Od piątkowego poranka z niepokojem spoglądałam za okno ... Lało i lało, a
odprowadzanie R. do szkoły i z powrotem było wyjątkowo kłopotliwe w
strugach ulewnego deszczu. Z godziny na godzinę wody w rzece przybywało i
aż trudno uwierzyć, że w tak krótkim czasie poziom wody może tak szybko
ulec zmianie.
|
Odra już coraz szersza ... Zbliża się do ścieżki:-) |
Prognozy też nie były optymistyczne i zmuszona byłam odwołać planowany wyjazd na rodzinny rycerski piknik. Jeszcze w piątkowy wieczór wahałam się, czy decyzja owa była słuszna, ale sobotnia aura od samego rana zmusiła nas do spędzenia dnia w domowych pieleszach. Ulewa za ulewą; nawet na zakupy się nie wybrałam... Za to zaszyłam się w kuchni, by przez żołądek trafić do serc moich bliskich:-) Dla poprawy nastroju wszystkich domowników przygotowałam najpierw pyszne grzanki z serem białym i sałatką wiosenną. Następnie w ramach kulinarnych eksperymentów upiekłam ciasto z rabarbarem ...
|
Zaraz do pieca ciasto włożę:-) |
Zestresowałam się nieco, bo przepis nowy i zapowiadało się, że raczej z niego zakalec będzie. Na szczęście wypiek był udany i bardzo smaczny. Około południa nadal lało, więc zaproponowałam naszemu ośmiolatkowi samodzielne przygotowanie deseru w lodowych pucharkach. Pomysł okazał się trafiony. R. bowiem od zawsze uwielbia kuchenne zabawy, a ubijanie bitej śmietany, krojenie galaretki czy dekorowanie gotowego deseru to wspaniałe okazje do dobrej zabawy. Taka para rąk do pomocy w kuchni bardzo mi się przydaje. Mogłam na spokojnie kończyć przygotowywanie ciasta, a deser robił się sam:-) Najprzyjemniejsze była, rzecz jasna, chwila, gdy wszyscy zasiedliśmy do stołu, by delektować się smacznym deserem. Rzadka to okazja, bym dostała coś do jedzenia, czego sama sobie nie przygotowałam:-) Wszystkie mamy zapewne doskonale wiedzą, o czym mówię...
|
Pychotka w wykonaniu R. :-) |
Nawet nie wiem kiedy minęło sobotnie popołudnie... Gdy jednak około 17-ej zaczęło się przejaśniać, szybko zebraliśmy się i wspólnie wybraliśmy się na Noc Muzeów organizowaną w naszym mieście. Program nie był zbyt bogaty (zwłaszcza w porównaniu z Wrocławiem), ale nie było sensu, by o tej porze wybierać się gdzieś nad dłużej. Atrakcji i tak naszym dzieciom nie brakowało. Najpierw Mała M. i R. spróbowali swych sił w fachu garncarskim. Każdy z nich miał okazję, by zasiąść przy garncarskim kole i samodzielnie ulepić małe gliniane naczyńko. Oboje świetnie sobie poradzili. Byłam pod wrażeniem!!!! Nawet pani prowadząca uznała, że szło im to wyjątkowo sprawnie!!!
|
Dzieci garnki lepią:-) |
Kolejnym punktem programu było wejście na ratuszową wieżę.
|
Ratuszowa wieża - jaka jest - każdy widzi:-) |
Tu zobaczyliśmy zabytkowy mechanizm zegarowy. Niestety ze względu na pogodę nie można było wejść na galeryjkę wokół wieży. Będzie zatem coś na kolejną okazję:-)
|
Ale mechanizm... |
Na chwilkę zerknęliśmy również do Izby Muzealnej,
|
Król Salomon ... teraz już w Izbie Muzealnej:-) |
a wcześniej nasze pociechy przymierzały średniowieczne hełmy i części zbroi ... R. marzył o założeniu kolczugi, ale okazała się za ciężka na jego barki (15 kg!).
W ramach Nocy Muzeów wzięliśmy także udział w części koncertowej: najpierw w koncercie muzyki dawnej w wykonaniu uczniów Szkoły Muzycznej, a potem w koncercie z harfą w roli głównej. Tu gwiazdą wieczoru była nieznana mi wcześniej, a popularna z telewizyjnego programu ,,Must be the music'' - Jadwiga Tomczyńska. Szkoda, że koncert pokrywał się z naszym zwiedzaniem ratuszowej wieży, bo minęła nas spora atrakcja. Na szczęście udało nam się wysłuchać choć kilku utworów. Nawet dla tych kilku warto było tu przyjść. Harfistka z towarzyszącymi jej skrzypaczką i gitarzystą rozruszała publiczność grając i śpiewając np. ,,Don't worry, be happy!''.
|
Prezent dla Mamy - Mała M. wyprowadza pieska na spacer!!! |
Mała M. i R. siedzieli zasłuchani także wyrażając swój entuzjazm oklaskami. Pod koniec koncertu jednak nasza czterolatka przyznała, że chce się jej spać i za moment usnęła na kolanach wtulona w me ramiona ... Chrapała na całego!!!! Ze snu wybudziła ją kolejna artystka ... w repertuarze rockowo-folkowym. Jednak zarówno dla dzieci jak i dla mnie było to już za ostre granie. R. zaczął skarżyć się na ból brzucha, więc wyszliśmy z koncertu ... Tatuś był niepocieszony, ale dzieciom i tak wystarczyło tyle wrażeń jak na jeden raz. Spacerkiem udaliśmy się do domu na kolację. R. jednak chciał jeszcze wziąć udział w pokazie rycerskich walk z użyciem ognia. Pognał z tatą na rynek... Wrócił z wypiekami na twarzy i orzekł o poranku, że owa nocna atrakcja była najciekawszym wydarzeniem minionej soboty. Nagrał nawet filmik, by móc podzielić się wrażeniami z Małą M. i mamą:-)
Tyle na dziś ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz