poniedziałek, 26 stycznia 2015

Ferii w Krakowie - dzień drugi:-)

Niedziela 18 stycznia 2015 - Pobytu w Krakowie dzień DRUGI:-)

W niedzielny poranek, tuż po śniadaniu wyruszyłam z moimi pociechami na pierwszy spacer po Krakowie. Byłam ciekawa ich reakcji, gdy znajdą się w centrum tego pięknego królewskiego miasta. Zanim jednak tam dotarłam, na moment zatrzymaliśmy się przed kościołem Świętej Trójcy.

Kościół św. Trójcy 
Marzyła mi się bowiem niedzielna Eucharystia u Dominikanów.

Tu wszędzie coś ciekawego znaleźć można:-)
Jednak okazało się, że kolejna Msza dopiero za godzinę. Nie pozostało nam zatem nic innego, jak udać się na Rynek Główny, przyglądając się na spokojnie mijanym kamienicom i innym budynkom. Spacerkiem ulicą Sienną w kilka minut doszliśmy do celu naszej wędrówki.

Kościół Mariacki już tuż tuż...
Dzieci od razu rozpoznały kościół z dwiema nierównej długości wieżami, czyli Kościół Mariacki. Chcieliśmy wejść tutaj na Eucharystię, ale tłumy wychodzące i wchodzące skutecznie nas zniechęciły. Pospacerowaliśmy zatem po rynku, przyglądając się jego głównym atrakcjom: pomnikowi naszego wieszcza, Adama Mickiewicza,

Wieszcz na cokole ... Te gołębie to szacunku za grosz do niego nie mają:-)
Sukiennicom (gdzie R. od razu chciał się udać, słysząc, że tam coś kupić można:-)) ....

Sukiennice w tle... Dla moich dzieci to wszystko nowość:-)
 i kościółkowi św. Wojciecha, który tak bardzo spodobał się swym małym rozmiarem naszemu ośmiolatkowi, że tam właśnie chciał wziąć udział w niedzielnej Mszy św.

Kościół św. Wojciecha...
Do jej rozpoczęcia pozostały dwie godziny. Postanowiłam zatem skierować nasze kroki do pierwszego muzeum, jednego z tych, które właśnie w niedzielę oferuje darmowe wejścia. Jest nim, odnowione niedawno, Muzeum Jana Matejki, w którym ów znany malarz urodził się, mieszkał i tworzył swe arcydzieła.

Mistrz Jan Matejko... 
Wybierając tę muzealną placówkę kierowałam się głównie artystycznymi zainteresowaniami naszego ośmiolatka, ale także przywiodła mnie tutaj własna ciekawość i chęć zobaczenia prawdziwego malarstwa znanego z podręczników i albumów.


Warto było tutaj przyjść! Na trzech poziomach rodzinnej kamienicy Matejków zgromadzone są pamiątki po artyście i jego rodzinie.


Można zobaczyć okulary mistrza,


gipsowy odlew jego ręki,


jego palety, no i rzecz jasna obrazy, które wyszły spod jego ręki.


Mnie najbardziej ucieszył wizerunek Mikołaja Kopernika, a także kilka historycznych obrazów, które pamiętam ze szkolnych podręczników.


Bardzo w pamięć zapadła mi także pracownia Jana Matejki


oraz jego sypialnia, gdzie spędził ostatnie lata życia cierpiąc na chorobę wrzodową. To moje impresje z odwiedzin domu mistrza:-)


 Dzieciom też bardzo się podobało w tym muzeum. R. przyglądał się obrazom Matejki, ale chyba najbardziej spodobała mu się jego kolekcja broni pochodząca z różnych zakątków świata.


Mała M. jakoś specjalnie nie była zainteresowana, ale wszystkie sale muzealne zwiedziła i dotrwała do końca:-)

Ale strój...Jakże czasy obecnie inne...
Po takich wrażeniach głód zaczął dawać się we znaki. Zaprosiłam zatem nasze pociechy do pobliskiego KFC na małą przekąskę zamiast drugiego śniadania. Teraz, gdy odnowiliśmy zapasy sił mogliśmy spacerować dalej.

Brama Floriańska
Powędrowaliśmy w kierunku Bramy Floriańskiej, gdzie najpierw przyglądnęliśmy się pobliskiej rzeźbie Merkurego, a potem obrazom rozwieszanym przez tutejszych artystów malarzy.


Jeden obraz zwrócił mą szczególną uwagę, ale nic nie powiedziałam mojemu ośmiolatkowi. Jakież było moje zdziwienie, gdy stąd ni zowąd R. wskazał właśnie ów obraz (spośród wielu tu zaprezentowanych) jako jego ulubiony. Mam nadzieję, że kiedyś sam taki namaluje!!!

Nam ów obraz pana artysty z Floriańskiej bardzo się spodobał!!!
Teraz spacerkiem udaliśmy się w stronę rynku, bowiem chciałam jeszcze przed południem zabrać dzieci na Mszę św. Tym sposobem znaleźliśmy się u św. Wojciecha na Eucharystii o godz. 12.15.

Ołtarz u św. Wojciecha
Ilość wiernych sięgnęła może 20. Nam do tego przypadł zaszczyt zajęcia pierwszej ławki. Dawno nie byłam tak blisko ołtarza, moje dzieci tym bardziej. Szkoda tylko, że brak snu i zmęczenie dawały się we znaki i musiałam bardzo się pilnować, żeby nie uciąć sobie drzemki. Tym bardziej, że Eucharystię prowadził starszy kapłan, który nawet swym kazaniem (bo czytanym) lekko kołysał mnie do snu.

Szopka u  św. Wojciecha...
Mała M. też coś zmęczona była i pytała, za ile sekund wychodzimy. R. zaś kiwał się jak na statku :-) O ludzie!!! Z trudem dotrwałam do końca Mszy św., która i tak ze względu na miejsce sprawowania, walkę ze zmęczeniem oraz śliczną szopkę bożonarodzeniową zapewne na długo zapadnie mi w pamięć:-)

Jeden z detali na Bramie Floriańskiej...
Teraz należało pomyśleć o obiedzie. Musieliśmy jednak zająć się jeszcze poszukiwaniem apteki, by zakupić antybiotyk. Wzięłam bowiem recepty, ale leku w wielu aptekach nie mogłam dostać. Zamówiłam zatem w jednym miejscu... i spokojnym krokiem, odwiedzając po drodze księgarnię z tanimi książkami, wróciłam z dziećmi do naszego lokum.

Nad wejściem do domu Jana Matejki
Łącznie na nóżkach, przemierzając krakowskie uliczki, spędziliśmy jakieś pięć godzin. Aż trudno mi uwierzyć, że aż tyle czasu zajęło nam owo niedzielne wędrowanie. Pełni wrażeń, ale też głodni nieco, pognaliśmy na obiad. Szybko coś upichciłam moim pociechom, by potem móc zasiąść w łóżeczkach i oddać się lekturze. R. jednak szybko odzyskał siły i marzyło mu się obejrzenie Krakowa ,,by night“. Nasza pięciolatka jednak miała ochotę odsapnąć nieco. Poprosiła bym przypomniała jej legendę, jak to wieże Mariackiej bazyliki dwóch braci budowało:-) Historia ta w mig ukołysała ją do snu. Nie pozostało nam zatem nic innego, jak pozostać w domu i odłożyć dalsze zwiedzanie na kolejny dzień.



Zaprosiłam zatem naszego ośmiolatka do odbycia kosmicznej podróży, słuchając czytaną przeze mnie opowieść o Franiu i jego babci zatytułowaną ,,Kosmiczni odkrywcy“. Książkę już kiedyś czytaliśmy, ale teraz jest naszą własnością i z wielką przyjemnością ją sobie przypomnieliśmy. W międzyczasie zbudziła się Mała M. i z nami odbyła ową kosmiczną podróż (jedyne 62 strony!). I tak na zwiedzaniu i odpoczywaniu minęła nam pierwsza niedziela w Krakowie.

Ogromną radość sprawił mi wieczorem nasz ośmiolatek mówiąc:
Dziękuję Ci, mamo, że nam taką świetną wycieczkę zorganizowałaś!!!!
UFF.. Bogu dzięki, bo wiem z jakim negatywnym nastawieniem przyjechał do Krakowa mój syn. Taka pochwała to jest coś!!!!:-)

Brak komentarzy: