Trochę trwało zanim znaleźliśmy łąkę, na której konie skakały przez przeszkody, a potem przedzieraliśmy się przez trawy sięgające po kolana, ale na miejsce wreszcie dotarliśmy. Mało ludzi, zawodników też niewielu, ale przynajmniej nie trzeba było przeciskać się w tłumie ... no i wszystko widać było jak na dłoni.
Staliśmy tuż przy stoisku sędziowskim, przed nami parkur z przeszkodami, a za nami mały wybieg, gdzie konie doskonaliły swe umiejętności.
Mieliśmy frajdę, mogąc z tak bliska oglądać zawodników (dominowały panie!) i konie. No i zapoznać się z punktacją i obejrzeć nawet dekoracje zwycięzców.
Wszyscy zawodnicy, a właściwie wszystkie pary z gracją pokonywały przeszkody. Jednak zdarzało się i tak, że jeden koń odmówił skoku. Najpierw strącił jedną z nich, a potem nie podjął dwukrotnie próby skoku ... Przed kolejną również się zbuntował. No cóż ... koń to żywe stworzenie i swe humory ma :-) Jak każdy zresztą.
Więcej atrakcji niebawem, bo teraz pora gnać po R. do szkoły :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz