Dzieci miały wyjątkowo ciężki start, głównie R. , który odmawiał wykonania porannej toalety, ubrania się na czas, mycia zębów itp. Już byłam bliska rezygnacji z wyjścia ... Dopiero gdy Mała M. zaczęła płakać, że nie pójdziemy to R. wziął się w garść. Czekała nas jeszcze wizyta w laboratorium na pobranie krwi ... UFF! Z ponad godzinnym opóźnieniem wreszcie dotarliśmy do cioci.
KOTEM BYĆ! |
Lala też zażywa słonecznej kąpieli... |
R. także był bardzo zadowolony z wizyty u cioci, zwłaszcza, że mógł wybiegać się na placu zabaw, który dwukrotnie tego dnia odwiedziliśmy. Największą atrakcją było wymyślanie trasy biegu dla córki cioci R., a potem wyścigi, by w jak najkrótszym czasie ową trasę pokonać.
Mała M. oczywiście też biegała ... Wyhasała się chyba za wszystkie czasy, bo jak zasnęła w samochodzie w drodze powrotnej ok.18-ej to spała aż do niedzielnego poranka.
I tak, w wielkim skrócie, leniwie i przyjemnie upłynęła nam sobota ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz