piątek, 8 maja 2015

Niedzielne odkrycia na rowerach:-)

Po sobocie spędzonej w domu  z powodu nawrotu objawów rotawirusowej infekcji, w niedzielny poranek ciągnęło nas gdzieś na zieloną łączkę. Około 11.45 do rowerowej sakwy wrzuciłam sucharki, upieczone wczoraj bułeczki drożdżowe, termos z zieloną herbatą ... i w południe wyruszyłam z moimi pociechami na wycieczkę.

Moje kuchenne obserwacje ... 
Miałam już dość siedzenia w domu. Dzieci najwyraźniej też, bo zebrały się w rekordowym tempie. Już w południe byliśmy gotowi do drogi. Jeszcze upiekłam drożdżowe bułeczki, żeby R. mógł coś zjeść w miarę dietetycznego:-)

Coś na przekąskę:-)
Jedynym problemem do rozstrzygnięcia było obranie trasy. Każdy miał inny pomysł. Ów spór rozstrzygnęliśmy drogą losowania ... i wyruszyliśmy naszą piątkową trasą. Pierwszym celem było dotarcie do jazu na Odrze, a dalej - jazda przed siebie, ile tylko damy radę:-)

Czyżby jakiś GOŚĆ przybył w odwiedziny???!!!
Słońce świeciło, wokół roznosił się śpiew ptaków. Pierwszy odcinek pokonaliśmy w 20 minut, po drodze zatrzymując się na chwilę, by zjeść po bułeczce i wypić kilka łyków herbaty.

Nasze jednoślady:-)
Potem ruszyliśmy dalej przed siebie. Szybko dotarliśmy do zbudowanej niedawno elektrowni wodnej.

Nasz drugi przystanek ... i moje czapli poszukiwania:-)
Tu zatrzymaliśmy się na moment, by pozrywać kilka botanicznych okazów z myślą o ich późniejszym zbadaniu pod mikroskopem.

Botaniczne okazy Małej M.
Ja zaś rozglądałam się za widzianą tu kilka dni wcześniej czaplą... Nagle dwie pojawiły się nad wodą, ale niestety mój refleks okazał się niestety niewystarczający...


Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle nad rzeką wzniosły się do lotu dwie czaple. Niestety nie nadążałam za śledzeniem ich lotu poprzez wizjer aparatu. Udało mi się dopiero uwiecznić jedną z nich, gdy przysiadła na chwil kilka:-)


Ten odcinek trasy już znaliśmy. Chcieliśmy jednak poznać dalsze okolice, a zatem wskoczyliśmy na nasze rowery... i jechaliśmy dalej.

Ciekawe, co będzie ciekawego za zakrętem...
Nagle dzieci wypatrzyły drzewo, a pod nim drabinę.

OOO... DRABINA!!!!
Zaraz też ruszyły, by zaraz pod nim się znaleźć.

Tu wysoko po drabinie wejść można:-)
Jechałam za nimi, ciesząc: swe oczy widokiem pól żółtych od rzepaku,


swe uszy - kojącym śpiewem ptaków. Nie przeszkadzał nam upał, a nadrzędnym celem było zbadanie, czy można po owej drabinie wejść na drzewo. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy znaleźliśmy się przy stopniach owej drabiny. Rzeczywiście prowadziły wysoko pod koronę drzewa, a poniżej znajdowała się zamontowana na nim ławeczka.


 Wypróbowałam, czy szczeble są bezpieczne i nie złamią się pod moim ciężarem ... i wspięłam się po drabinie. Nie miałam jednak śmiałości wchodzić wysoko... Zaraz po mnie kilkanaście stopni pokonały dzieci, najpierw R., a potem Mała M. Chciały nawet wejść pod samą ławeczkę, ale zabroniłam...

Pole RZEPAKU pełne:-)
Kilka metrów dalej zatrzymaliśmy się na dłużej, by podziwiać piękny widok. Ogromne pole rzepaku otoczone ścianą drzew. Prześliczne połączenie barw, a do tego cisza przerywana śpiewem ptaków.

Rzepak ... niby nic takiego, a jednak z bliska PIĘKNO KWIATÓW zachwyca
Nagle ów błogostan przerwał krzyk R., który w trawie zauważył żabę. Skakała to tu to tam i nasz dziewięciolatek zapragnął złapać ją, be lepiej się jej z bliska przyjrzeć.

Rech rech:-)
Rozpoczęło się wielkie szaleństwo, bo - jak się okazało - naszej pięciolatce też ten sam pomysł przyszedł do głowy. No cóż... Stałam i patrzyłam, dbając o to, by ,,zielona piękność'' nie ucierpiała podczas tych harców:-))

 Żabko, hop hop...
Za moment na mojej sakwie wylądowała gąsieniczka... a więc kolejna atrakcja dla moich pociech:-)


I tak nam miło mijał czas podczas tej naszej rowerowej wycieczki. W pewnym momencie ścieżka kończyła się, a naszym oczom ukazała się ogromna śródleśna łąka.

Nieznaczna zmiana krajobrazu:-)
Nie bardzo wiedziałam, co robić. Nie było widać jakiejś konkretnej ścieżki. Na szczęście nagle jak spod ziemi wyrósł starszy pan prowadzący swój jednoślad.

Leśna autostrada:-)
Okazało się, że zna dobrze drogę i ... jadąc za jego wskazówkami trafiliśmy na ścieżkę przyrodniczą ... i szeroką asfaltową drogę prowadzącą przez las. Rewelacja!!!

Zimowitowa łąka (teraz już wiemy, skąd taka nazwa)
Tym sposobem odkryliśmy popularną trasę rowerową (bezpieczną, bo z zakazem ruchu aut!), a także kilka atrakcyjnych miejsc. Na jednej z kilku mijanych tablic Mała M. i R. przeczytali, jakie zwierzęta można tu spotkać.


To zaostrzyło ich apetyty ...i zapewne wiele razy powrócimy w to miejsce!!!

Do miłego usłyszenia!!!



Brak komentarzy: