Po śniadaniu przygotowałam ciasto na naleśniki (by było już gotowe jak wrócimy), zapakowałam worek chrupek (żeby coś na ząb było), wrzuciłam do plecaka karton soku, a do dwóch dużych toreb foliowych wepchnęłam kilka gier planszowych. Rozgrywki w gry planszowe i karciane to już nasza mała tradycja. To właśnie podczas odwiedzin u cioci R. ja mogę spokojnie zasiąść przy kawie (albo i dwóch), bo moje pociechy albo same świetnie się bawią (słuchając poleceń cioci R.) albo uczestniczą w naszych rozgrywkach. Podobnie było i wczoraj!
Przed rozgrywkami wszystkie dzieci, a było ich łącznie troje, rysowały. R. stworzył wizerunek ludzika i auta giganta, a Mała M. narysowała dwa śmieszne ludziki. A gdy za moment ciocia R. wsypała chrupki do trzech misek, moje pociechy zamilkły i było słychać tylko chrupanie.
Wreszcie nadeszła pora na granie. Pierwsza na stole pojawiła się gra, którą dostałam w prezencie z dalekiej Francji. W Polsce znana jest jako ,,Skubane kurczaki''. Tu jeszcze w nią nie graliśmy. Zabawna gra z elementami ,,memory'' okazała się absolutnym hitem, a prym wiodła J., która pokonała nas w obu rundach.
Bardzo lubię tę grę, bo zmusza mnie do gimnastykowania szarych komórek, zwłaszcza gdy gram z R. i Małą M., którzy pamięć mają doskonałą.
Teraz przyszła kolej na partyjkę ,,Detektywa Szczebrzeszyna''. To bożonarodzeniowy prezent, przy którym spędziliśmy w grudniu kilka godzin. ,,Detektyw'' już znany był moim gospodarzom, ale nadal budził wiele emocji. Tym razem do rozgrywki włączyła się Mała M. Choć nie było jej łatwo znaleźć w wyznaczonym przez klepsydrze czasie uwidoczniony na karcie przedmiot i tak bawiła się świetnie. Byłam pod wrażeniem, gdy po zobaczeniu obrazka, będącego powiększeniem jakiegoś przedmiotu na jednej z 6 plansz, potrafiła zgadnąć, o jaki przedmiot chodzi. Ja uwielbiam tę grę i tym razem mogłam i ja cieszyć się tytułem zwycięzcy.
Ale nie na długo ... Sromotną porażkę poniosłam bowiem kilkanaście minut później, gdy na stole pojawił się kolejny prezent od cioci A. z Francji ,,Bazar Bizarre''. Nie mogłam nadążyć za J. i jej mamą, które wiodły prym. Teraz mama pokonała córkę, ale walka była zacięta. Miłe sierpniowe popołudnie zakończyliśmy rozgrywką w ,,Pędzące żółwie''. To też jedna z ulubionych gier. Tym razem nawet Mała M. grała z nami i świetnie sobie radziła.
Gdzieś między graniem był i czas na wspólny posiłek, wypicie kolejnej kawy i babskie ploteczki. Uwielbiam takie spotkania przy grach planszowych. Chętnie znów zatargam worek gier, by móc z tak miłym gronie dobrze się bawić, zapomnieć o troskach i zapewnić także moim pociechom dobrą zabawę.
Do miłego usłyszenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz