poniedziałek, 27 stycznia 2014

Mała M. czyta mamie ... HURA!!!

Pora regularne pisanie czas zacząć ... Gościnnie na komputerze stacjonarnym zanim mąż coś nowego dla żony zakupi :-)

Dziś słów kilka o tym, co szczególnie ostatnio raduje matczyne serce. Otóż doczekałam się czasów, gdy zasiadam wygodnie na kanapie i słucham, jak moja czterolatka z radością w głosie czyta swojej mamie.

Pamiętam początki, gdy to ja zasiadałam z Małą M. u boku i jednym z zeszytów pani profesor Jagody Cieszyńskiej ,,Kocham czytać'' i cierpliwie, instruowana przez moją wspaniałą siostrę (prawdziwą znawczynię i propagatorkę metody nauczania czytania, zwanej krakowską), krok po kroku dzień za dniem uczyłam Małą M. czytania sylab. Choć początki nie były łatwe (trudności z kreatywnością przy tworzeniu historyjek), z każdym zeszytem szło nam coraz lepiej.

Mała M. tak bardzo zapaliła się do czytania, że nawet o poranku, gdy za oknem ciemno a reszta domowników pogrążona była we śnie, nasza czterolatka siadała w piżamce na kanapie i strona za stroną powtarzała historyjkę, którą jej opowiadałam no i przy tym powtarzała zapisane na kartach książki sylaby. Zadziwiała mnie swą pracowitością i zapałem. Niczym mała pilna uczennica powtarzała wszystko ... i właściwie sama utrwalała. Dla lepszego zapamiętania poznanych sylab wycinałam dodatkowe ćwiczenia, a Mała M. chłonęła jak gąbka. Tak bardzo się przyzwyczaiła do wykonywanych specjalnie dla niej ćwiczeń, że co dzień pytała, czy dla niej coś nowego przygotowałam. Nie ukrywam, że było to czasem dość czasochłonne zajęcie, ale postępy córki i radość, jaką czerpała z czytania dodawały mi skrzydeł. I tak, dzień po dniu, czytałyśmy, traktując czytanie ,,Kocham czytać'' jak dobrą zabawę.

Nawet nie wiem, kiedy dotarłyśmy do 18-ego zeszytu pierwszej serii, będącego uwieńczeniem całego ,,kursu'. Tutaj już całość napisana była drukowanymi literami - po jednej stronie tekst, a po drugiej - całostronicowy obrazek. Opowieść o Jagodzie i Janku na wakacjach okazała się hitem. Pamiętam jaka ogromna radość ogarnęła mnie, gdy Mała M. usiadła z książeczką na kolankach i zaczęła czytać!!!!! Poczułam się jak zdobywca Mont Everestu:-), bo to przecież sztuka nauczyć małe dziecko czytać. Zasługa tu, rzecz jasna, Pani Profesor Cieszyńskiej, która bazując na swym ogromnym doświadczeniu w pracy z dziećmi i rozległej wiedzy opracowała tak genialną metodę. SAMA przekonałam się, że czytanie ,,po krakowsku'' się sprawdza w praktyce, czego najlepszym dowodem jest moja (obecnie) czterolatka.

Co prawda zdarzyło się, że po wakacyjnej przerwie Mała M. jakoś nie garnęła się do czytania, ja też specjalnie nie naciskałam... Jednak po kilku miesiącach sama na nowo sięgnęła po Jagódkę i Janka, a teraz już nawet czyta mi relacje z ich podróży po krajach europejskich. Tak tak ... ciocia A. i wujek F. widząc, ile frajdy czytanie sprawie swej małej siostrzenicy na czwarte urodziny sprezentowali jej drugi boks z książeczkami Pani Profesor Krakowskiej zatytułowany ,,Podróże Jagody i Janka''. Teraz czytając poznajemy atrakcje miast Europy. Dobrze się obie przy tym bawimy. Ostatnio nawet zagrałam z Małą M. w dołączoną do książek grę planszową (fotki niestety nie do odzyskania z mojego laptopa!). Jakże radowało się moje serce, gdy moja czterolatka podczas gry, trafiając na punktowane dodatkowo pole, z uśmiechem na twarzy czytała polecenie, mówiące jej, co ma zrobić w danej sytuacji. Ależ była zabawa! Znów chętnie udam się z nią w podróż po turystycznych atrakcjach Włoch.

Granie i czytanie to jeszcze nic :-) Ostatnio Mała M. czyta sobie książki z biblioteczki domowej lub z zasobów biblioteki miejskiej. Nie ma znaczenia, że to już nie drukowane litery. Ona po prostu siada i czyta. Podczas ostatniej wizyty w bibliotece wypożyczyłam dla niej kilka pozycji z serii wydawnictwa Egmont ,,Czytam sobie'' (poziom 1). Na dobry początek była ..Marta i Ufoludek''. Łza gdzieś tam prawie zakręciła się w oku, gdy moja czterolatka usiadła na kanapie i strona za stroną przeczytała mi o małej Marcie. Kolejnego dnia uraczyła mnie lekturą ,,Sekretu ponurego zamku'' (też z serii ''Czytam sam''). JESTEM Z NIEJ DUMNA!!! Już wiele razy przekonałam się, że warto było spróbować, bo Mała M,. czyta mi tytuły książek w bibliotece, napisy na planszach gier i wszystko, to co przyciągnie jej uwagę.

I choć spotykam się z opiniami, że skoro już czytać umie to w szkole będzie się NUDZIĆ ... wierzę, że ta umiejętność nawet w tak młodym wieku jest już bezcenna. Poza tym ucząc czytania wpoiłam mojemu dziecku przy okazji :-) MIŁOŚĆ DO CZYTANIA!!! Tym sposobem nasza najmłodsza latorośl stała się prawdziwą miłośniczką dziecięcej literatury, dla której dzień bez książki jest dniem straconym!!!!! Wiele czasu spędza co dzień przeglądając lub czytając książki, a jej opowieści w oparciu o przeczytane książeczki są opowiadane tak piękną polszczyzną i często z modulacją głosu, że nawet jej starszy brat przystaje czasem, by posłuchać bajania Małej M.

P.S. Fotki dołączę wieczorową porą ... :-) Tekst już wkleiłam, bo dawno nie pisałam!
 

Brak komentarzy: