Niebo prawie bezchmurne ... Nic tylko jechać przed siebie! |
Już po pokonaniu pierwszych kilometrów poczułam, że tego mi właśnie było trzeba. Słońce przygrzewało niczym latem, wiał przyjemny lekki wietrzyk, w powietrzu unosił się zapach roślin itp. Coś niesamowitego. Niby nic nadzwyczajnego, ale gdy spędza się dziennie po 12 i więcej godzin z dziećmi to każda chwila SWOBODY jest dla mnie cenna i staram się z każdej z nich wycisnąć ile się da :-)
Ach ten kasztanowcowiaczek .... :-( |
Najpierw dojechałam do Siedlec, gdzie zrobiłam pierwszy przystanek i zakupiłam wodę mineralną. Potem dalej przed siebie ... aż do Zakrzowa, a tutaj na rozjeździe wybrałam skręt na Groblice. Po drodze na moment zatrzymałam się w Kotowicach przy kościółku i przy nadleśnictwie, by bliżej zapoznać się z typową dla tego rejonu fauną i florą.
Niby nic specjalnego (las jak las :-)), ale ileż tu chronionych i cennych gatunków. Najbardziej zaskoczyła mnie fotka z podpisem ,,Kania ruda.'' Dotychczas myślałam, że to tylko grzyb, a tu okazało się, że to imponującej wielkości ptak drapieżny. No tak ... człowiek uczy się przez całe życie.
Od tego momentu droga wiodła w nieznane. Jechałam szosą i podziwiałam krajobraz, głównie zaorane już pola bądź uprawy kukurydzy.
Przy szosie w wielu miejscach leżały liście dębu. Chyba jesień już coraz bliżej ... Ciesząc się dobrą pogodą i lekkimi powiewami wiatru jechałam dalej.
Po drodze na zakręcie minęłam pomnik z majestatycznie prezentującym się lwem. Niestety na widniejącej z przodu tablicy nie było żadnej informacji, z jakiej okazji został wzniesiony. Jedynie data 1918 była widoczna. Szkoda, bo to przecież pamiątka z przeszłości. Kawałek historii tej ziemi ... Lew niestety ucierpiał znacznie. Ma ubity pysk i brakuje mu ogona.
Ciekawa, co dalej przede mną jechałam główną drogą w kierunku Groblic. W pewnym momencie na horyzoncie zamajaczyły kominy znanej mi w okolicy elektrociepłowni,
Widok nieco osobliwy ... |
zaś tu przy szosie wyrósł las słupów elektrycznych.
Najbardziej jednak zaskoczyła mnie ciągnąca się na dość dużej przestrzeni uprawa słoneczników.
Tyleeee słoneczników! |
Z bliska już nie wyglądały najlepiej. Sucho wszędzie :-) |
Każdy pnie się w górę na ile może :-) |
Sunflower, czyli słoneczny kwiat! |
W oczy rzucił mi się stary dąb,
a na jego korze pokaźnych rozmiarów huba. Uwieczniłam rzecz jasna wszystko z myślą o moich kochanych pociechach spędzających niedzielne popołudnie z tatą i babcią.
Zadzwoniłam do przyjaciółki zapytać, co słychać ... i zostałam zaproszona na popołudniową kawę. Teraz to miałam motywację, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Wskoczyłam na rower i dalej przed siebie.
Wiatr jednak momentami uniemożliwiał szybką jazdę. Znaczna część trasy wiodła na terenie otwartym, gdzie wiatr hulał po polach na całego. Momentami miałam wrażenie, że stoję w miejscu, a przełożenia musiałam wybierać tak, jak bym wjeżdżała pod górę. Myśl o pysznej czekającej już na mnie kawie pchała mnie naprzód! Mimo wiatru i zmęczenia spowodowanego dłuższą przerwą w jeździe na rowerze w zamierzonym czasie dotarłam do celu. Dzięki wysiłkowi odczuwałam ogromną satysfakcję z pokonanego dystansu no i kawa smakowała wyjątkowo wybornie :-) Nie ma jak poruszać się nieco dla zdrowia, także tego psychicznego.
Jesień coraz bliżej ... |
Nie trzeba jechać daleko, by odkryć coś ciekawego i ODPOCZĄĆ od zgiełku miasta ... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz