Niedzielne przedpołudnie dosyć pracowite, bo biegiem na Mszę św., potem szybkie zakupy i gotowanie, by zdążyć przed 13-tą. Potem już zostałam sama z dziećmi i zaczęliśmy zastanawiać się, jak razem spędzić tych kilka godzin. Najpierw dokończyliśmy wyjątkowo pyszny obiad. Wzięłam moje niejadki na sposób i kupiłam rybę mrożoną w marynacie paprykowej i w sosie włoskim. Do tego podałam ryż z sosem pomidorowym i gotowaną fasolkę z masłem i pokropioną cytryną. R. zawsze okropnie grymasi nad rybą i, zamiast jeść gada i gada. A potem ryba, nawet drogi łosoś, ląduje w koszu. Dziś natomiast tak bardzo oboje zasmakowali w rybie, że zjedli wszystko, a R. nawet dwie porcje. Nagrodziłam ich miseczką pełną truskawkowych lodów.
Potem był czas na relaks .... dla dzieci, bo ja zajęłam się garami. Włączyłam świetną animację ,,Chłopiec i pingwin''. Obojgu ogromnie się spodobała, a R. nawet obejrzał materiały dodatkowe o tym, jak film powstał. Gdy zobaczył kolejne etapy animacji i usłyszał, że wykonanie go wymagało narysowania na papierze ponad tysiąca rysunków, pobiegł do biurka i narysował swoją wizję miasta.
|
Miasto - wizja R. cz.1 |
Dodał, że to dla Małej M. i dla mnie, a w miejscach przerywanych linii kartkę należy zagiąć ... Jak prawdziwy fachowiec!
|
Miasto - wizja R. cz.2 |
Obiad zjedzony, gary w zmywarce ... nie pozostawało nam nic innego, jak wyjść na świeże powietrze. Pogoda wietrzna, ale na spacer jak najbardziej odpowiednia.
|
Odra po naszej lewej, za wałem, a my - przed siebie dziś idziemy ... |
Zapakowałam termos (na życzenie R.!) i po kanapce z żółtym serem i ogórkiem. Do plecaka wrzuciliśmy kurtki, aparat fotograficzny ... i przed siebie; R. na rowerze, a Mała M. w wózku. Zamarzyło nam się odkrywanie terenów po drugiej stronie rzeki. Pora jednak już była dość późna (ok.16.30) i nie mogliśmy zapuszczać się daleko. Szliśmy przed siebie ... nie narzucając sobie ani żadnego dystansu ani celu wycieczki. Spacer nie zapowiadał się jakoś specjalnie, a w rezultacie miło spędziliśmy czas (blisko 2h!).
|
Historyczny kamień ... |
Rozpoczęliśmy od przyjrzenia się Odrze. Zatrzymaliśmy się przy moście, by porównać stan rzeki z 1997 z aktualnym i tym sprzed kilku tygodni, gdy poziom sięgał blisko 5.5 metra. Widać, jak bardzo już woda na szczęście opadła ... Teraz dopiero widać, jakie ogromne połacie zajmowała jeszcze niedawno.
|
OOO ... ŚLIMAK!! |
Przejażdżka przez most i dalej groblą. Po drodze minęliśmy rozłożyste, stare dęby ... nie omieszkałam nie wspomnieć o nich dzieciom. Uważam bowiem, że każda okazja jest dobra, by dzieciom coś o świecie rzec ciekawego. Dzięki temu R. i Mała M. mają zawsze podczas spacerów oczy szeroko otwarte. Podobnie było i dziś, gdy jadący na przodzie R. zatrzymał się i pokazał nam pełzającego drogą ślimaka.
|
Ale już długą trasę przebył ... |
Wszyscy przystanęliśmy i podziwialiśmy go, no i nie mogliśmy uwierzyć, że pozostawił za sobą aż tak wyrazisty ślad. Dobrze, że na grobli ruch mały i nikt go nie przejechał.
|
UPS .... co te robale tu robią??? |
Nieopodal na kwiecistym parasolu zauważyłam robale ... Nie cierpię brązowych insektów wszelkiej maści, ale zaciekawiło mnie, czemu ich tak dużo ...
|
Aż mi ciarki z obrzydzenia przeszły po plecach ... |
Dopiero po chwili zauważyłam, że były ,,czymś'' bardzo zajęte .... i w rezultacie niebawem będzie ich znów więcej :-) Brrrrr ...
|
Tyle ich i jeszcze się mnożą ... |
Dzieciom oszczędziłam tego widoku ... ale oczywiście Mała M. musiała zapytać, czemu ja tak fotografuję te ,,biedronki'' ...
|
Motyle na pniaku ... |
Wolałam skierować ich uwagę na liczne motyle ... Kilka upodobało sobie powalone drzewo.
|
... i na sąsiednim drzewie. |
Jeden nawet przysiadł na ścieżce i wreszcie mogłam sfotografować go z bliska ...
|
Ten się wreszcie dał ,,złapać'' |
Szliśmy dalej groblą patrząc wokół.
|
Dalej ... byle przed siebie! |
Cieszył nas odgłos świerszczy w trawie, zieleń pól, latające wokoło motyle, przeskakujące z liścia na liście ważki, ukryte wśród liści biedronki ....
|
A KU KU .... |
Były nawet pasące się dziko konie!
|
OOO Koń na grobli .... |
Jeden pilnował całej reszty :-) Wiał wiatr, rozwiewając grzywy i ogony ...
|
... i to nie jeden.... |
Jechało się dość przyjemnie, ale tylko do pewnego momentu. Dalej trawa na grobli i po obu jej stronach była dość wysoka i ciężko się prowadziło wózek. Teren też zrobił się już dziki. Nie czułam się komfortowo, bo i pora już późna była.
|
Nasz PRZYJACIEL i DOMOWNIK od dziś ... |
Największa atrakcja - jeszcze przed nami. Przedzierając się z rowerem nasz siedmiolatek natknął się na kolejnego ślimaka i zapragnął się nim zaopiekować. Uparł się, że zabierze go do domu. Odtąd niósł go w jednej ręce, z pomocą Małej M. pchając swój ciężki rower. I tak ni stąd ni zowąd zostaliśmy opiekunami pierwszego żywego stworzenia w naszym domu. Wszelkie tłumaczenia, że jemu w naturze lepiej będzie na nic się zdały. Mam nadzieję, że za dni kilka R. wypuści go znów na zieloną trawkę ...
|
Coś się schował przed nami... |
Oboje szczęśliwi całą dalszą drogę rozmawiali już tylko o ślimaku. Zaraz też otrzymał imię. Mała M. zaproponowała, by nazywał się Ślimaczek - Siusiaczek (!), a R. - Ślimaczek-Skorupiaczek. Oczywiście, druga nazwa została zaakceptowana (z przyzwoitości!). Imię nadane, to teraz zaczęło się snucie wizji, gdzie zamieszka (R. wybrał swój pokój!) i co będzie jadł.
|
Co jedzą ślimaki???? |
Obiecałam, że zaraz po powrocie do domu przeczytam Małej M. i R. o zwyczajach ślimaków. Wręczyłam im trzy książki i prosiłam, by sprawdziły, czy jest w nich coś na temat Skorupiaczka (który ze skorupiakami nic wspólnego nie ma, poza muszlą- skorupką!).
|
Dzieci szukają informacji o Ślimaczku... |
Ja zaś przeszukałam zasoby internetowe w poszukiwaniu danych na temat diety ślimaków.Potem usiedliśmy razem przy stole i zanotowaliśmy podstawowe informacje o naszym ,,podopiecznym''. I znów, dzięki moim ciekawym świata pociechom, dowiedziałam się, że nagie ślimaki to pomrowy, a one zaś wzbogaciły swą wiedzę o świecie o takie pojęcia jak bezkręgowce, mięczaki itp.
|
Sałata smakuje, jak widać ... |
Po kolacji przygotowaliśmy Skorupiaczkowi małe mieszkanko na balkonie. Na początek kilka liści ekologicznej sałaty. Mam nadzieję, że teściowa się nie pogniewa o tych kilka liści. Ślimak też musi się zdrowo odżywiać. Widać, że dobra, bo po chwili na listku sałaty wygryzł niezły otworek niczym ozdobny wzorek.
|
Ale wygryzł WZOREK ... |
Ślimak nakarmiony, ale pozostaje pytanie frapujące moje pociechy, czy ślimak będzie spał w nocy, czy raczej będzie aktywny niczym nietoperz. Hm ... Chyba będę musiała trochę w nocy pod drzwiami balkonu spędzić na obserwacji ślimaka ....
Póki co zarządziłam, że czas do łóżek, ale zanim zasnęliśmy musiała być porcja czytania. Dziś kolejny bestseller szwedzkiej literatury dziecięcej - ,,Tajemnica kawiarni''. Mimo, że trzymająca w napięciu, uśpiła pełną wrażeń Małą M. R. zaś wytrwał do końca. I znów trzeba będzie gnać po kolejne części do biblioteki.
Cieszę się, że spacer dzieciom się podobał ... że znów mogliśmy pobyć bliżej NATURY. Tego mi było trzeba :-)
Tyle na dziś. Do miłego usłyszenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz