czwartek, 8 stycznia 2015

Z ciocią po Wrocławiu:-)

Z racji odwiedzin cioci L. wybraliśmy się do stolicy Dolnego Śląska, by pospacerować nieco po świątecznie jeszcze przyozdobionych uliczkach, zjeść wspólnie obiad, zasiąść na chwilę w jednej z kafejek no i - rzecz jasna - odwiedzić kilka księgarń. Nasz piątkowy wyjazd (z powodu zmian w rozkładzie jazdy i fatalnej aury) przeniosłyśmy na sobotę i już o 9-ej siedziałyśmy w busie. Warto było czekać, bo pogoda dopisała i mogliśmy spokojnie spacerować po mieście. Miło było móc wreszcie z moją Siostrą spędzić czas. Jednak trudno mi było ogromnie czerpać pełnymi garściami z tych chwil, bo sytuacja rodzinna niestety trudna od pewnego czasu kładzie się cieniem na moje samopoczucie itp. Cieszę się, że byłyśmy RAZEM no i że nasze pociechy mogły wreszcie spędzić trochę czasu ze swoją ciocią.


Jednak pierwszym miejscem, do którego udaliśmy się były Arkady. Tu zatrzymaliśmy się dłużej, by poobserwować pływające w tamtejszym akwarium okazy. A było co oglądać.


Choć krążący tam i z powrotem rekin i tak okazał się dla mnie za szybki (poruszona fotka), warto było spędzić tu chwilę. Tym bardziej, że dawno tu już nie byliśmy, a dla dzieci to zawsze atrakcja!!!



Stąd spacerkiem udaliśmy się najpierw w pobliże otwartego niedawno po rozbudowie Teatru Muzycznego ,,Capitol''. Oj tak.. Od lat się tutaj wybieram. Pora chyba zrealizować ów plan:-)


Póki co kontynuowaliśmy spacerek. Mała M. i R. głównie wypatrywali krasnali. Choć wiele razy spacerowaliśmy w tych okolicach pierwszy raz uwagę dzieci przykuły ,,nowe'' osobniki w czerwonych czapeczkach. Jeden na oknie apteki,


a dwa pozostałe już w centrum,


a dokładniej w okolicach ratusza.


Tu na dzieci czekała nie lada atrakcja - możliwość puszczania MEGA baniek (używając dziecięcego języka:-)) Można było zamoczyć w płynie długi sznurek, który ustawiony w odpowiednim kierunku do wiatru sprawiał, że tworzyły się ogromne bańki mydlane. Pierwsza ową sztuczkę wypróbowała nasza nieustraszona Mała M. i szło jej rewelacyjnie!!!


Niestety większość fotek z ludźmi w tle, stąd tylko taką mogę tu zamieścić:-)


Zanim jednak dotarliśmy na rynek rozglądnęłyśmy się za kawką i małą przekąską. Śniadanie bowiem zjedliśmy dość wcześnie i kiszki zaczynały grać nam marsza:-) Na małą czarną, a właściwie porcję kawy latte wybrałyśmy mały, ale przytulny lokal przy Świdnickiej. Delektowałyśmy się aromatyczną kawą i ciastem, a dzieci popijały gęstą czekoladę na gorąco. Ale była uczta!!!

Potem nadeszła długo wyczekiwana chwila, czyli odwiedzenie wrocławskich księgarń, tych z tanią książką. Choć starałam się ograniczać zakupy, po odwiedzeniu kilku miejsc do domu wróciliśmy za pokaźnym stosikiem książek, głównie dla dzieci, ale nie tylko. Tym razem i ja znalazłam coś dla siebie. Otóż na próbę kupiłam kilka audiobooków, by przetestować tego typu formę jako metodę wieczornego relaksu.

Około 14-ej dołączyła do nas moja druga połowa. Wówczas wspólnie wybraliśmy się  na obiad, a także na kończącą nasz pobyt we Wrocławiu - pyszną kawę z równie smaczną szarlotką. Najbardziej chyba zadowolony był nasz ośmiolatek, który miał ochotę na coś słodkiego. Uwielbia jeść w restauracjach i kawiarniach.. tylko nie wiem po kim odziedziczył ową przypadłość:-)))


Pełni wrażeń około 21-ej wróciliśmy do domu. To był dzień!!!!

Brak komentarzy: