Podobnie było w czwartek. Jak tylko pojawiła się możliwość, około 19-ej wsiadłam na rower ... i gnałam przed siebie. Nie miałam jakiegoś szczególnego miejsca obranego za cel wycieczki. Jedynie kierunek ... Po niedzielnej wycieczce w stronę Jelcza, gdzie mimo wolnego dnia na szosie panował duży ruch, postanowiłam udać się w kierunku już mi znanym, ale za to po znacznie bezpieczniejszej drodze ...
Jechałam przed siebie, a gdy coś przyciągnęło mą uwagę zatrzymywałam się i robiłam fotki, głównie z myślą o moich pociechach, by po powrocie móc się z nimi podzielić wrażeniami.
Pierwszy przystanek zrobiłam niedaleko domu na polnej drodze. Od kilku dni bowiem dzieci fascynowały unoszące się w powietrzu nasiona topoli. Nawet podczas pikniku biegały po boisku i prześcigały się w łapaniu owej waty do łapek.
Topolowa wata była dosłownie wszędzie. Oblepiła wszystko: makowe pąki ...
łany zbóż, kwiaty rzepaku ...
Ujęcia topolowych nitek z myślą o Małej M. i R. gotowe, pora jechać dalej ... Przede mną Siedlce, mała wioska ... Trasę mniej więcej znam, więc cieszę oczy widokiem pól i rozkoszuję się zapachem traw, zbóż, kwiatów. Pora dość późna, a zapachy bardzo intensywne. Coś niesamowitego!
I już wydawało mi się, że nic mnie tu nie zaskoczy, aż tu nagle po raz pierwszy zauważyłam w tej miejscowości figurę św. Floriana, usytuowaną przy remizie strażackiej.
Jechałam dalej .... Postanowiłam jednak tym razem skręcić w kierunku Groblic. Nie miałam pojęcia, jak wygląda droga. I kolejna miła niespodzianka - mało uczęszczana droga w dużej mierze wśród pól i łąk. Aż trudno opisać, jak dobrze poczułam się w tym miejscu. Jego niezwykłość podkreślił lądujący nagle na polu przede mną ptak ...
... a za moment - motyl siadający na krawędzi liścia ... Zaraz poczułam jakiś szczególny klimat tej okolicy i chętnie powrócę na tę trasę.
p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Niestety był zamknięty, więc wnętrza nie zobaczyłam, ale sprawdziłam godziny Mszy św. Muszę koniecznie wybrać się tutaj w niedzielę.
Kilka kroków dalej czekała na mnie kolejna atrakcja owej miejscowości - wieża widokowa. Droga jednak wiodła po kocich łbach ... w lesie ... Przejechałam kawałek, ale chmary komarów mnie odstraszyły. Pora też już była późna i musiałam wracać.
Teraz dalej rozglądałam się na prawo i lewo, by wyłapać np. stojące w polu strachy na wróble ...
i nacieszyć oczy widokiem łanów zbóż w wieczornym świetle ...
statek piracki ...
i zbudowany z pomocą taty - statek kosmiczny.
Kolejna relacja z wyprawy niebawem!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz