piątek, 5 kwietnia 2013

W odwiedzinach u cioci R.

Czwartek - dzień egzaminu szóstoklasistów - wolny od szkoły. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, że do szkoły gnać nie trzeba. Od rana jednak panowała nieco gorączkowa atmosfera, bo w gości znów zaprosiła nas ,,ciocia'' R. Moje pociechy uwielbiają tam przychodzić. Teraz tym bardziej bardzo chciały pójść, bo jej córeczka zaczęła porządkować swoje zabawki i przygotowała dla nich kilka niespodzianek. Ilość atrakcji przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Dobrze, że tata odebrał nas i pomógł z transporcie ,,słodkiego ciężaru'' do domu. Przy okazji miło spędziliśmy czas: dzieci wspaniale się bawiły, a my mogliśmy posiedzieć przy herbatce racząc się upieczonym, specjalnie na tę okazję, przeze mnie tortem. Dawno tak miło i spokojnie nie spędziłam popołudnia!!! Ale po kolei ...

Od samego rana krzątałam się w kuchni, przygotowując śniadanie, potem obiad (żeby zdążyć zjeść przed wyjściem), no i tort czekał na upieczenie. Na szczęście z pomocą przyszedł mi R., który już od kilku dni miał ochotę na szaszłyki. Pokroiłam mu kiełbasę na plastry, cebulę i  mój (prawie już) siedmiolatek zakasał rękawy i sam nabijał kiełbasę na patyczki.

Szaszłyki jak malowane ...
Potem posypał je przyprawą do pizzy i danie gotowe. Byłam z niego dumna. Była to dla mnie duża pomoc, bo ja w międzyczasie mogłam zabrać się za pieczenie biszkoptowego spodu do tortu.

Dobrze mieć w domu takiego małego kucharza:-)
Mała M. też chciała zrobić sobie szaszłyka ... Bałam się, żeby nie zraniła się nabijając na patyczek cebulę, więc jej szaszłyk był nieco inny. Oto jej dzieło:

Mini szaszłyk Małej M.
Mała M. była niepocieszona, że nie mogła bardziej uczestniczyć w przygotowaniu obiadu. Wzięła się zatem za gotowanie na niby. Wystarczyła odrobina kaszy jęczmiennej i zabawa na 102.

Mała M. gotuje...
Ogromną frajdę sprawiało jej mieszanie i przesypywanie kaszy do różnych pojemników, a potem serwowanie gotowych dań.

Kawa już na stole ...
Po lewej - kawa i ciasteczko od R. dla mamy, a po prawej - ,,kawa z bombeczkami:-))'' przygotowana rączkami Małej M. UFF! Jakimś cudem udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik i najedzeni szaszłykami, z tortem (z bitą śmietaną, galaretką i brzoskwiniami) pod pachą mogliśmy udać się w gościnę.

Prezenty dla R. 
Dobrze, że po drodze spotkaliśmy ciocię R., która pomogła nam w pchaniu wózka ze śpiącą Małą M. Musiała przecież psychicznie przygotować się na niespodzianki i brykanie u cioci R. Tak, tak ... Zaraz po przyjściu ciocia wniosła trzy ogromne pudła i pozwoliła dzieciom wybierać, które zabawki chcą. I tak R. został właścicielem całego pudła pojazdów i robotów z klocków lego. Na takie cuda nas nie stać, więc cieszyłam się ogromnie z tak wspaniałego prezentu, którym można obdarować kilkoro dzieci  z kilku okazji przez kilka kolejnych lat :-)

Część skarbów Małej M.
Mała M. została bardzo szczęśliwą posiadaczką różowego plecaczka (już zaplanowała, że będzie go zabierała do zerówki za ponad rok cały!), siedmiu książek ( w tym ,,Muminkowych Dobranocek''), trzech walczących robotów (którzy udaję się jedynie na pokojowe misje!), pluszowego misia i pieska oraz torebki.
Była tak bardzo przejęta podarunkami, że przez cały pobyt u cioci chodziła z owym plecakiem na plecach, w ręce trzymając oba pluszaki i martwiąc się:

,,jak ja to wszystko zaniosę?''.

Gdy dowiedziała się, że odbierze nas tata, pytała wciąż:

Czy tata jest dość silny, żeby to unieść? 

Ale będzie pisanie i rysowanie ...
Znalazł się jeszcze duży znikopis, który od razu wykorzystałam do krótkiej powtórki sylabek. Zapisywałam zdania, a Mała M. bezbłędnie ,,na żywca'' czytała, nawet gdy widziała pisane zdania do góry nogami.

Dzieci miały tyle zabawek, że czas jakoś szybko przeleciał im na zabawie. Nawet się nie spostrzegłam, gdy wybiła godzina siódma i Mała M. oznajmiła wszystkim, że jest zmęczona i chce spać. Uspokoiłam ją, że już się zbieramy do domu. Jednak nasza rezolutna trzylatka nie chciała czekać. Poszła do sypialni cioci, wskoczyła w jej pościel (wprawiając mnie w osłupienie i wywołując salwy śmiechu cioci R!.), zapaliła sobie nocną lampkę ... i oznajmiła, że idzie spać. Wróciła jeszcze, by zamknąć drzwi do pokoju i poprosiła nas, byśmy się cicho zachowywali. Ale się uśmialiśmy z tej naszej Małej M. Po kim ona taka rezolutna?!

Nowy lokator ....


Szybko się spakowaliśmy i wróciliśmy do domu. Tu jednak nagle jakieś siły witalne znów wstąpiły w Małą M. Wyjęła swoje prezenty i, mimo późnej pory, rozpoczęła się zabawa na całego. Karmienie nowych pluszaków, przebieranie ich i wożenie w wózeczku. R. też szybko się wykąpał, przebrał się w piżamę i zaczął rozpakowywać swoje prezenty. Gdyby nie nasze prośby, chyba nie poszedłby spać :-)


Dwa nowe pluszaki jadą na nocny spacer...
 Ale to jeszcze nic. Najbardziej Mała M. rozbawiła mnie, gdy w trakcie zabawy zapytała mnie, czy ona może teraz być ciocią R. Zdziwiło mnie owo pytanie, ale wyraziłam zgodę.


Wówczas Mała M. postawiła przed misiem pudełko pełne zabawek i dokładnie naśladując ton głosu cioci R.  zaczęła wypytywać misia:

M: A czy ty byś chciał takie pudełko do zabawy?

Miś: Tak, ja bym chciał.

M: Czy ty byś chciał taką gąsienicę?

No, to ja Ci ją dam.

M: Czy ty byś chciał coś z tego? 

Miś: Tak.

M: Weź sobie. Zapakuję Ci to do czegoś, bo ty tego nie uniesiesz.

Słuchając jej, miałam wrażenie, że słyszę ciocię R. Mała M. powtarzała praktycznie jej zdania słowo w słowo. Jakimi wspaniałymi obserwatorami i słuchaczami są dzieci!!! REWELACJA!

I tak miło i przyjemnie spędziliśmy czwartkowe popołudnie i wieczór. Mieliśmy w planach cd. szaleństw dziś po powrocie R. z zerówki. Jednak plany swoją drogą, życie swoją. Gdy położyłam się spać po północy, R. poskarżył się na ból brzucha. No tak, jutro szkoła .. to brzuch boli :-) - pomyślałam. Jednak okazało się, że to nie wymówka w stylu ,,paluszek i główka''. Rozpoczęły się żołądkowe sensacje i noc spędziłam, czuwając przy R. i zmieniając mu pościel. Dziś, w piątkowe południe, wymioty ustały, ale R. wykończony ciężką nocą odsypia zaległości. Biedaczek, nawet nie ma sił, by pobawić się prezentami od cioci. Mam jednak nadzieję, że już jutro będzie mógł bawić się, ile tylko dusza zapragnie.

Tyle na dziś. Miłego weekendu!

Brak komentarzy: