Poniedziałek
spędziliśmy 3 km od centrum Bydgoszczy w Leśnym Parku Kultury i
Wypoczynku ,,Myślęcinek.'' Dotarliśmy tutaj po 10-ej, a
opuściliśmy go około 18.30, a zatem atrakcji nie brakowało.
Przyjazd tu okazał się trafionym pomysłem, bo można było
schronić się przed upałem, który zapewne dałby nam się we znaki
w mieście.
Zwiedzanie tego
rozległego parku rozpoczęliśmy od ZOO, a dokładniej Ogrodu Fauny
Polskiej. Jak sama nazwa wskazuje owe zoo specjalizuje się w
prezentowaniu rodzimych zwierząt. Dopiero od kilku lat mała część
ekspozycji poświęcona jest zwierzętom z innych zakątków świata.
Jest jednak ich tu niewiele. Ogród ten, co widać wędrując jego
ścieżkami, do nowych nie należy i mam wrażenie, że od niedawna
coś zaczyna się tutaj dziać. W budowie jest akwarium i terrarium,
a tylko kilka wybiegów wygląda na nowe. Niemniej jednak miło było
pospacerować po bydgoskim zoo. Można było przyjrzeć się
niedźwiedziom brunatnym, które – o dziwo nas ignorowały, a
reagowały tylko na słowa Małej M. (!). Był też ryś nerwowo
spacerujący po swoim wybiegu …. Najbardziej w pamięć zapadły
mi bardziej nowoczesne wybiegi – jeden z wydrami wesoło
brykającymi w wodzie oraz tuż obok staw z bobrem, któremu
właściwie po raz pierwszy mogłam przyjrzeć się z bliska. Ależ
on ma ogon! Wcześniej także uwagę mą przyciągnęły stojące
niedaleko stawu z fontanną bociany, do których można było podejść
bardzo blisko. Mimo, że ZOO zapewne wymaga jeszcze odnowienia i
uatrakcyjnienia ciekawe jest także pod względem edukacyjnym.
Znajduje się tu bowiem wiele tablic opisujących w przystępny
sposób określone gatunki zwierząt, jak np. odróżnić żbika od
rysia, jakie są gatunki niedźwiedzi na świecie (np. miś
okularowy), jak wyglądają jaja różnych ptaków itp. Przy wejściu
nie przeczytałam informacji o godzinach karmienia, więc pewne
atrakcje nas minęły, ale przypadkowo byliśmy świadkami posiłku
dzików. Nagle pan rzucił im deser. Najpierw jednak stukał
wiaderkiem w ogrodzenie. Jeden się zerwał, a za nim cała reszta.
Zabawne było gdy walczyły między sobą o kawałek jakiegoś
ochłapu :-) Przy okazji zobaczyliśmy tygodniowe warchlaczki. Jakie
słodkie!!!! Mała M. i R. byli zachwyceni.
Po zwiedzeniu zoo
poszliśmy dalej … Teren parku bardzo rozległy, ale wędrowaliśmy
dalej przed siebie w kierunku innej jego części z placem zabaw,
lunaparkiem, parkiem dinozaurów itp. Droga dość daleka, ale
robiliśmy sobie odpoczynki po drodze. Dobrze, że większość trasy
przebiegała w cieniu, bo inaczej nie dalibyśmy rady. Przy okazji
odkrywaliśmy (raczej z daleka niż z bliska) kolejne jego części –
wakepark z rynną i wyciągiem dla narciarzy wodnych, plażę, stoki
narciarskie, rozległą polanę, wypożyczalnię sprzętu sportowego
itp. Cały czas nasza ścieżka biegła wzdłuż ścieżki dla
rowerów i rolkarzy, których tu nie brakowało. Super, że blisko
Bydgoszczy jest takie miejsce, gdzie w sposób aktywny i atrakcyjny
można spędzić czas.
Wreszcie dotarliśmy
do celu, czyli Parku Rozrywki. To tutaj R. chciał jak najszybciej
się znaleźć. Tu bowiem, oczywiście po zakupieniu kilku biletów,
wejść i zwiedzić LUNAPARK z karuzelami, gabinetem śmiechu,
chińskim basenem wypełnionym piłeczkami, przejechać się kolejką
górską, przejść między drzewami w parku linowym. Jest także
duży i nowoczesny plac zabaw w postaci zamku z licznymi
zjeżdżalniami, drabinkami …, a dla dorosłych kilka urządzeń
fitness na świeżym powietrzu.
Zakupiliśmy karnet
na 10 atrakcji, żeby dzieci mogły poszaleć na karuzelach. Okazało
się jednak, że nie bardzo jest w czym wybierać. Część karuzel
nie działała, park linowy o 16.30 już był bez obsługi, a
kolorowa ulotka i strona internetowa Leśnego Parku okazała się
piękniejsza na papierze niż w rzeczywistości. Jakoś jednak udało
się znaleźć coś co spodoba się dzieciom. R. najwięcej czasu
spędził na autodromie wożąc mnie elektrycznym autkiem (3
przejażdżki). Małej M. też owo miejsce się podobało, gdyż pod
okiem taty mogła kierować pojazdem. Szło jej świetnie! Potem Mała
M. wybrała sobie jeszcze bujanie się w pirackiej łodzi i skakanie
na batucie. Razem z R. szaleli też na dmuchanym zamku (wysokim
bardzo). Byłam pełna podziwu dla odwagi i sprawności fizycznej
Małej M. , która sama dzielnie się nań wspinała, a potem
zjeżdżała bez oporów na dół. Wszyscy przejechaliśmy się
ciuchcią Rakietą (taka zwykła wagonikowa, ale przed snem Mała M.
wyznała mi, że tę właśnie atrakcję pamięta najlepiej!). Mi zaś
w pamięć zapadła przejażdżka wagonikami ,,Smok''. Dobrze, że
nie zabrałam Małej M. ze sobą, bo wagoniki pędziły z taką
prędkością, że ledwo utrzymywałam się na swoim krześle … na
wirażach zaś z całej siły ściskałam metalową poręcz.
Napisano, że to atrakcja dla 10-latków i starszych, a ja ledwo
dawałam radę.
Była też zabawa w
zamku na placu zabaw. Raz nawet musiałam sama się nań wspiąć, bo
Mała M. weszła po części drabinek i platform i nagle rozpłakała
się, że nie może zejść. Okazało się, że nie zauważyła
prowadzących w dół schodków … i wystraszyła się, że utknęła
tam na dobre. Chwilę trwało zanim do niej dotarłam. Musiałam
bowiem pokonać kilka przeszkód raczej na wzrost i ciężar
maluczkich … Wszystko dobrze się skończyło! Wędrując między
karuzelami podziwialiśmy też makiety zamków, bajkowe postacie itp.
Łącznie
wykorzystaliśmy karnety na 15 przejazdów … i powędrowaliśmy
dalej.
Tu czekała na nas
kolejna atrakcja – Makroświat – spacer między drzewami wśród
dużych modeli owadów. Każdy z nich opisany szczegółowo …
Dowiedziałam się tu m.in. , że pszczoła miodna musi wylecieć ok.
60 tysięcy razy z ula, by nazbierać 3 kg nektaru, bo tyle go
potrzeba dla zrobienia 1 kg miodu (aż wierzyć się nie chce!).
Chylę czoła przed tymi pracusiami :-)
Była olbrzymia
biedronka, modliszka, pająk krzyżak i karaluch (tego ostatniego
nawet nie sfotografowałam!). Największe wrażenie zrobiła na mnie
wspinająca się po korze drzewa gąsienica motyla. Modele ciut
stare, ale prezentują się nieźle. Ciekawe, co spodobało się
dzieciom. Jutro zapytam!
Kolejnym miejscem,
które odwiedziliśmy był Park Dinozaurów – Zaginiony Świat
wraz z małym Muzeum Ziemi. Zanim jednak powędrowaliśmy po
parkowych alejkach, posililiśmy się w ,,Chatce Dino'', gdzie za
jeden maleńki naleśnik trzeba było zapłacić 6 zł!!! Zamówiliśmy
5, a i takt nikt się nie najadł. Ja wybrałam zapiekankę i miałam
wrażenie, że była bardziej sycąca od naleśnika z pieczarkami. No
cóż … Coś zjeść trzeba było, a kanapek zabrakło. Dobre i
to...
Przed Parkiem
Dinozaurów było muzeum, w którym zobaczyć można było
skamieniałości i kamienie o przepięknych barwach z różnych
części świata. Bardzo ciekawa ekspozycja! My jednak poszliśmy
dalej pooglądać prehistoryczne gady. WARTO było. Dinozaury
rozstawione były wzdłuż leśnych ścieżek, co sprawiało wrażenie
naturalności … Wszystkie modele duże i dość ładnie wykonane.
Były także prehistoryczne zwierzęta takie jak hiena jaskiniowa,
lew jaskiniowy itp. Bardzo ciekawa ekspozycja, a wszystkiemu smaczku
nadawały dochodzące z różnych stron ścieżki odgłosy: groźne
pomrukiwania i inne podobnego typu hałasy. Na szczęście R. się
nie bał,a Mała M. zasnęła zaraz po wejściu do parku dinozaurów
… i nic nie zobaczyła. Ominęła ją nawet główna atrakcja w
postaci 27-metrowej wysokości diplodoka!!!
Dochodziła 19-ta.
Zamykano już wszystkie atrakcje i trzeba było wracać. Nie
zdążyliśmy już zobaczyć pięknego podobno i ogromnego Ogrodu
Botanicznego. Będzie co zwiedzać, gdy znów zawitamy w te strony.
Do miłego
usłyszenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz