Niedzielę, po
wypełnionej po brzegi atrakcjami sobocie, postanowiliśmy spędzić
wokół domu. Chodziło głównie o to, by dzieci mogły swobodnie
pobiegać po łące, pograć w piłkę, pohuśtać siebie ( i Kubusia
Puchatka albo lale) na huśtawce, pojeździć autkami po ścieżkach. Zanim jednak zaczęły się bawić, przybiegła do nas gospodyni i
powiedziała, żeby wyjść szybko za dom, bo sarenka przyszła. I
rzeczywiście, na skraju łąki tuż za domem, na granicy lasku stała
najprawdziwsza w świecie sarenka. HURA! Zdążyłam nawet pstryknąć
kilka fotek zanim uciekła ...
I tak właśnie Mała M. i R. bawili się przed południem pod okiem babci, a ja w tym czasie
wyskoczyłam z P. na zakupy spożywcze. Udało nam się
zapolować na pstrąga i w ramach eksperymentu zabrałam się za
pieczenie go na grillu. Nie mamy doświadczenia w pieczeniu w ten
sposób, więc trochę trwało zanim udało się nam upiec sześć
ryb. Były pyszne! Jedynym minusem było to, że ich upieczenie
zabrało nam trochę czasu, ale z drugiej strony wakacje są po to, by przestać się spieszyć i robić to, na co w ciągu roku nie bardzo można sobie pozwolić ... Mała M. spała, a na
dworze przy grillu nie czuło się ciepła. Zapewne taki obiad
zapadnie wszystkim w pamięć!
Nawet nie wiem,
kiedy nam dziś minęła niedziela, ale dobrze tak czasem
poleniuchować bez patrzenia na zegarek. Około 18.30 zabraliśmy
dzieci nad wodę. Piaszczysta skarpa, a wokół iglaste drzewa i jeziora toń. Dobrze, że plaża niedaleko, bo R. jechał na
hulajnodze, a Mała M. prowadziła w wózku 2 lalki i myszkę. Do
tego nieśliśmy koc, coś do picia, stroje, ręczniki i … dwa
dmuchane pontony. R. i Mała M. dostali je na Dzień Dziecka od babci
i nie mieli jeszcze okazji wypróbować ich na wodzie.
UFF! Wreszcie
doszliśmy do plaży … Oboje wskoczyli do swych pontonów i rozpoczęła się zabawa
na całego. Mała M. trzymała się blisko brzegu. R. zaś, machając
dużą plastikową łopatą niczym wiosłem, szalał nieco dalej siedząc w pontonie.
Oboje byli tacy szczęśliwi! Świetnie się bawili. Raz jednak R.
chyba nieco stracił panowanie nad swym pontonem i zanurkował pod
wodę. Dobrze, że P. stał w wodzie tuż przy nim i zaraz go
wyłowił. Grunt, że Raduś się nie wystraszył i … chciał dalej
pływać. Jednak zaraz zakończyliśmy nasze pierwsze wieczorne
plażowanie i wrócili do domu na kolację.
Jutro chyba
pojedziemy gdzieś do parku czy zoo, by gdzieś w cieniu spędzić
upalny dzień! Oczywiście, gdy tylko czas pozwoli będą kolejne szaleństwa w wodzie. Sama marzę, by popływać nieco w jeziorze!
Do miłego usłyszenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz