piątek, 26 lipca 2013

Czwartek - wielkie budowanie i rysowanie ...

Lato, wakacje ... Myślałam, że będę miała wreszcie dużo czasu na pisanie, czytanie, nadrabianie filmowych i muzycznych zaległości. Myliłam się. Czasu nadal brak. Na szczęście są fotografie, na których można uchwycić tych kilka chwil w ciągu dnia, kiedy nawet z pozoru, w zwykły, lipcowy dzień udało nam się zrobić coś ciekawego.

Wczoraj zabrałam Małą M. i R. na kolejną wycieczkę po Wrocławiu. Jak zawsze atrakcji nie brakowało, a relacja z naszego wypadu to temat na odrębny (i obszerny) wpis. Zatem dziś słów kilka o tym, co działo się zanim ruszyliśmy w drogę.

MAMA (z wyraźnym pępkiem) JE LODY W WAFELKU!

Mała M. wstała z łóżka pierwsza. Gdy weszłam do kuchni, siedziała w piżamce na kanapie i rysowała w znikopisie. Dobrze, że zdążyłam sfotografować jej rysunki. Zostałam utrwalona na pierwszym z nich.

Wózek - gigant ...

Na drugim - wyraźny powrót do najczęstszego tematu prac naszej czterolatki - wózek z dzidziusiem. Ależ ten wózek ogromny, a dzidziusia ledwo można dostrzec.


Trzecia praca zaś, wyraźnie inspirowana nowym rowerkiem - po lewej dziewczynka na rowerze, a przy niej - chłopczyk na hulajnodze. Wszystkie prace, jak zawsze, ogromnie mnie ucieszyły i rozbawiły zarazem.


Po śniadaniu Mała M. poczuła w sobie iście konstruktorski zew. Na chwilkę zniknęła w pokoju R., a za moment wróciła z trzema ludzikami zbudowanymi samodzielnie z klocków K'NEX. Był jednak pewien problem. Jak dorobić im WYSOKIE OBCASY? Tu z pomocą przyszedł starszy brat. Buty co prawda szpilek nie przypominają, ale Mała M. zaakceptowała taki ich wygląd :-)


Klocki te, urodzinowy prezent R., to prawdziwy HIT. Oboje uwielbiają się nimi bawić. Najpierw budował tylko 7-latek, ale teraz równie chętnie sięga po niego jego trzy lata młodsza siostra. Początkowo jakoś nie była zainteresowana, by samodzielnie coś z nich konstruować, ale dzięki zajęciom we wrocławskim Multicentrum tak je polubiła, że teraz żałuję, że nie zamówiłam dla niej w okazyjnej cenie własnego zestawu.


Wczoraj, podczas wycieczki po Wrocławiu, znów w Multicentrum doskonaliliśmy umiejętności budowania z tych rewelacyjnych klocków. Tym razem Mała M. budowała gazelę. SAMA od początku do końca! Byłam pełna podziwu, że tak świetnie sobie poradziła. Samodzielnie rozpoznawała, jaka część i w jakiej ilości i kolorze jest jej potrzebna, a potem szukała jej w jednym z kilkunastu pudeł. W kilka chwil zwierzątko było gotowe!
Cały czas powtarzała, że nie mam jej pomagać ... i wesolutko szczebiotała pod nosem:

To jest proste jak pesteczka!!!

Miałam nadzieję, że zbuduje jeszcze 2 zwierzęta widniejące w instrukcji, ale podziękowała panu prowadzącemu, oddała kartkę i usiadła przy innym stoliczku, by bawić się papierowymi lalkami. Widziała bowiem, że w księgarni zakupiłam dla niej książkę z bogatym zestawem papierowych ubranek. Sama pamiętam takie papierowe lalki z czasów dzieciństwa. 


Zaczęło się wielkie przebieranie. Ale miała zabawę!!! Chyba z dobrą godzinę wybierała stroje.


Książka okazała się strzałem w dziesiątkę, bo szablony lal są sztywne, na grubszej piance i nie przewracają się. Na końcu kolorowe drzwi, za którymi można ustawiać ubrane postacie i odgrywać treść książeczki. Widać, że trafiłam w gust Małej M., bo dziś trzykrotnie czytałam jej tę lekturkę.*


I tak Mała M. ubierała lale, a R. prze 1.5 h pracował nad modelem z klocków K'NEX napędzanym energią słoneczną. Jestem z niego dumna!


Wcześniej w domu sam połączył klocki K'NEX z silniczkiem z zestawu Lego technic. Tym sposobem zbudował swój pierwszy jeżdżący pojazd. HURA! Podczas wizyty w Multicentrum dowiedziałam się, że są w sprzedaży chińskie klocki zbliżone wyglądem do klocków K'NEX w zestawie z silnikiem. Oczywiście, R. zapragnął zostać ich szczęśliwym posiadaczem.


Mimo późnej pory po powrocie do domu SAM, zgodnie z instrukcją, zbudował kroczącego robota. Teraz trzeba było mieć się na baczności, by go nie nadepnąć :-)


Mała M. też dostała swój zestaw klocków, z których tata skonstruował robota o wdzięcznym imieniu ,,Speedy''. Ten, zgodnie z nazwa, szybko przemieszcza się na kółkach.


I zaczęło się szaleństwo: wyścigi robotów, testowanie ich możliwości, włącznie z pokonywaniem małych przeszkód.


Panowie zapragnęli nawet zmierzyć się w walce!!!

I tak minął nam lipcowy czwartek. Do miłego usłyszenia!

*,,Przyjęcie'', Wydawnictwo Wilga SA, Warszawa 2010

Spacer Promenadą Staromiejską - znów dzieci wędrują ...

Lato sprzyja wycieczkom. Dziś zapraszam na kolejną wycieczkę po Wrocławiu. Jedną z pierwszych, jakie odbyłam tego lata, był spacer odcinkiem Promenady Staromiejskiej. Relację zamieściłam także w portalu informacyjno-rozrywkowym. Zapraszam do lektury!

http://czasdzieci.pl/okiem-rodzica/d,59,id,359876e.html

A po lekturze - warto pójść naszym śladem!

Tekst i zdjęcia chronione są prawem autorskim. 

środa, 24 lipca 2013

Znów we Wrocławiu z dziećmi ...

Przed kilkoma dniami znów z R. i  Małą M. wybrałam się do Wrocławia. Tym razem, zanim dotarliśmy na zajęcia w Multicentrum, pozwiedzaliśmy dworzec PKP. I tak zrodził się pomysł na kolejny wpis o zwiedzaniu stolicy Dolnego Śląska na blogu o Wrocławiu.

ZAPRASZAM do lektury!

www.zdziecmipowroclawiu.blogspot.com


wtorek, 23 lipca 2013

Wtorek w domu ... i na rowerze

Kilka dni przerwy w pisaniu i już nie wiem, od czego zacząć... tyle się działo. Może zacznę od tego, co działo się dzisiaj. Po przepełnionym atrakcjami poniedziałku spędzonym we Wrocławiu, dziś odpoczywaliśmy ... no nie do końca, bo z dziećmi ciężko wypocząć nie wyściubiając nosa z domu. Rozpoczęliśmy jednak dosyć spokojnie od śniadania na balkonie. Przyniosłam stolik z kuchni, krzesełka. Do misek nalałam ciepłego mleka, a dzieci wsypały do nich czekoladowe kulki zbożowe. Jakże się cieszyły! To jedno z ich ulubionych dań na śniadanie, no a zjedzenie go na balkonie było nie lada atrakcją!
Pozostaliśmy na balkonie. R. wziął się za kolorowanie, a Mała M. za uzupełnianie książki naklejkami, a potem malowanie wodą. Obojgu tego typu zadania bardzo się podobały!

R. koloruje ,,czachy'' .. wolę inne obrazki :-)
Najlepsze jednak było wciąż przed nami .... Otóż odwiedziliśmy sąsiadkę ,,od zwierzątek'' i Mała M. poczuła się jakby znów miała urodziny. Wyszła stamtąd bowiem w nowej sukience (po córce sąsiadki), z nowymi ,,wesołymi'' super plastrami na obdarte wczoraj kolanka i z rowerem po córce sąsiadki. Pan sąsiad jeszcze dopompował jej kółka, przykręcił kółka boczne i wyregulował wysokość siedzenia. Mała M. była WNIEBOWZIĘTA! Wiem, jak bardzo marzyła o nowym rowerze, bo z trójkołowego już dawno wyrosła. Cieszyłam się razem z nią.

Trochę wody i obrazek będzie gotowy ...


Przy okazji Mała M. pożyczyła od swej małej sąsiadki śpiewającą lalkę. I tak przez 2 h miałam wrażenie, że jestem na festiwalu piosenki dziecięcej. Choć repertuar ubogi (4 piosenki) Mała M. wałkowała je ze swoimi lalkami non stop. Śmiesznie było! Miałam wrażenie, że nie mam dziecka :-) Zaszyła się na balkonie i śpiewała ,,Wlazł kotek'', ,,Siała baba mak'', ,,Mam chusteczkę haftowaną'' itp. Najbardziej zabawne było to, że momentami nie znała słów i wymyślała własne ... Chusteczka, w jej wydaniu, była nie haftowana, a hodowlana (jeśli dobrze usłyszałam) :-) 

Zaraz po obiedzie zaproponowałam jazdę próbną. Najpierw jednak chciałam wypić kawę. Dzieciom tak bardzo zależało na tym, by wyjść jak najwcześniej, że kiedy weszłam do kuchni, zdębiałam. R. pomagał swej młodszej siostrzyczce zapiąć spodnie. Sam wybrał jej ciuchy, pomógł je założyć i zadbał o nakolanniki i nałokietniki dla siebie i dla niej. Byłam z niego DUMNA! Pochwaliłam, rzecz jasna, bo taka troska o Małą M. z jego strony nie zdarza się co dzień :-).

HURA! Nowy rowerek Małej M.

Oboje wsiedli na swe rowery. R. szalał na swoich dwóch kółkach, podśpiewując sobie wesoło. Mała M. zaś testowała swoje 2+2 kółka. Szło jej świetnie. Wybrałam teren parkingu z dużą ilością miejsc wolnych .. Mała M. jechała, momentami śmiejąc się głośno, a swe zadowolenie wyraziła nagle słowami:

Ale ja dobrze jeżdżę!

Mimo płaskiego terenu jazda nie była łatwa, więc najczęściej wołała do mnie:

PCHNIJ MNIE!

Po 20 minutach takiej jazdy miałam dość pchania, a jej nóżki z każdą minutą słabły. Zaproponowałam przerwę, ale Mała M. nie chciała odpuścić. Zamiast puszczać ze mną latawiec albo grać w piłkę z R. dalej próbowała jechać sama. Teren jednak był już bardziej piaszczysty, koła nie chciały jechać, nóżki nie miały na tyle sił, by naciskać na pedały .... Mała M. zaś uparła się na całego .... Skończyło się płaczem i niechęcią do rowerku wyrażaną słowami:

Nie lubię tego roweru! Popsuję GO! 

Wróciliśmy do domu i ze zmęczenia i nadmiaru wrażeń Mała M. zasnęła ... Zapewne obudzi się w lepszym nastroju pełna chęci do jazdy na dwóch kółkach!!!  Będzie zatem zapewne i wieczorna jazda!

Dla R. zaś był to dzień pełen inspiracji ... Po wczorajszych zajęciach w Multicentrum tak się zapalił do budowania, że dziś z klocków K'NEX skonstruował trzy pojazdy.

Nowoczesny wóz ...

Pojazd kosmiczny

I kolejne nowoczesne auto
A najbardziej zadziwił nas łącząc silnik z klocków Lego z klockami K'NEX. Pomajstrował nieco, połączył części gumką aptekarską, dołożył zębatki i AUTO jedzie! GENIALNIE! Ja tak nie potrafię :-) Rośnie nam chyba genialny konstruktor!!! HURA!

piątek, 19 lipca 2013

Nowy blog o zwiedzaniu Wrocławia ... ZAPRASZAM!

Słoneczne dni sprzyjały ostatnio zwiedzaniu, więc aż dwukrotnie w tym tygodniu zabrałam moje pociechy na wycieczkę do Wrocławia. Atrakcji nie brakowało, za to brakuje czasu na pisanie relacji z naszych wypadów. Postanowiłam jednak co jakiś czas dzielić się naszymi pomysłami na zwiedzanie stolicy Dolnego Śląska. W tym celu założyłam nowy blog, gdzie zamieszczać będę propozycje zwiedzania Wrocławia z dziećmi. Pierwsza już dziś ...

Zapraszam na pierwszy wpis!

http://www.zdziecmipowroclawiu.blogspot.com

Do usłyszenia!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Bycie mamą ... jaka ciężka ta robota :-)

Poniedziałkowa aura nie zachęcała do wielkiej aktywności. Niemniej jednak siedzenie w domu też nie wchodziło w grę, bo wiedziałam, że wcześniej czy później dzieciom będzie w nim za ciasno. Zaproponowałam zatem spacer do biblioteki, z drobnymi zakupami i odwiedzeniem bankomatu po drodze. Ostatnio wypożyczone biblioteczne zasoby zostały pochłonięte w ekspresowym tempie i nie pozostało nam nic innego, jak zaopatrzyć się w nowe książki. Moim molikom książkowym słowa ,,biblioteka'' powtarzać nie trzeba. W mig książki znalazły się w torbach, a dzieci były gotowe do wyjścia.

Na miejscu rzekłam, że dziś bierzemy tylko KILKA książek, bo znów tu przyjdziemy. Jednak gdy tylko na półeczce z nowościami ujrzałam ciekawe pozycje, sama nie mogłam się powstrzymać, by ich nie wypożyczyć. Zaraz też na stoliku pani bibliotekarki pojawił się mały stosik nowości. Jedne z nich nigdy wcześniej jeszcze nie zostały wypożyczone i pachniały nowością. R. zaraz powiększył stertę, układając nań kilka nowych opowieści o przygodach żółwika Franklina z myślą o swej siostrze (!). Mała M. też dorzuciła swoje propozycje,  i tak po przeliczeniu w domu na spokojnie bibliotecznych łupów okazało się, że jest ich (o zgrozo!) blisko 30.

Znów mamy co czytać. HURRAA!!!

Tradycyjnie zatem po powrocie do domu z trudem zagoniłam oboje do mycia rąk, bo każde chciało już przeglądać ,,swoje'' książki. Zaraz też, gdy tylko znalazła się wolna chwila, usiadłam z dziećmi i CZYTAŁAM. W czasie wakacji zakładałam, że ja czytam dzieciom, ale i dzieci CZYTAJĄ MAMIE. Różnie z tym bywa. Dziś jakoś nasza czterolatka nie garnęła się do samodzielnej lektury (przeczytała raptem 5 wyrazów!). Na szczęście R. uratował honor i, na moją prośbę, przeczytał mi opowieść o sympatycznym i samotnym trollu pt. ,,Kto polubi Trolla?''. To jedna z książeczek dla początkujących czytelników z serii ,,Czytam sobie''. Jak dla mnie rewelacja, bo zarówno autorkę jak i ilustratorkę uwielbiam.

Pozostałą część dnia zatem w znacznej mierze wypełniło czytanie (dzieciom)  i przeglądanie książek (przez dzieci). Cieszę się, że tak bardzo lubią odwiedzać biblioteki, sami wybierać dla siebie lektury, a potem godzinami słuchać, jak czytam! Mam nadzieję, że na zawsze już pozostaną z książką za pan brat, a ja już teraz cieszę się, że mogę im towarzyszyć w odkrywaniu piękna dziecięcej literatury.

Zabrzmiało nieco pompatycznie ... zatem dla równowagi kwiatki Małej M.:

1) Zdarza się często, że R. dokucza Małej M. dając jej odczuć, że jest od niej starszy. Mała M. jednak odkryła chyba ostatnio, że ma nad nim pewną przewagę, bo już dwukrotnie słyszałam, jak szczyciła się tym, że to kobiety (tylko i wyłącznie) rodzą dzieci. Dziś, gdy R. znów jej dogryzał, słyszałam, jak rzekła z dumą w głosie:

Jak będę duża i urosnę to urodzę może nawet DWA(!) dzieci!!!!!


Mamą być ... (w tle ubranka dla lalek czekają na sprzątnięcie:-))

2) Całe popołudnie Mała M. bawiła się lalką i opiekowała jednocześnie dwoma pieskami. Woziła ich, karmiła, nosiła ... niczym prawdziwa mama. Najbardziej jednak rozbawiła mnie, gdy pchając wózek pełen ,,dzieci'', rzekła z wysiłkiem w głosie:

ALE CIĘŻKA TA ROBOTA!!!! .... Muszę jeszcze trzymać pieska ...

Oj tak ... szybko poznała, widzę, cienie i blaski macierzyństwa :-)

Tym optymistycznym akcentem kończę na dziś. Do miłego usłyszenia ...


niedziela, 14 lipca 2013

Po grobli ... ślimaka tropem!

Niedzielne przedpołudnie dosyć pracowite, bo biegiem na Mszę św., potem szybkie zakupy i gotowanie, by zdążyć przed 13-tą. Potem już zostałam sama z dziećmi i zaczęliśmy zastanawiać się, jak razem spędzić tych kilka godzin. Najpierw dokończyliśmy wyjątkowo pyszny obiad. Wzięłam moje niejadki na sposób i kupiłam rybę mrożoną w marynacie paprykowej i w sosie włoskim. Do tego podałam ryż z sosem pomidorowym i gotowaną fasolkę z masłem i pokropioną cytryną. R. zawsze okropnie grymasi nad rybą i, zamiast jeść gada i gada. A potem ryba, nawet drogi łosoś, ląduje w koszu. Dziś natomiast tak bardzo oboje zasmakowali w rybie, że zjedli wszystko, a R. nawet dwie porcje. Nagrodziłam ich miseczką pełną truskawkowych lodów.

Potem był czas na relaks .... dla dzieci, bo ja zajęłam się garami. Włączyłam świetną animację ,,Chłopiec i pingwin''. Obojgu ogromnie się spodobała, a R. nawet obejrzał materiały dodatkowe o tym, jak film powstał. Gdy zobaczył kolejne etapy animacji i usłyszał, że wykonanie go wymagało narysowania na papierze ponad tysiąca rysunków, pobiegł do biurka i narysował swoją wizję miasta.

Miasto - wizja R. cz.1

Dodał, że to dla Małej M. i  dla mnie, a w miejscach przerywanych linii kartkę należy zagiąć ... Jak prawdziwy fachowiec!

Miasto - wizja R. cz.2

Obiad zjedzony, gary w zmywarce ... nie pozostawało nam nic innego, jak wyjść na świeże powietrze. Pogoda wietrzna, ale na spacer jak najbardziej odpowiednia.

Odra po naszej lewej, za wałem, a my - przed siebie dziś idziemy ...
Zapakowałam termos (na życzenie R.!) i po kanapce z żółtym serem i ogórkiem. Do plecaka wrzuciliśmy kurtki, aparat fotograficzny ... i przed siebie; R. na rowerze, a Mała M. w wózku. Zamarzyło nam się odkrywanie terenów po drugiej stronie rzeki. Pora jednak już była dość późna (ok.16.30) i nie mogliśmy zapuszczać się daleko. Szliśmy przed siebie ... nie narzucając sobie ani żadnego dystansu ani celu wycieczki. Spacer nie zapowiadał się jakoś specjalnie, a w rezultacie miło spędziliśmy czas (blisko 2h!).

Historyczny kamień ...
Rozpoczęliśmy od przyjrzenia się Odrze. Zatrzymaliśmy się przy moście, by porównać stan rzeki z 1997 z aktualnym i tym sprzed kilku tygodni, gdy poziom sięgał blisko 5.5 metra. Widać, jak bardzo już woda na szczęście opadła ... Teraz dopiero widać, jakie ogromne połacie zajmowała jeszcze niedawno.

OOO ... ŚLIMAK!!
Przejażdżka przez most i dalej groblą. Po drodze minęliśmy rozłożyste, stare dęby ... nie omieszkałam nie wspomnieć o nich dzieciom. Uważam bowiem, że każda okazja jest dobra, by dzieciom coś o świecie rzec ciekawego. Dzięki temu R. i Mała M. mają zawsze podczas spacerów oczy szeroko otwarte. Podobnie było i dziś, gdy jadący na przodzie R. zatrzymał się i pokazał nam pełzającego drogą ślimaka.

Ale już długą trasę przebył ...
Wszyscy przystanęliśmy i podziwialiśmy go, no i nie mogliśmy uwierzyć, że pozostawił za sobą aż tak wyrazisty ślad. Dobrze, że na grobli ruch mały i nikt go nie przejechał.

UPS .... co te robale tu robią???

Nieopodal na kwiecistym parasolu zauważyłam robale ... Nie cierpię brązowych insektów wszelkiej maści, ale zaciekawiło mnie, czemu ich tak dużo ...

Aż mi ciarki z obrzydzenia przeszły po plecach ...

Dopiero po chwili zauważyłam, że były ,,czymś'' bardzo zajęte .... i w rezultacie niebawem będzie ich znów więcej :-) Brrrrr ...

Tyle ich i jeszcze się mnożą ...

Dzieciom oszczędziłam tego widoku ... ale oczywiście Mała M. musiała zapytać, czemu ja tak fotografuję te ,,biedronki'' ...

Motyle na pniaku ...

Wolałam skierować ich uwagę na liczne motyle ... Kilka upodobało sobie powalone drzewo.

... i na sąsiednim drzewie.

Jeden nawet przysiadł na ścieżce i wreszcie mogłam sfotografować go z bliska ...

Ten się wreszcie dał ,,złapać''


Szliśmy dalej groblą patrząc wokół.

Dalej ... byle przed siebie!

Cieszył nas odgłos świerszczy w trawie, zieleń pól, latające wokoło motyle, przeskakujące z liścia na liście ważki, ukryte wśród liści biedronki ....


A KU KU ....

 Były nawet pasące się dziko konie!

OOO Koń na grobli ....

Jeden pilnował całej reszty :-) Wiał wiatr, rozwiewając grzywy i ogony ...

...  i to nie jeden....
Jechało się dość przyjemnie, ale tylko do pewnego momentu. Dalej trawa na grobli i po obu jej stronach była dość wysoka i ciężko się prowadziło wózek. Teren też zrobił się już dziki. Nie czułam się komfortowo, bo i pora już późna była.

Nasz PRZYJACIEL i DOMOWNIK od dziś ...
Największa atrakcja - jeszcze przed nami. Przedzierając się z rowerem nasz siedmiolatek natknął się na kolejnego ślimaka i zapragnął się nim zaopiekować. Uparł się, że zabierze go do domu. Odtąd niósł go w jednej ręce, z pomocą Małej M. pchając swój ciężki rower. I tak ni stąd ni zowąd zostaliśmy opiekunami pierwszego żywego stworzenia w naszym domu. Wszelkie tłumaczenia, że jemu w naturze lepiej będzie na nic się zdały. Mam nadzieję, że za dni kilka R. wypuści go znów na zieloną trawkę ...


Coś się schował przed nami...

Oboje szczęśliwi całą dalszą drogę rozmawiali już tylko o ślimaku. Zaraz też otrzymał imię. Mała M. zaproponowała, by nazywał się Ślimaczek - Siusiaczek (!), a R. - Ślimaczek-Skorupiaczek. Oczywiście, druga nazwa została zaakceptowana (z przyzwoitości!). Imię nadane, to teraz zaczęło się snucie wizji, gdzie zamieszka (R. wybrał swój pokój!) i co będzie jadł.

Co jedzą ślimaki????

Obiecałam, że zaraz po powrocie do domu przeczytam Małej M. i R. o zwyczajach ślimaków. Wręczyłam im trzy książki i prosiłam, by sprawdziły, czy jest w nich coś na temat Skorupiaczka (który ze skorupiakami nic wspólnego nie ma, poza muszlą- skorupką!).

Dzieci szukają informacji o Ślimaczku...

Ja zaś przeszukałam zasoby internetowe w poszukiwaniu danych na temat diety ślimaków.Potem usiedliśmy razem przy stole i zanotowaliśmy podstawowe informacje o naszym ,,podopiecznym''. I znów, dzięki moim ciekawym świata pociechom, dowiedziałam się, że nagie ślimaki to pomrowy, a one zaś wzbogaciły swą wiedzę o świecie o takie pojęcia jak bezkręgowce, mięczaki itp.



Sałata smakuje, jak widać ...

Po kolacji przygotowaliśmy Skorupiaczkowi małe mieszkanko na balkonie. Na początek kilka liści ekologicznej sałaty. Mam nadzieję, że teściowa się nie pogniewa o tych kilka liści. Ślimak też musi się zdrowo odżywiać. Widać, że dobra, bo po chwili na listku sałaty wygryzł niezły otworek niczym ozdobny wzorek.

Ale wygryzł WZOREK ...

Ślimak nakarmiony, ale pozostaje pytanie frapujące moje pociechy, czy ślimak będzie spał w nocy, czy raczej będzie aktywny niczym nietoperz. Hm ... Chyba będę musiała trochę w nocy pod drzwiami balkonu spędzić na obserwacji ślimaka ....

Póki co zarządziłam, że czas do łóżek, ale zanim zasnęliśmy musiała być porcja czytania. Dziś kolejny bestseller szwedzkiej literatury dziecięcej - ,,Tajemnica kawiarni''. Mimo, że trzymająca w napięciu, uśpiła pełną wrażeń Małą M. R. zaś wytrwał do końca. I znów trzeba będzie gnać po kolejne części do biblioteki.

Cieszę się, że spacer dzieciom się podobał ... że znów mogliśmy pobyć bliżej NATURY. Tego mi było trzeba :-)

Tyle na dziś. Do miłego usłyszenia!








Sobotnie porządki ... i nie tylko

Sobota upłynęła pod znakiem odkładanych od dawna porządków. Dzieci spędziły kilka godzin u babci, a ja wreszcie mogłam uporządkować niektóre miejsca w naszym mieszkaniu. Ciągle brakuje na to czasu. Udaje mi się czasem popracować nieco przy dzieciach, ale gdy dzieci nie ma, praca idzie mi sto razy szybciej. Oczywiście, wybieranie się moich panów zwłaszcza trwało dobre 2h, więc Mała M. znajdowała sobie fantastyczne zajęcia, jak np. zakładanie czapek konikom i karmienie ich. Zdążyłyśmy jeszcze pouczyć się angielskiego i przeczytać kilka książeczek. Wreszcie pojechali i mogłam wziąć się do roboty!

Koniki w papierowych czapkach ... Ostatni krzyk mody:-)
Zanim wrócili, zdążyłam jeszcze zrobić małe zakupy. W ostatniej chwili zerknęłam na odłożony w pośpiechu stos fotek z czasów, kiedy Mała M. i R. byli bardzo mali ... Znalazłam tam również kilka naszych fotek z czasów narzeczeńskich i zrobiłam mini wystawę. Ciekawa byłam reakcji moich domowników, gdy zobaczą swoje zdjęcia. Wszyscy BARDZO się ucieszyli, nawet usłyszałam pochwałę od męża, a to rzadkość nad rzadkościami :-) Nadal, nawet dziś, moje pociechy, szczególnie Mała M., wielokrotnie przyglądały się tym fotografiom ... Taki drobiazg, a ile radości!

Dzieło R. i taty
Dzieci wróciły z odwiedzin zadowolone z nowym zestawem do puszczania baniek każdy. R. również przywiózł swoje klocki K'NEX, ale nie posegregowanych przed wyjazdem do pudełek i pudełeczek, ale ułożonych w nowe konstrukcje. Podczas pobytu u babci zbudował z tatą AUTO ...

Mała M. już się zastanawia, czy lale się zmieszczą na tych krzesełkach :-)

 i sam - bez instrukcji - karuzelę. Zaraz też zademonstrował mi jej działania, a Mała M. przybiegła z laleczkami, by ją przetestować.

KARUZELA - autorski projekt R.

Choć nie widziałam mych pociech przez kilka godzin, stęskniłam się za nimi i, mimo późnej pory, jeszcze przed zaśnięciem czytałam im. Nie wiem, kto bardziej lubi i komu bardziej potrzeba tych chwil na czytanie dzieciom??? :-) Dla mnie to często jedne z niewielu momentów, kiedy mogę spokojnie usiąść i zrelaksować się. Wczoraj znów była wypożyczona z biblioteki ,,Jabłonka Eli'' i jedna z opowieści z książki naszej ulubionej autorki, Renaty Piątkowskiej ,,Na wszystko jest sposób''. Tym razem o konikach, bo one ostatnio u nas są w modzie...

I tak pracowicie i częściowo bez dzieci ... minęła nam sobota!


piątek, 12 lipca 2013

Deszczowy piątek ...

Czwartek spędziliśmy znów we Wrocławiu i, jak poprzednio, wrażeń nie brakowało. Niedługo zdam relację z naszej wyprawy, a dziś słów kilka o piątku. Dzień rozpoczął się deszczowo i właściwie pogoda w kratkę utrzymywała się do wieczora. Zrezygnowaliśmy z wyjścia gdziekolwiek dla równowagi po bardzo aktywnym czwartku. Aura i tak sprzyjała siedzeniu w domu, a mnie też jakoś ruszać się nigdzie nie chciało. Marzył mi się spokojny dzień wypełniony czytaniem książek i zabawami z moimi pociechami. Zaczął się jednak nieco niespodziewanie, gdy ok. 7.20 usłyszałam wrzaski:

Mamo, KUPA!

Mała M. dopominała się o pomoc ... Tyle razy mówiłam moim domownikom, że jak ktoś śpi to zachowujemy się cicho niczym myszka pod miotłą. Jednak jakoś trudno przychodzi moim pociechom wcielenie owej reguły w życie.

Jeszcze w piżamce, ale Mała M. już ,,czyta''
Po takiej gwałtownej pobudce o dalszym spaniu nie było mowy. Wstałam i zajęłam się naszą czterolatką, która zaraz zaciągnęła mnie na kanapę i poprosiła, bym przeczytała jej o Tupciu Chrupciu. Dzień wcześniej bowiem podczas zwiedzania Wrocławia zapisaliśmy się do kolejnej (!) biblioteki, skąd Mała M. i R. wynieśli po 5 książek każdy. No i mój mały molik książkowy nie mógł się już doczekać lektury nowości. Chociaż termin zwrotu mija dopiero 2 września, ja już dziś przeczytałam naszej czterolatce 4 z 5 wypożyczonych wczoraj książek. I znów trzeba będzie gnać do biblioteki!!!

,,DAWNO TEMU W MAMOKO'' - wybór Małej M. To może czytać SAMA!
R. też wczoraj znalazł sobie kilka ciekawych lektur, w tym trzy książeczki z serii ,,Tajemnica .... Biuro Detektywistyczne Lassego i  Mai'', z których jedną przeczytaliśmy dziś. Zarówno Mała M. jak i R. słuchali ,,Tajemnicy diamentów'' z wypiekami na twarzy. Mój siedmiolatek to też wielki miłośnik czytania i do przeczytania zostały nam już od wczoraj jedynie dwie książki.

Po porannej porcji czytania usiadłam przy stole z moimi pociechami i wspólnie zastanawialiśmy się nad planem dnia. Każdy zgłaszał swe propozycje. Wszystkie skwapliwie notowałam ...


Wszystko udało się nam zrealizować, zgodnie z życzeniami dzieci, za wyjątkiem rysowania. Mała M. jedynie narysowała mamę i tatę. Najpierw narysowała tatę, dodając, że jest

... z takimi DĘBA WŁOSAMI ... 

Potem narysowała mnie i rzekła:

Takie piękne masz uczesanie! JESTEŚ TAKA PIĘKNA!!!

Już od lat nikt mi nie powiedział, że piękna jestem ....

Poza czytaniem ważnym punktem dnia było wyjście do sąsiadki, by zaopiekować się jej zwierzyńcem. Super atrakcją było, za zgodą właścicielki, przebieranie lalek ... Ciuchów cała skrzynia, do wyboru do koloru. R. zaś zabrał ze sobą swoje pudło klocków K'nex i przez (chyba 4h łącznie) zamienił się w małego konstruktora. Zasiadł na dywanie z instrukcją i zaczął budować ... Początkowo zraził się nieco, ale za moment zabrał się ostro do pracy i za godzin kilka zaprezentował z dumą swój DŹWIG z ruchomymi elementami. Zużył do tego prawie wszystkie z 375 klocków. Byłam pełna podziwu!


DŹWIG GIGANT zbudowany przez R. (jutro wkleję lepszą fotkę!)
Klocki te, urodzinowy prezent, jakoś ostatnio nie cieszyły się powodzeniem wśród naszych pociech. Wczoraj jednak uczestniczyliśmy we Wrocławiu w warsztatach ,,Piaskownica-klockownica'', podczas których budował modele z klocków K'nex w połączeniu z elementami LogiKit. W kilka chwil zbudował tam motor z napędem i zaczął budowę trójwymiarowego garażu. Zobaczył też inne dzieci w akcji i poczuł znów konstruktorski zew. Znów w przyszłym tygodniu się tam wybierzemy.

Motor z klocków K'NEX
 Także Mała M. z moją pomocą budowała wczoraj we Wrocławiu z klocków K'NEX zamek, a potem - już same wymyśliłyśmy księżniczkę, aby zamek nie stał pusty :-)

Mała M. z mamą zbudowała zamek ...
Piątkowy wieczór wypełniły samodzielne zabawy naszych pociech (zabawy autkami, figurkami zwierząt itp.), a ja choć na pół godziny wyszłam się przejść nad rzekę. Siedzenie przez 12 h z dziećmi NON STOP bardzo mnie zmęczyło. Ostatnio przestałam chodzić na basen i jeździć na rowerze. Brakuję mi owej odskoczni. Pora znów wrócić do tych rzadkich chwil, kiedy mogę odetchnąć nieco i nabrać dystansu ...

Mała M. i jej koniki i osiołki .... bawi się świetnie i dużo gada przy tym:-)
Po powrocie dzieci niestety nie garnęły się do spania ... R. zapragnął zrobić dla swej siostrzyczki domek dla lalek ... i tak się zawziął, że nie chciał pójść spać. Jutro zapewne zaraz z rana będzie kontynuował pracę nad nim.

I tak dość aktywnie, choć w domowych pieleszach, spędziliśmy deszczowy piątek!

Na koniec kwiatki Małej M.:

Rano Mała M. mnie pyta:

Mamo, a kiedy ja będę miała swoje własne dziecko?

Mówię, że jeszcze musi urosnąć nieco, nauczyć się wielu rzeczy itp.

Mała M. przerywa mi w pół zdania i dodaje:

No i jeszcze muszę znaleźć pracę ...

A ja na to, że i męża!!!!!!!!

A tu Mała M. dodaje:

No... ale nie starego. O NIE! NIE! Ja nie lubię (miało być chyba - nie chcę) mieć STAREGO!!!!!

Bardzo mnie rozbawiła tym tekstem o starym mężu :-)