poniedziałek, 17 marca 2014

Walczymy z jelitówką...

Witamy po weekendzie ... Pogoda do niczego, a właściwie jedynie do siedzenia w domu - czytania, oglądania bajek i  wspólnych zabaw. Tak właściwie spędziliśmy oba dni, choć nie do końca. Większość dnia i pierwszej nocy upłynęły pod znakiem czuwania przy naszym siedmiolatku, który jak nie na WC (zmieniając bieliznę po każdej nasiadówce) to z miską na łóżku siedział. Niestety, chyba ze szpitala przywlekliśmy grypę żołądkową, zwaną potocznie ,,jelitówką''.

Zaraz też po pierwszych objawach pognałam do apteki, by wszystkim domownikom na wszelki wypadek podać probiotyki. Niech choć reszta rodzinki nie pójdzie w ślady naszego siedmiolatka. Tak mi go żal! Najpierw trzy dni pobytu w szpitalu, a potem zamiast zabaw z rówieśnikami czy jeżdżenia na nowej hulajnodze spędził dwa dni w łóżku. Wczoraj jeszcze zaczęła się gorączka ... no więc wirus szaleje na całego!!! Mnie też już coś zaczęło kręcić tu i ówdzie w trzewiach. Oby i mnie nie zaatakował ów jegomość :-) Bronię się jak mogę.

Na całe szczęście są książki, jak się znów mogłam przekonać w weekend ... w czasie choroby R. Jeszcze przed szpitalem, z myślą o osłodzeniu naszemu siedmiolatkowi chwil w szpitalu, zakupiłam książkę ,,Proszę słonia''. W sobotę R. niestety nie był w stanie słuchać czegokolwiek, bo sensacje żołądkowe trapiły go wielce. Na szczęście już wczoraj sam upomniał się o czytanie ... Zasiadłam przy jego łóżku, otworzyłam pięknie ilustrowaną i wydaną w twardej oprawie książkę o słoniu Dominiku ... i sama nie wiem, kiedy przeczytałam za jednym razem aż 45 stron. Książka bowiem, napisana piękną polszczyzną, ujęła mnie za serce i nie mogłam się nadziwić, że chyba w swoim dzieciństwie gdzieś ją pominęłam.

Owa pełna ciepła opowieść wciągnęła mego słuchacza i mnie bez reszty ... i gdyby nie pora kolacji i zdrowy rozsądek, no i zmęczenie chorobą R., to czytalibyśmy do białego rana:-) Dziś rzecz jasna tuż po śniadaniu rozpoczęliśmy lekturę dalszych rozdziałów. Tym razem zaprosiliśmy do wspólnej lektury Małą M., której wczoraj odradziliśmy czytanie książki z nami. Bałam się bowiem, że może się zarazić... a jeden chory w domu w zupełności wystarczy:-)

I tak czytając ,, Proszę słonia'' naszemu choremu ... oraz bawiąc się w przerwach z Małą M. spędzamy ów czas choroby R. Tak bym chciała, by mógł już wreszcie wrócić do kolegów i koleżanek w szkole.... by mógł tak jak jego rówieśnicy uczyć się i bawić, a nie siedzieć w domu ... i nadrabiać ze mną szkolne zaległości. Mam nadzieję, że wreszcie nastąpi przełom ... Może gdy zaczniemy odstawiać leki i system odpornościowy będzie mógł w miarę normalnie funkcjonować to i absencje szkolne będą należały do rzadkości? Oby tak było!!!

Póki co leczymy się ... Dobrze, że Mała M. potrafi świetnie się sobą zająć, gdy więcej uwagi muszę poświęcić jej starszemu bratu. Wówczas słyszę za ścianą, jak śpiewa swoim lalom ... albo bawi się zabawkową pocztą ... albo czyta ... Wspaniała z niej dziewczynka!!!

R. równie wspaniały ... i dzielny. Przekonałam się o tym w szpitalu wielokrotnie, a tym razem zwłaszcza, gdy tuż przed opuszczeniem szpitala okazało się, że szpitalne laboratorium zagubiło (!) probówkę z materiałem na badania genetyczne pobrane przez pielęgniarki ... i trzeba było dodatkowo dwukrotnie kłuć R. Nawet nie pisnął ... Zniósł to dzielnie, nasz R. - bohater:-) Kolejnym razem nie zgodzę się na ponowienie badań .... i inaczej załatwię sprawę... Tym razem byłam wyrozumiała, ale co za dużo to niezdrowo:-)))

Pozdrawiam z placu boju z jelitówką :-) Wieczorem dołączę wreszcie fotki:-))))

Brak komentarzy: