środa, 8 stycznia 2014

Sobotni wypad do Wrocławia...

 Po świątecznych dniach spędzonych przy stole i w domowych pieleszach ciągnęło mnie już na jakąś wycieczkę. Pomyślałam, że warto wybrać się do Wrocławia, by - jak co roku - zobaczyć choinkę na rynku i świąteczne ozdoby na ulicach miasta, a przy okazji oddać książki i audiobooki do biblioteki. Mała M. marzyła także o tym, by odwiedzić wrocławskie krasnoludki ... Jednak zanim odespaliśmy zaległości, zjedliśmy śniadanie i udało mi się jakimś cudem zmobilizować domowników (zwłaszcza płci męskiej:-)) do wyjazdu zrobiła się 13-ta. Jeszcze szybki obiad i przed 15-tą byliśmy w centrum. Trochę czasu zajęło nam krążenie w poszukiwaniu miejsca parkingowego.


W rezultacie zatrzymaliśmy się w okolicach Wyspy Słodowej i stamtąd właśnie rozpoczęliśmy spacer w kierunku rynku. Tu przy zejściu z Żabiej Kładki zauważyłam przepiękną rzeźbę zatytułowaną ,,Macierzyństwo''. Byłam pełna podziwu dla twórcy, który z kamienia potrafił wyrzeźbić takie dzieło. Mała M. rzecz jasna zaraz kazała się przy owej rzeźbie sfotografować.


Szkoda tylko, że jakiś wandal pozwolił sobie na pomazanie dzieciątka .... Nie zauważyłam tego fotografując. Skandal! Ja bym takiemu wandalowi kamień i dłuto dała i rzekła: Sam spróbuj coś takiego wyrzeźbić :-)


Dalej wędrowaliśmy sobie marszowym krokiem, podziwiając m.in. pływające po tamtejszych kanałach łabędzie i kaczki,


zacumowaną przy hotelu restaurację-barkę


czy zabytkowy Młyn Maria.


Moją uwagę przykuły także mewy, .... które licznie zgromadziły się nad wodą. Wyglądały prześlicznie. Nie mogłam się powstrzymać, by się zatrzymać na kilka chwil i uwiecznić je na fotografii.


Śmiesznie wyglądają stojąc na swych śmiesznych pomarańczowych nóżkach ...


I jak tu się nie zatrzymać, by je podziwiać. Pozostali uczestnicy wycieczki musieli cierpliwie czekać, aż mama się fotograficznie wyżyje nieco :-)


Najbardziej mi się podobało to, że one sobie tu spokojnie siedziały, a miasto żyło swoim rytmem ... Tramwaje, piesi, pojazdy ...


Czyż nie warto dla choćby kilku takich ujęć zabrać się z rodzinką do miasta???


Po tym jak na chwilę oddałam się mej fotograficznej pasji, szliśmy dalej spacerkiem przed siebie. Na dłużej zatrzymaliśmy się w pobliskim kościele NMP na Piasku, by podziwiać ruchomą szopkę. Rzadko ją odwiedzamy, bo ciut kiczem trąci, ale że okres bożonarodzeniowy to okazja specjalna, by wejść i pokazać ją dzieciom. Ileż tam zabawek z czasów mojego dzieciństwa ..a  i tak najbardziej podobał mi się aniołek kołyszący do snu małego Jezuska. Miałam nadzieję, że dzieci będą zachwycone. Nie wiem, jak R., bo zwiedzał z tatą, ale Mała M. jakoś chciała stamtąd szybciutko wyjść. Może przestraszyła się dość dużego ruchu, dość głośnej muzyki i ciepła tam panującego, chyba od rozgrzanych lampek.

Ruchomej szopki czar!
Teraz już czas nas gonił, więc pędem udaliśmy się do biblioteki. Na stoliku pani bibliotekarki złożyłam skromny, jak na nasze warunki, stosik (11 sztuk). Mała M. i R. znów czuli się jak u siebie, mogąc do woli przeglądać dziecięcy księgozbiór. Między wybieraniem książeczek dla siebie oboje zdążyli jeszcze pobujać się na wiklinowym bujaku (R.) i drewnianym koniku na biegunach. Tym razem raczej dzieciom pozostawiłam wybór książek, a na końcu dorzuciłam kilka cennych - moim zdaniem - pozycji. Mogłabym dużo dokładać, ale już nie chciałam przesadzać .... i tak wyszliśmy z 17-a książeczkami i 3-ma audiobookami.

Jedna z dekoracji w Galerii Dominikańskiej...
Niestety, nie było kolejnych książek o Basi w formie audio, więc dla naszej czterolatki wzięłam nagrania książek o Elmerze - zabawnym słoniku w kratkę. Dla siedmiolatka zaś wybrałam dwa nagrania przygód rodziny Muminków. Gdy byłam dzieckiem, nie przepadałam za ich perypetiami, ale z wiekiem gust się zmienił i z wielką przyjemnością sama słucham bądź czytam moim pociechom o tych śmiesznych postaciach z Finlandii rodem. O mej sympatii do Muminków świadczy też fakt, że podczas wizyty we Wrocławiu wypatrzyłam ,,Lato Muminków'' na DVD i w niedzielne przedpołudnie odbył się rodzinny seans. Ostatnio zaczęłam organizować projekcje filmowo-bajkowe, kiedy wszyscy siadamy przed TV. Widzę, że pomysł ten bardzo się dzieciom spodobał. Zakupiłam nawet paczkę popcornu :-) Może kolejnym razem połączymy oglądanie z chrupaniem prażonej kukurydzy. Będzie prawie jak w kinie:-))))

To jest dopiero choinka:-)!
Prosto z biblioteki poszliśmy na obiad, a potem przespacerowaliśmy się po rynku, by podziwiać świąteczne dekoracje i choinkę. Ludzi jakoś mało i nawet tłumów nie było. Zziębnięci nieco schroniliśmy się w księgarni, z której wyszliśmy z książeczkami o przygodach Franklina (dla Małej M.) oraz z krzyżówkami i rebusami (dla R.). Naszemu siedmiolatkowi owe zadania tak bardzo przypadły do gustu, że gdy zatrzymaliśmy się na kawie w małym barze, R. rozwiązał kilka zadań ze swego nowego nabytku. Dobrze mu to zrobi. Ćwiczenia szarych komórek nigdy za wiele:-).

Wrocław nocą zawsze uroku pełen:-)
Miło było, ale trzeba było wracać do domu. Dzieci miały tyle wrażeń, że gdy Mała M. przyłożyła główkę do poduszki po powrocie, to spała do rana. Bardzo lubię takie wspólne wycieczki. Nawet nie trzeba niczego zwiedzać czy kupować. Wystarczy nawet kilka chwil w bibliotece i spacer po mieście :-)
Do miłego usłyszenia!!!