niedziela, 2 lutego 2014

I mama czasem poczytać lubi:-)

Im dłużej pozostaję na urlopie (obecnie bezpłatnym), tym częściej mam wrażenie, że w domu mi coraz ciaśniej i gna mnie gdzieś w świat. Za oknem śniegu brak, ale samopoczucie nie na tyle dobre, by na przykład wsiąść na rower i z aparatem w rowerowej sakwie pokręcić się po okolicy. I mnie chyba jakaś infekcja dopaść próbuje, ale odganiam ją na ile się da popijając ekstrakt z grejpfruta czy dwie łyżeczki tranu.

Do tego jeszcze dobiło mnie nieco przesiadywanie całymi dniami w domu z dwójką chorych dzieci. Dobrze, że choć wczoraj tj. w sobotę moja druga połowa wspierała mnie w opiece nad naszymi pociechami, którym ostatnimi czasy jakby różki diabełek przyprawił i bywały chwile, kiedy zastanawiałam się, czy te dwa brykające urwisy to rzeczywiście moje pociechy, dla których prawie 8 lat temu rzuciłam swą zawodową ,,karierę'' i zostałam przysłowiową kurą domową:-)

Takie, a nie inne okoliczności sprawiły, że zatęskniłam za ucieczką gdziekolwiek .... Jednak ból gardła i katar zatrzymały mnie w domu. Na szczęście nawet w domowych pieleszach można czasem, zwłaszcza gdy dzieciaki spać się kładą, przenieść się w odległy zakątek kuli ziemskiej. To zatem wczoraj wieczorem uczyniłam sięgając po książkę ,,Etiopia. Ale czat!'' autorstwa Martyny Wojciechowskiej.

Choć zdecydowanie wolę relację z wypraw w egzotyczne kraje prawdziwych globtroterów, którzy bez telewizyjnych ekip i w ramach skromnego budżetu podróżują po świecie, dałam się skusić niską ceną książki na wyprzedaży ... i zachęcona pięknymi fotografiami i bogatą szatą graficzną wybrałam się w wirtualną podróż do Etiopii. Kładąc się pod wełnianym kocem z książką w dłoni i kubkiem herbaty z miodem, nie podejrzewałam, że zostanę wręcz porwana w wir etiopskich perypetii autorki i jej ekipy. Nie znam telewizyjnych produkcji, stąd nie widziałam żadnych relacji na ekranie, stąd książka pochłonęła mnie bez reszty. Ani się spostrzegłam, gdy przeczytałam jej sto stron ... i miałam apetyt na kolejne sto, a może i dwieście. Dawno już żadna lektura mnie tak nie urzekła!!!

Stęskniona za wyjściem z domu ... nie mówiąc już o wyjeździe w egzotyczną podróż czytałam i czytałam i czytałam. Czas jakby stanął w miejscu. Na zegarek spojrzałam dopiero, gdy dotarłam na ostatnią stronę książki. Poczułam niedosyt ... Gdy na okładce przeczytałam, że to pierwsza pozycja rozpoczynająca serię ,,W drodze'' uradowałam się bardzo ... i postanowiłam rozejrzeć się na księgarskich półkach za kolejną podróżniczą relacją Martyny Wojciechowskiej. Gorąco polecam!!!

Tyle na teraz! Do miłego usłyszenia ...

Brak komentarzy: