czwartek, 5 września 2013

Wrześniowy czwartek ...

Szkoła rozpoczęła się już na dobre. Na szczęście z każdym dniem poranna krzątanina jest coraz mniej chaotyczna. Oczywiście nadal muszę nieco poganiać mego siedmiolatka czy przypominać mu, co ma zrobić przed wyjściem, ale grunt, że jakoś dajemy radę i na czas przychodzimy do szkoły. Cieszę się ogromnie, że R. polubił swoją panią i od pierwszego dnia bardzo ją chwali. Już we wtorek po pierwszych zajęciach oznajmił:

Ta pani to jest SUPER! W zerówce była NUDA!!!

Wiele razy byłam na zajęciach przed rokiem, które zawsze były ciekawe i aktywizowały dzieci, ale z wiekiem ciekawość świata rośnie ... i myślę, że właśnie jest ten czas, kiedy R. sam czuje, że chce się czegoś nowego dowiedzieć. Co prawda już wczoraj próbował mnie rano, mówiąc po przebudzeniu:

Mamo, ale mnie lekko gardło boli!

Przerabiałam to rok temu, więc wiedziałam, że to raczej wymówka. Postanowiłam zadziałać nieco inaczej. Sprytnie go podeszłam. Powiedziałam, że tata mu kupił jego ulubiony sok do szkoły ... i już więcej o bólu gardła R. nie wspomniał.

Z lekcji angielskiego, niemieckiego i z religii też przyszedł zadowolony. Oby jak najdłużej trwał ów entuzjazm! Przyniósł już nawet pierwsze zadania domowe. Miał do pokolorowania obrazek w książce (laleczkę szmacianą). O dziwo nie rzekł, że to raczej ,,dla dziewczyn''. W miarę starannie pokolorował, choć i tak miejscami ,,wiedział lepiej'' i nie chciał słuchać naszych (tzn. rodzicielskich) wskazówek. Ciekawe, jak będzie dalej z tym odrabianiem lekcji. Nie zawsze przykłada się do zadań tak bardzo, jak bym chciała. No cóż ... Ciężko walczyć z dziecięcym uporem :-)

Mała M. też ostatnio coś mniej mnie słucha i ma humory, jeśli chodzi o jakieś wspólne zajęcia w domu. Dziś, kiedy wreszcie znalazłam dla niej więcej czasu przed południem, chętnie rozwiązywała ze mną różne zadania. Najpierw zagrałyśmy w nową grę zakupioną o poranku ,,Wzory, kolory, memory'' (firmy Alexander).

Pierwsze zadanie już za nami!
 Znamy to wydawnictwo, bo kilka gier już posiadamy. Mała M. bez mojej wiedzy rozpakowała pudełko, wyjęła karty i kolorowe żetony. Sama domyśliła się, na czym gra polega. Potem grałyśmy razem. Najpierw układałyśmy na specjalnych podkładkach wzory z żetonów zgodnie z wylosowaną kartą, a potem bawiłyśmy się w nawlekanie żetonów na sznureczki. Ale była zabawa! Mała M. świetnie sobie radziła. Ciut nie mogła się pogodzić z tym, że jednak mama była szybsza od niej. Pocieszyła się, że jak zagra z dwa lata od niej młodszą J. to wtedy ona zapewne wygra :-) Sprytnie to wykombinowała!


Po grze, której początek i koniec sama wyznaczyła (nie chciałam niczego jej narzucać!) zaproponowałam rozmowę o wakacjach połączoną z rozwiązywaniem zadań. Rozpoczęłyśmy od rysowania po śladzie.
Byłam zaskoczona, że już nie mylą się jej linie w gmatwaninie kresek. Skorzystałam z zakupionej jakiś czas temu książki ,,365 łamigłówek'' (wyd. Bellona, Warszawa, 2013).

I z liczeniem nie było problemów ...
Najbardziej podobały się jej ćwiczenia typu ,,znajdź mamę zwierzątka'', ,,zaprowadź (smutnego!) pieska do budy, ,połącz skarpety w pary''. Wszystkie rozwiązywała z wielkim entuzjazmem i uśmiechem na twarzy.

Zadania z domkami i pieskiem też jej się podobały
Zapewne zmotywował ją do  tego fakt, że korzystała z kredek, którymi R. rozwiązuje swoje zadania domowe.

Labirynt rozwiązała bez zastrzeżeń!
W nagrodę pozwoliłam, by poczęstowała się słodyczami, które dostała w pierwszym dniu roku szkolnego. Oczywiście podzieliła się także nimi ze mną. Pamiętała także o pozostałych domownikach. Gdy na dnie woreczka zostały już tylko dwa żelki rzekła, że jeden dla R.i jeden dla taty. Mówiąc o mojej drugiej połówce dodała:

Chyba się  po tych żelkach Tatusiowi humor poprawi!

Mała M. ma takie dobre serduszko. Zawsze pamięta o wszystkich. Ostatnio mnie zapytała, czy są takie dziewczynki, co domu nie mają, bo widziała bezdomnego jakiś czas temu na ławce.

R. też świetnie sobie radzi w szkole. Pierwszego dnia po zajęciach słyszałam, jak wychowawczyni chwaliła go, że był BARDZO grzeczny, a wczoraj zdając mi relację ze szkoły powiedział, że pani powiedziała, że był najgrzeczniejszy :-). Może doczekam czasów, gdy w domu też będę mogła tak powiedzieć o moim siedmiolatku! Dziś znów miałam okazję, by poczuć się dumna z mego pierwszoklasisty, bo za dokładne wykonanie zadania otrzymał naklejkę z jabłuszkiem (było ich tylko dwóch w całej klasie!). No niby drobiazg, ale dzieci lubią nalepki, serduszka, plusiki ... Dobrze się zapowiada. Oby tak dalej. Różnie to jednak być może, bo właśnie od dobrych 30 minut namawiam R., żeby usiadł przy biurku i odrobił zadanie. Wolę, by to zrobił teraz, bo za oknem słońce i lepiej pojechać na działkę lub pojeździć na rowerze niż ślęczeć nad książką. UFF! Na słowo ,,działka'' pobiegł po książkę. Może będą jeszcze z niego ludzie?!


Budowanie na czas, czyli ,,Make&Break''
 R., choć zbyt często moim zdaniem dokucza swej siostrze, ma na szczęście chwile, gdy wspaniale z nią się bawi. Wczoraj zbudował dla niej tor dla aut (swój wyższy, a dla niej niższy), a dziś zaprosił do gry w ,,Make&Break''. Choć rozgrywka zakończyła się dość szybko z powodu spornej kwestii (kto ma trzymać zegar odliczający czas!) cieszyłam się, że razem zasiedli przy stole i zgodnie się pobawili. HURA!


HITEM dnia jednak okazało się eksperymentowanie, jak pisze się ptasim piórem. Podczas wakacji płynąc rowerem wodnym wyłowiliśmy z jeziora kilka piór. Wywiązała się rozmowa o możliwości pisania takim piórem, a że przypomniało się R. wieczorem to tata musiał naostrzyć oba (dla każdego po jednym).

Piórko R.
Potem dzieci dostały odrobinę atramentu do spodeczka i rozpoczęło się szaleństwo.

Mała M. już w piżamce, ale też musi spróbować :-)

Oboje tak bardzo skupili się na pisaniu, że zrobiło się podejrzanie cicho. Za jakiś czas R. wpadł do kuchni ze swym dziełem w dłoni. 

Piórem ptasim naskrobał nasz czterolatek takie oto dzieło!
 Mała M. zaś zdążyła stworzyć dwie prace. Druga z nich mnie rozbawiła. Nie wiem, czy to Mała M. na rowerze, czy raczej dzidziuś w wózku (już tradycyjnie). Jutro zapytam autorkę, bo o tej porze jest nieuchwytna :-)


Tyle się działo, że nawet nie wiem, kiedy nam minął pierwszy wrześniowy czwartek. Do miłego usłyszenia, a na koniec kilka anegdotek ...

1) Idziemy na niedzielną Mszę św. Dzieciom przygotowałam odświętne stroje. Schodzimy po schodach, a Mała M. widząc ubiór taty, pyta:

A, Ty, czemu się ładnie nie ubrałeś???

Szczerość do bólu ....

2) Mała M. bawi się swoim pieskiem - maskotką. Ostatnio nawet wzięła go na zawody konne, a gdy usiadła na trawie to zaraz znalazła się obok niej mała dziewczynka, która głaskała go jak prawdziwego pieska :-)
Po powrocie do domu Mała M. położyła mu pod pyszczkiem kawałek taśmy malarskiej (wcześniej kawalek pasa ruchu na podłodze), a potem rzekła:

Jak ja bym miała prawdziwego psa to bym mu nie dawała kawałka drogi do jedzenia!

Od wakacji, gdzie mogła bliżej przyjrzeć się dwóm psom bardzo na wszystkie czworonogi zwraca uwagę. Ma nawet książkę dla dzieci, jak opiekować się psami.Bardzo lubi, gdy ją jej czytam!

3) Wczoraj sporo czasu, gdy ja gotowałam, Mała M. spędziła na zabawie lalkami. Niedawno dostała nową lalkę, która płacze, woła ,,Mama'' i śmieje się.

NOWY bobas drugi od prawej!
Skoro to nowy domownik to sama wpadła na pomysł, że musi swoje lale zapoznać z nowym rodzeństwem. Wszystkich położyła na kocykach lub kanapie, a potem zapoznawała ich z nową lalą. W pewnym momencie podzieliła się swym spostrzeżeniem:

Wiesz, że ten bobas nie ma rzęs??? 

Nie zdążyłam nic rzec, bo zaraz mi wytłumaczyła:

Bo jeszcze mu się NIE URODZIŁY!

Tyle na dziś. Dobrej nocy!

Brak komentarzy: