Po niedzieli spędzonej w domu i w odwiedzinach u chrzestnych R., znów mnie ciągnęło na jakąś wycieczkę. Dzieci jednak poszły późno spać i nie bardzo miało sens gnanie gdzieś z rana. R. miał tyle wrażeń, że spał 12 h (aż do 9.45!). To bardzo rzadko się zdarza. Nie ma się co dziwić. U cioci i wujka atrakcji nie brakowało, z wycieczką na rowerach, pieczeniem kiełbasek na ognisku i zabawą na placu zabaw włącznie. SUPER!
|
Groblą sobie idziemy ... |
Dziś zatem zaproponowałam dzieciom spacer po okolicy. Wyjęłam mapę i przedstawiłam im 5 możliwości. R. zdecydował się na piknik pięć kroków od domu, a Mała M. wybrała znacznie ciekawszy wariant (który zdecydowanie i ja wolałam!) - spacer wzdłuż rzeczki aż do stadniny koni. Tym bardziej, że ostatnio kupiona książka była właśnie o koniach i stwierdziłam, że odwiedzenie tego miejsca będzie świetnym uzupełnieniem tematyki książki.
|
Z wizytą do koni ... |
Zapakowałam mapę, czapki od słońca, soki, suche bułki, pomidory i jabłka ... i ruszyliśmy. R. wziął rower, żeby móc szybciej się przemieszczać i mniej się zmęczyć. Mała M. zaś jechała w wózku. Właściwie to większość drogi pokonała pieszo, a wózek był na wszelki wypadek. Przydał się w drodze powrotnej, bo Mała M. pełna wrażeń ucięła sobie drzemkę.
|
Chaszcze sięgały Małej M. po pachy ... |
Wycieczkę rozpoczęliśmy od przedzierania się przez chaszcze. Chcieliśmy iść przez wybieg dla psów, ale pracowały tam dwa duże traktory-kosiarki i nie chciałam prowadzić tam dzieci. R. torował drogę, informując nas o wszelkich utrudnieniach na trasie. Mała M. szła za nim, przyglądając się kwiatom,
|
Kwiat dla Mamy ... |
ważkom i motylom wesoło przeskakującym z kwiatka na kwiatek. Sama byłam zaskoczona tak dużą ilością motyli!
|
Mostek już coraz bliżej... |
Miło się wędrowało ... Pierwszy przystanek zrobiliśmy sobie w pobliżu mostu, na małym starym boisku, które już kiedyś odwiedziliśmy.
|
A tu już na moście :-) |
Usiedliśmy na kocu w cieniu i zjedliśmy drugie śniadanie. Nie było żadnych rarytasów, a dzieci jadły aż im się uszy trzęsły. Sucha bułka (w domu by raczej bez masła pieczywa nie tknęły!) z ukrojonym na miejscu w plastry pomidorem.
|
Uczta :-) |
Na deser kilka kukurydzianek chrupek i sok. Potem chwilka odpoczynku ... R. szalał na rowerze, a ja z Małą M. - odpoczywałam!
|
Mała M. wietrzy swe stopy, śmiejąc się na całego:-) |
Dalej ruszyliśmy w kierunku stadniny koni. Kawałek szosą, a potem między domami .... aż naszym oczom ukazał się drewniany płotek. Dzieci były zachwycone! Mała M. zaraz chciała wszystko zobaczyć, ale najpierw weszłam do jednego z zabudowań i zapytałam, czy można wejść i pooglądać konie.
|
Stadnina miło wita gości |
Mała M. nie mogła się powstrzymać od zadania pytania, czy można pogłaskać konia. Właściciel zgodził się, dodając - ,, jak się uda!''
|
W cztery oczy... |
Mieliśmy okazję zobaczyć zajęcia z hipoterapii ... i moment, gdy pani je prowadząca zapraszała konie do stajni na posiłek.
|
Jedno słowo i koń pędzi! |
Byłam w szoku, jak były posłuszne (w przeciwieństwie do moich pociech!). Wystarczyło raz lub dwa zawołać konia po imieniu i ... już wbiegał do stajni! Mam nadzieję, że moje pociechy wezmą z nich przykład :-)
|
Piękne konie... |
Zarówno Mała M. jak i R. byli zachwyceni końmi. Nasza czterolatka bez przerwy wołała najmniejszego z nich i pytała GO:
Czy ja mogę Cię pogłaskać?
|
Ulubieniec Małej M. |
Miałam wrażenie, że liczyła na to, że koń jej odpowie.
Najbardziej jednak rozbawiła mnie, gdy stawała przed końmi i pytała je:
Czy ja mogę z Tobą pogadać???!!!!
Kolejnym razem przyniesiemy marchewkę. To może któryś z nich da się pogłaskać nieco :-)
|
Piękne to zwierzęta! |
Widziałam, że dzieciom bardzo się podobało w tej stadninie. Nie chciały wracać do domu.
|
KOŃSKI UŚMIECH :-) |
Dla mnie też wizyta w stadninie była przeżyciem, gdyż wcześniej nigdy w tego typu miejscu nie byłam no i koniom z tak bliska też nie miałam okazji się poprzyglądać.
|
Ale kopyto... |
R. też pilnie obserwował koniki. Zmęczeni nieco upałem usiedliśmy na trawie, by dokończyć lekturę naszej najnowszej pozycji książkowej o koniach.
|
,,Najlepszy przyjaciel'' Wyd. Debit |
Cisza tego miejsca, zieleń wokół i śpiew ptaków w oddali sprawiły, że ciężko było stamtąd odejść. Mała M. pełna wrażeń zasnęła w wózku. Gdy dotarliśmy do domu, szybko podgrzałam pierogi, które zjedliśmy na łące niedaleko domu.
|
Czyja zguba, czyja?! |
I tak miło i przyjemnie spędziliśmy dzisiejszy dzionek. Nie ruszaliśmy się daleko, ale łącznie blisko 4,5 h spędziliśmy na świeżym powietrzu. Mam nadzieję, że pierwsze bliższe zetknięcie z końmi zapadnie jakoś szczególnie dzieciom w pamięć.
|
Wracamy ... |
Na jutro póki co większych planów brak :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz