Witam znów po dłuższej przerwie. Samodzielna opieka nad dziećmi od kilku dni pochłania mnie całkowicie. Czas biegnie przy tym nieubłaganie i z każdym dniem, widząc jak bardzo mało czasu zostaje po powrocie ze szkoły na wspólne zajęcia, rośnie we mnie wdzięczność za to, że mogłam spędzić z R. i Małą M. całe pięć lat ... bez przedszkoli, żłobków... tylko w domu, dając im siebie całą:-)))) Macierzyństwo jest mym szczęściem największym ... i każdego dnia za ów dar Bogu dziękuję...
Teraz jednak mam inne sprawy na głowie i ów czas, gdy nasze pociechy są w szkole też jest mi niezmiernie potrzebny. Mogę wówczas nadrobić zaległości w pracach porządkowych ... no i zrobić coś dla ducha. I tak w miarę możliwości ładuję swe akumulatory duchowe uczęszczając w porannej Mszy św. Mimo tego, że wymaga to ode mnie znów biegania tam i z powrotem, jakoś udaje mi się zdążyć ze wszystkim i wszędzie:-)
Odkąd Mała M. poszła do szkoły, jakoś brakuje czasu na wspólne zajęcia w domu. Staram się jednak nie zaniedbywać czytania dzieciom i mobilizować R. do samodzielnego czytania. Nawet ostatnio sam zaczął czytać sobie po stronie czy dwóch opowieści o Muminkach. To już jakiś postęp:-)
Małej M. do czytania gonić nie trzeba. Sama chętnie sięga po książeczki i czyta albo mnie albo swoim lalom. Ostatnio także dużo śpiewa piosenek, których uczy się w szkole. Rozbawiła mnie ostatnio, gdy na dywanie rozłożyła swe lale i jak prawdziwa pani przedszkolanka uczyła swych podopiecznych śpiewać i wykonywać gesty, których nauczyła się w zerówce.
Do szkoły chodzi chętnie i zawsze z uśmiechem od ucha do ucha. Już kiedyś pan katecheta mnie zaczepił na korytarzu i zapytał:
Jak to Pani robi, że ta nasza M. zawsze taka uśmiechnięta?
Sama nie wiedziałam, co odpowiedzieć... Dla mnie jej uśmiech najlepiej oddaje stan jej serca ... zawsze pełnego miłości i piękna. To dar Niebios :-) jak domniemam. Tym bardziej, że sama Mała M. o tym, jak ważna jest miłość często sama mówi. Gdy niedawno jej brat trochę rozrabiał w drodze ze szkoły, Mała M. skarciła go słowami:
Musisz mieć miłość w sercu!!!
I tak się rozpisałam o sercu pięciolatki, a miało być o szarej codzienności ... i o wielkiej radości, którą sprawiła mi wczoraj jedna z mam dziewczynek z klasy Małej M. Otóż jakoś tak podeszła i powiedziała, że jej córka - która siedzi w ławce z naszą pięciolatką - jest zachwycona Małą M. ... i co dzień po powrocie ze szkoły opowiada swej mamie o niej. Miłe!!!! Ale to jeszcze nic...
Najlepszym potwierdzeniem ,,fascynacji'' Małą M. jest to, że owa dziewczynka zapytała w domu mamę:
Dlaczego nie nazwałaś mnie M. (tu padło zdrobnienie imienia naszej pięciolatki)???
HURA!!!! Ucieszyłam się ogromnie, że Mała M. ma wreszcie koleżankę w szkolnej ławie, która zdobyła jej sympatię. Nasza pięciolatka też bardzo ją lubi. Tym sposobem z wolna spełnia się wielkie marzenie Małej M. noszone w sercu już od dobrych dwóch miesięcy!!!
Tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Do miłego usłyszenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz