Najpierw po śniadaniu wylałam potoki słów ... i morze potu próbując zachęcić naszego ośmiolatka do włączenia się do sprzątania swego ,,królestwa bałaganu''. Niby chciał mi pomóc, ale myślami i momentami fizycznie był już przy nowej zabawie. Chyba popełniłam błąd, gdy przed porządkami przeczytałam im - na dobre rozpoczęcie dnia - opowiadanie z serii ,,Poczytaj mi mamo jeszcze raz'' pod tytułem ,,Wakacje w pudle''. Przeczytana historia tak bardzo zainspirowała oboje do zabawy w przygotowywanie kukiełek do spektaklu, że zamiast włączyć się do pomocy przy porządkowaniu pokoju jedną ręką już budował piracki statek. Ileż się naprosiłam, a pomoc i tak niewielka... Dopiero po paru godzinach naszła go refleksja, że za mało się włączył, ale obiecał, że teraz do końca wakacji postara się utrzymać panujący w nim póki co ład. OBY!!!!
PIRACI ... i duchy z przeszłości, czyli kukiełki ręką R. przygotowywane:-) |
Najważniejszym jednak wydarzeniem dnia była, spontanicznie zorganizowana, wyprawa nad Odrę. Po obiedzie, widząc, że raczej nie uda mi się zająć zaplanowanymi (i pilnymi) sprawami przy dwójce kręcących się wokół mnie pociech, ogłosiłam wyjście nad wodę. Szybko zapakowałam coś do picia, trzy suche bułeczki na czarną godzinę ... i koc. Do dużej torby zaś wrzuciłam plastikowe kubki, zakrętki po sokach, słomki do picia, taśmę klejącą, nożyczki, kolorowy papier, masę mocującą, rolki z papieru, pojemnik po jajkach...
Jednym słowem wszystko co nagle przyszło mi do głowy, a co mogło przydać się do ... zbudowania statku. W trakcie obiadu bowiem naszła mnie myśl, że najlepiej odpoczniemy na świeżym powietrzu w powiewach wiatru (bo w domu w ukropie już ciężko było wytrzymać).
Dzieci wskoczyły na hulajnogi i w mig znaleźliśmy się za mostem, na drugim brzegu Odry na piaszczystym cyplu często zajmowanym przez wędkarzy. Teraz było tu pusto; jedynym śladem obecności kogokolwiek były pozostawione przez stałych bywalców śmieci, ale cóż... Znalazł się także odcinek czystej w miarę ,,plaży''. Usiedliśmy na kocu... Wyjęłam nasze skarby ... i rozpoczęło się wielkie budowanie, a dokładniej konstruowanie jednostek pływających. Każdy pomysł był ciekawy i oryginalny...
Pierwszy kapitan statku już gotów!!! |
Komplet pasażerów na pokładzie... Można wypływać!!! |
Nie podejrzewałam, że zabawa w konstruktora statku aż tak bardzo wciągnie naszą pięciolatkę, która nie poprzestała na jednym pomyśle. W ruch poszła plastikowa butelka, taśma klejąca, pastele, plastikowa zakrętka, wieczko ze słoika.... i proszę!!! Jest kolejna jednostka pływająca. Brawo brawo!!!
Tym razem pod brytyjską banderą!!! |
Praca paliła się w rękach naszego ośmiolatka:-) Słyszałam tylko szczęk nożyc tnących całe zwoje taśmy klejącej ...
Szelest kartek papieru, szuranie i ... po długiej i wytężonej pracy naszym oczom ukazał się statek badawczy (z niemiecką banderą) i profesorem-badaczem na pokładzie.
Ja też cały czas pracowałam w pocie czoła, żeby nie było, że mama łódki zbudować nie potrafi:-) Z rolek papieru, zwojów taśmy klejącej, zakrętek po sokach, kartek kolorowego papieru, spinaczy i innych ,,przydasiów'' skonstruowałam małą żaglówkę. Z myślą o moich kochanym pociechach nazwałam ją ,,Skrzatem''. Niech dzieci mają uciechę:)
W międzyczasie na plaży doczekaliśmy się gości - naszych przyjaciół (małej J., E. i W. z mamą), którzy z wielkim entuzjazmem dopingowali nam podczas kolejnego etapu naszej zabawy, czyli wodowania naszych jednostek.
Te statki już czekają na przetestowanie!!! |
Pierwszy kapitan odważnie rozpoczął testowanie swej jednostki!!! |
Ta ekipa też najwyraźniej cieszy się z rejsu!!! |
Oczywiście na koniec swoje wodowanie zaplanował nasz najbardziej doświadczony konstruktor-amator. Bał się, że jego jednostka może zbyt daleko odbić się od brzegu, więc zabezpieczył się mocując do szyjki butelki linę. Próba - rzecz jasna - również przebiegła pomyślnie!!!
Ale była zabawa! Gdyby nie strasząca nas swymi pomrukiwaniami od dłuższego czasu burza dłużej byśmy zabawili nad rzeką. W każdej chwili jednak mogło zacząć grzmieć i padać, więc musieliśmy wracać do domu.
Miłym akcentem i niespodzianką było przyglądanie się z bliska mijającej nas barce. Pan prowadzący ów pchacz odwzajemnił nasze machanie w jego kierunku. Znów dzieci miały powód do radości!!!
Chwile spędzane nad rzeką mijały szybko. Szkoda, że pogoda nieco nas wystraszyła i trzeba było wracać. Najważniejsze, że i tak udało się zrealizować nasz plan i zbudować własne statki. Łącznie spędziliśmy poza domem dwie godziny. Pełni wrażeń i pomysłów na nowe pływające jednostki wróciliśmy do domu.
R. zaraz wziął się za budowanie lepszego wodnego ,,cudeńka'', który wieczorem - po 20-ej - pojechał testować z tatą na stawie ... Tym razem właz do statku - ruchomy. Ten nasz ośmiolatek ma głowę pełną pomysłów.
Na życzenie mamy szybki rysunek - BITWA NA MORZU - autorstwa R. |
Do miłego usłyszenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz