie", Macmillan Children's Books, 2008.

Brak komentarzy: