Poniedziałkowa aura od rana dawała nam się we znaki. Parno, gorąco wszędzie i jakoś ciężko było zachęcić dzieci do jakiejkolwiek aktywności, zwłaszcza naszego ośmiolatka, który szybko tracił zainteresowanie proponowanymi zajęciami i kładł się, gdzie popadnie. Mała M. jakoś lepiej radziła sobie sama wymyślając, co robić. Z drugiej strony nie ma się co dziwić po tak aktywnym dniu. Wczorajsza wycieczka to przecież 7 godzin spędzonych na świeżym powietrzu, więc dzisiejsze leniuchowanie było w planie!!!
Upał i mnie dawał się we znaki. Praca szła wyjątkowo ospale, ale i tak udało znaleźć nam się kilka chwil na wspólne czytanie: najpierw każdy czytał w ciszy sam, a potem ja czytałam dzieciom. Ostatnio zaczynam wprowadzać ów zwyczaj, bo Mała M. chętnie i dużo czyta sama, a w przypadku R. - sprawa już nie jest taka prosta. Zazwyczaj muszę go nakłaniać do lektury i przypominać, że na ,,ciche'' czytanie już czas. Jakimś cudem udało nam się także pobawić się w powtórkę angielskich słówek. Nawet R., którego zazwyczaj zachęcać trzeba, przyłączył się do nas. I tak na wspólnych i samodzielnych zabawach naszych pociech upłynęło przedpołudnie.
Siedzenie w domu ma jednak tę niedogodność, że gdy lodówka pusta trzeba się nakombinować nieco, by coś do gara włożyć. Ani Mała M. ani R. chodzenia po sklepach nie lubią, zwłaszcza w upalne dni, stąd na dziś zaplanowałam drożdżowe kluski na parze. Do środka włożyłam świeże śliwki, a na wierzch gotowe już buchty polałam własnej roboty sosem z czarnych porzeczek. Dawno już owo danie nie gościło na naszym stole. Nie pamiętałam, czy wpasuję się w kulinarne gusta Małej M. i R., ale oboje entuzjastycznie przyjęli ów pomysł i zaraz też zaproponowali pomoc w kuchni.
|
Składniki na stole... Można zaczynać!!! |
Tym razem jednak jako pomoc kuchenną wybrałam Małą M., a R. zaproponowałam krótką sesję z ołówkiem w ręku. Chętnie się zgodził. Usiadł na balkonie i rysował ... Zaczął ambitnie od odbicia drzew w wodzie. Po jakimś czasie jednak przerwał pracę i obiecał, że będzie kontynuował później:-)
|
R. rysuje na balkonie!!! |
Ja zaś z moją najmłodszą latoroślą wzięłam się za przygotowywanie ciasta na kluski. Wspólnie z Małą M. przygotowałyśmy wszystkie składniki. Na stole przed siedzącą w fartuszku pięciolatką postawiłam wagę kuchenną (prezent od cioci A.) i zaczęła się zabawa w ważenie mąki,
|
Ważyła Mała M. ... mąkę:-) |
rozbijanie jaj, przesiewanie mąki przez sito, przelewanie mleka z butelki do kubka.
|
Lać też trzeba się nauczyć:-) |
Mała M. była cała w skowronkach, mogąc uczestniczyć w przygotowaniach do obiadu. Mi też w tak miłym towarzystwie i z parą chętnych do pomocy małych łapek robota, nawet tak mozolna jak drylowanie śliwek, szła sprawnie i szybko. Raz i dwa i obiad był gotowy!!!
|
Panowie i Panie - oto nasze danie!!! |
R. oczywiście też chciał nam pomagać, ale gdzie kucharek sześć ... Pozwoliłam mu dopiero włączyć się do formowania klusek i wkładania doń śliwek. Obojgu ta część pracy bardzo przypadła do gustu. Każdy miał inny pomysł na kształt owych drożdżowych cudeniek:-) R. zaczął od kluski w kształcie regularnie utoczonej piłki, a skończył na wielkiej kuli:-)
|
R. uwielbia takie prace!!! |
Mala M. zaś też eksperymentowała, naśladując pomysł brata na kluskę w kształcie statku kosmicznego (!).
|
Kluska w kształcie statku kosmicznego autorstwa Małej M. |
Ostatecznie jej wyrób przypominał mniej lub bardziej płaski placek:-)
|
Małe łapki lepić lubią!!! |
Najważniejsze, że udało mi się połączyć gotowanie z zabawą z moimi pociechami. Obiad jakby sam się ugotował, a jego przygotowanie jakby trwało znacznie krócej niż zazwyczaj. Muszę teraz częściej zapraszać moich pomocników do zabawy w gotowanie, zwłaszcza gdy upał daje się we znaki, a w kuchni można poeksperymentować nieco:-)
Po obiedzie ogarnęła mnie senność. Próbowałam podrzemać chwilkę, ale nie bardzo się dało:-) Wzięłam zatem dzieci na plac zabaw. R. pędził po chodniku prowadząc swoje zdalnie sterowane AUDI, a Mała M. huśtała się bądź robiła babki z piasku. Ja zaś usiadłam na brzegu piaskownicy i oddałam się lekturze. Ufff! Wreszcie każdy miał zajęcie ... no i co najważniejsze mama mogła choć na kilka chwil odpłynąć nieco w krainę fantazji i dobrej książki. Takich momentów mi BARDZO potrzeba!!! Łaknę ich niczym sucha ziemia deszczu:)))
Do miłego usłyszenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz