Tradycyjnie już Wigilię spędzimy u teściowej... I tak nie wiem, jakim cudem wszystko udało jej się przygotować dla nas, skoro od pewnego czasu ma rękę unieruchomioną w szynie. Myślałam, że zatem po raz pierwszy to ja przygotuję wigilijną wieczerzę. Teściowa jednak stwierdziła, że da radę ... Tym sposobem ja z dziećmi zajęłam się tą przyjemniejszą i łatwiejszą stroną kulinarnych poczynań, czyli pieczeniem ciast i ciasteczek.
Nasze bożonarodzeniowe przysmaki zaczęliśmy piec już w tym tygodniu .... przygotowując najpierw drożdżowe literki (tworzące napis: Boże Narodzenie 2013),
a potem - również w ramach przygotowań do klasowej Wigilii R. - wymyśliłam, że może nasz siedmiolatek mógłby upiec piernikową kartkę dla Pani wychowawczyni :-) ...
Podczas jego nieobecności w szkole przygotowałam z Małą M. ciasto, które leniwie odpoczywało sobie w lodówce i czekało na małego cukiernika ... Do zabawy w wykrawanie ciasteczek R. nawet nie musiałam namawiać. Od zawsze lubi kulinarne eksperymenty. Pierwszym zawodem-marzeniem był kucharz! Teraz nawet o tym słyszeć nie chce:), ale w kuchni nadal chętnie się bawi :-))
Wykrojenie choinki to dla naszego R. zdecydowanie za mało ... Wziął się zatem ostro za wykrawanie pierniczków na święta. Największą popularnością cieszyły się gwiazdki, bo - jak sam stwierdził - są małe i będzie ich można DUŻO wykroić :-))
Z takim pomocnikiem robota paliła się w rękach ... Choinki, gwiazdki, komety ... Do wyboru, do koloru:-)
Większe nieco kształty też się znalazły, a wśród nich nawet św. Mikołaj i aniołek:-)
Korzystając z okazji z całej reszty ciasta powykrawaliśmy pierniki o przeróżnych kształtach. R. był w swoim żywiole!!!! Poczuł się jak prawdziwy mistrz cukiernik ... i wałkował aż się nogi stołu pod stolnicą uginały:-))) Tak się napracował, że mamy aż dwie puszki jego pierniczków. Czekają jeszcze na lukrowanie ... Może jutro, w wigilijne przedpołudnie, uda się je nam ozdobić?
Dziś z drobną pomocą moich kochanych pociech kontynuowałam pieczenie, by jutro na Wigilii nie zjawić się z pustymi rękoma:-) Zarówno Mała M. jak i R. od dłuższego czasu marzą o muffinkach. Rano zatem przytargałam niezbędne składniki, a potem wzięłam się do roboty. Mała M. znów miała okazję, by zdobyć kolejne umiejętności prawdziwej kucharki:-).
R. zaś zajął się krojeniem tabliczki czekolady na małe kawałki. Ale była zabawa!
Ogromną frajdę sprawiało naszej czterolatce obserwowanie, jak wkładałam ciasto do silikonowych i papierowych papilotek. Sama chciała to robić, ale czas mnie gonił, no i obawiałam się, że możemy za bardzo przy tej okazji nabrudzić.
Sprawdziła się jednak doskonale w roli ,,strażnika'' czekoladowych babeczek. Siedziała na małym krzesełku przed drzwiami piekarnika i sprawdzała, czy misiom (część muffinek wlałam do formy z otworami w kształcie misiów) już rosną brzuszki:-)))
To jednak jeszcze nie koniec wypieków ... Po południu, korzystając z zasobów internetu, zagniotłam ciasto na makowiec na drożdżowo-kruchym spodzie. Miała wyjść jakaś makowa rolada:-). Jednak moje ciasto nie bardzo chciało dać się wałkować. Sama zatem rozgniotłam je na blasze, wysmarowałam masą makową, a resztą ciasta udekorowałam od góry ... Wygląda apetycznie, a jak smakuje - przekonamy się jutro!!!
Cieszę się zatem, że mimo wszystko :-) udało mi się coś świątecznego upichcić, by mieć choć niewielki udział w Wigilijnej wieczerzy!!!! Do miłego usłyszenia!!!
P.S. Ów odkrojony róg makowca to, przyznaję, moja sprawka!!!! Smakuje ... Mniammm:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz