sobota, 30 marca 2013

Wielka Sobota ...

Wielka Sobota ... Wreszcie nadszedł ów wyczekiwany przez moje pociechy czas. Wyczekiwany z kilku powodów, głównie dlatego, że tata nie idzie do pracy i że wyjeżdżamy do Babci. Już w piątkowy wieczór Mała M. miała gotowe trzy worki zabawek, które chciała zabrać ze sobą. W jednej z nich znalazły się nawet dwie plastikowe rybki i wędka. Gdy zadawaliśmy pytanie, do czego jej potrzebny ów wędkarski sprzęt, zaskoczona pytaniem odpowiadała:

,,Będę u Babci ryby łowić!!!'' 

Jednak im bliżej było wieczoru, tym Mała M. chętniej rezygnowała z części zapakowanych wcześniej zabawek. Z trzech toreb ostała się jedna. Tyle tylko, że położyła ją sobie przy łóżeczku ... by spać spokojnie. Oczywiście, gdy dziś rano wstała, co pięć minut pytała, czy już jedziemy???

Musiałam jakoś umilić jej ów czas oczekiwania i zachęciłam do wykonania kilku świątecznych ozdób. I tak na drzwiach pojawiły się dwa jajka z papieru: to z pępkiem (autorstwa Małej M.) i drugie zaprojektowane przez tatę.



Wreszcie dzieci doczekały się wyjazdu. Szczęśliwe wbiegły do pokoju Babci, a gdy zobaczyły świąteczne ozdoby na stole to wszystko inne przestało się liczyć.




Każdy dostał jeden koszyczek i zaczęło się pakowanie doń jedzenia. Ileż było przy tym radości. No i najważniejsze pytanie:

Czy tego baranka można jeść? A zajączka też?



Na szczęście Babcia zadbała o to, że koszyczki były podobnej wielkości, a zajączków i baranków po równo. Tym sposobem obyło się bez sporów, kto ma czego więcej :-)


Dzieci z przejęciem pakowały do koszyczków jajka, babki, zajączki, baranka, kawałek bułki i szynki. Przyozdobiły je gałązkami bukszpanu ...i pognaliśmy szybciutko do kościoła na święcenie potraw. Oboje dzielnie maszerowali, dumnie dzierżąc w rączkach koszyki. Niestety, po wejściu do kościoła okazało się, że ostatnie święcenie potraw było przed godziną. Na szczęście w innym kościele udało nam się jeszcze załapać na święcenie.


Godzina już była późna, więc byliśmy chyba jedną z pięciu rodzin, które przybyły do kościoła. Stanęliśmy tuż przy balaskach, w pierwszym rzędzie tak, aby R. i Mała M. mogli słyszeć, co mówi kapłan. Oboje uważnie słuchali. Najbardziej jednak znów rozbawiła mnie Mała M, która na moją prośbę, że ma odsłonić serwetkę, bo ksiądz będzie teraz błogosławił jajka, szybko wyjęła z kosza baranka i .... prawie włożyła go do ust. Bała się chyba, że może ksiądz błogosławiąc uszczupli zawartość jej koszyczka!!!! Ale to jeszcze nic!

Za moment ksiądz kropił wodą święconą potrawy .... Było nas mało, ksiądz tuż obok, więc nam jako ostatnim dostała się dość solidna porcja wody święconej. Mała M. rozbawiła wszystkich, z księdzem włącznie, bo gdy poczuła na swej twarzyczce krople wody święconej wzdrygnęła się, niczym piesek wychodzący z kąpieli i otrząsający się z wody! Nawet ksiądz się uśmiechnął!
Oj ta nasza Mała M. ... Gdzie człowiek pójdzie, tam jest z nią zabawnie!


Mnie zaś najbardziej dziś ujął za serce widok moich dzieci klęczących przed Najświętszym Sakramentem. Weszliśmy do kościoła, wytłumaczyłam, że tu jest wystawiony Pan Jezus w monstrancji (Mała M. chyba 15 razy, pytała mnie gdzie ... Może ludzkiej postaci się spodziewała!) i że klękamy na oba kolana. Oboje padli na kolana, odłożyli na bok swe koszyczki i uczynili znak krzyża .... Jak spojrzałam na malutką Małą M. z jej koszyczkiem u boku i nabożnie złożonymi do modlitwy rączkami to poczułam ciepło na sercu!!!!!!!!!!! I chyba nie zapomnę tego długo. W pewnym momencie Mała M. zobaczyła Boży grób i rzekła mi coś w stylu

Tam ktoś leży ... 

Wytłumaczyłam im w kilku słowach, dlaczego grób i czym jest Wielkanoc ... Jutro może zabiorę ich tam znów, by pokazać, że Pan ZMARTWYCHWSTAŁ! ALLELUJA!!!

Niech nam WSZYSTKIM PAN ZMARTWYCHWSTAŁY obficie BŁOGOSŁAWI!!! Wlewa w serca nadzieję, by często - wbrew nadziei - nie tracić ufności w Jego Miłość i Miłosierdzie! Trwajmy w miłości i zachowajmy pokój w sercach!!!


RADOSNEGO ALLELUJA!

P.S. I trwajmy na modlitwie, bo mi wczoraj Mała M. wytłumaczyła, że:


Jak diabeł słyszy to modlenie to ucieka, gdzie pieprz rośnie!!!

A propos baranka z koszyczka - po przyjściu  z kościoła został pożarty przez Małą M. niestety. I tak dobrze, że zdołała zanieść go do kościoła i donieść go w całości do domu :-)

piątek, 29 marca 2013

Idziemy w gości

Dziś mogłam wreszcie poczuć, że zbliża się Wielkanoc, bo zaprzyjaźniona ,,ciocia'' zaprosiła nas, by osobiście złożyć nam świąteczne życzenia. Moje pociechy były zachwycone perspektywą odwiedzin, ja też - nie ukrywam. Na dodatek czekały tam na nich niespodzianki. Oczywiście, tego im nie zdradziłam. Najbardziej jednak ucieszyłam się, że same od siebie wpadły na pomysł, by przygotować świąteczne niespodzianki dla cioci R. Na rozgrzewkę każdy wykonał prześliczną pracę o tematyce wiosennej, korzystając ze znalezionych podczas przedświątecznych porządków naklejek.


Sielski rysunek R. bardzo mi się spodobał, a zwłaszcza ptaszki zajadające ziarenka i ślimaczki na spacerze.



Praca Małej M. - utrzymana w podobnym klimacie. Najpierw pojawiły się zwierzątka domowe, ale jak Mała M. zobaczyła domek brata, zaraz dorysowała swój. Nieco się chyli, ale mi OGROMNIE się podoba, zwłaszcza ten dymiący komin :-)


 Potem dzieci wzięły się za przygotowywanie niespodzianek dla cioci R. Ja obserwowałam poczynania Małej M, a R. pracował w swoim pokoju. Tylko obserwowałam, dając wolną rękę naszej trzylatce. I tak powstała  kartka w kształcie (prawie) jaja. Nie poprawiałam, bo to przecież nie moja kartka :-). Po jednej stronie - pstrokate jajko z wydzieranek, a  na odwrocie - kilka naklejek i pieczątek, z autografem autorki.


Ale to jeszcze nie koniec. Potem przyszła pora na zrobienie kartki świątecznej.


Na pierwszej stronie podpis artystki, a w środku - naklejki  i samodzielnie napisane ALLELUJA!


R. też dzielnie kleił i wycinał. Po raz pierwszy sam wykonał ażurkowo-witrażowe jajka. Była też papierowa pisanka, taka nakrapiana w stylu Małej M.


Prace obojga, moim zdaniem, rewelacyjne. Gdy tylko ciocia zobaczyła te niespodzianki, nie mogła się nachwalić. Wszystkie zaraz ozdobiły jej mieszkanie. Witraż-jajko nawet zawisł na szybie okiennej. Ciocia była zachwycona niespodziankami, a dzieci - upominkami (wielkanocnymi ozdobami i ubrankami).


Odwiedziny u cioci to okazja do wymiany maskotek. Dziś przywędrował do nas nowy piesek, któremu dzieci w ten właśnie sposób pokazywały świat :-)

Miło nam było u cioci, ale obowiązki w domu też na nas czekały. Udało nam się wysprzątać nieco mieszkanie, zwłaszcza pokój R., gdzie jeszcze przed dwoma dniami mówiłam, że nawet bocian nie ma gdzie stanąć na jednej nodze. Dziś może stanąć tam bociania rodzina i nawet rozłożyć skrzydła :-)


Tyle na dziś ... Żegnamy i iście świąteczno-wiosennego nastroju życzymy. Dołączamy naszą łączkę z rzeżuchy ... i pasące się na niej renifery !!!




czwartek, 28 marca 2013

By być jak dzieci ...


Środowa bieganina tak mnie zmęczyła, że poszłam spać z kurami :-) Miałam nadzieję, że odeśpię zaległości, ale niestety moje pociechy już po 6.45 były na nogach. Nie miałam wyboru - musiałam wstać. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a potem wzięliśmy się ostro do pracy. Już od dawna pokój R. wymagał gruntownych porządków. Książki w regałach chyliły się na wszystkie świata strony, gry niebezpiecznie wystawały znad krawędzi szafy ... O dziwo! R. sam wziął się dziś do pracy. I tak ja kończyłam zagospodarowywanie kącika Małej M. a R - walczył w swoim pokoju, z moją niewielką pomocą.

Kącik Małej M. powoli nabiera kształtów ...
Mała M. również bardzo chętnie włączała się do pracy, stąd dzisiejszy ,,sylabowy tekst'' ułożyłam właśnie o porządkach. Nasza trzylatka przeczytała go prawie w całości ... Potem zmęczona czytaniem i sprzątaniem ucięła sobie drzemkę.


Widzę, że najbardziej podobają się jej teksty pisane o tym, co dzieje się u nas. I tak w niedzielę napisałam dla niej historyjkę o nowym misiu, który znalazł się w naszym domu. Jaka była szczęśliwa, gdy mogła SAMA o nim przeczytać!


Choć tekst DŁUGI, Mała M. dzielnie i prawie bezbłędnie go przeczytała. Aż wierzyć się nie chce, że w tak krótkim czasie można tak pięknie nauczyć się czytać. Jestem z niej DUMNA ... i nie tylko ja :-)

Zdumiewa mnie nie tylko szybką nauką sylabek, ale także bystrością i zasobem słownictwa. Dziś np., gdy w przerwie między porządkami czytałam moim pociechom książkę ,,Martynka i pies na medal'' wskazałam na sztalugę i zapytałam, co to jest. R. nie pamiętał, a Mała M. nagle rzekła SZALUGA. Trochę co prawda przekręciła słowo, ale ja byłam w szoku, że chociaż zbliżone jego brzmienie sobie przypomniała. Bystra z niej dziewczynka!!! Dziwiłam się trochę, że R. nie pamiętał!
Sama książka ciekawa, bo poznając przygodę Martynki wzbogaciliśmy słownictwo o takie zwroty jak: pejzaż, portret, paleta, martwa natura, malarstwo olejne, akwarele, pozować, paleta, model, no i - wspomniana już - sztaluga.

Mała M. często bawi mnie i zadziwia swymi uwagami i powiedzonkami. Dziś, gdy R. marudził, że mam przyjść i zabrać z jego pokoju jakiś stosik moich książek (że niby zaśmiecają jego regał!) , Mała M. mu rzekła:

Nie goń, Mamy! MOJA MAMA jest NAJLEPSZĄ ŻONĄ ŚWIATA!!!!

Powiedziałam, że ma to tatusiowi powtórzyć :-)

Tym optymistycznym akcentem kończę ... Póki Mała M. drzemie, przygotuję coś o Wielkim Czwartku, by w kilku zdaniach przybliżyć dzieciom znaczenie tego dnia. Skoro temat poważny to jeszcze słów kilka o wczorajszych, poważnych nieco, rozmowach z Małą M.

Wczoraj, tradycyjnie już, słuchałam sobie rozważań Pisma św. Mała M. bawiła się lalkami. W pewnym momencie podeszła i zapytała, co to jest PASCHA. Wytłumaczyłam króciutko i ... więcej pytań nie miała.

Później jednak padło z  jej ust kolejne ważne pytanie - o NIEBO. Najpierw, jakoś rozmowa zeszła na temat Dziadka, który niestety odszedł od nas przed kilkoma miesiącami ... Powiedziałam, że jest w niebie i że kiedyś tam się z nim spotkamy. Mała M. mi na to:

Ale ja NIE ... nie jestem STARA! 

a za chwilę, znokautowała mnie pytaniem,

a KIEDY BABCIA PÓJDZIE DO NIEBA???

Odpowiedziałam, że nie wiem i że chciałabym, żeby jak najdłużej była tu na ziemi z nami, żebyśmy się mogli cieszyć jej obecnością ... a jak długo każdy żyć będzie, wie tylko Pan Bóg...

I to Małej M. wystarczyło ... Nie kontynuowała wątku :-)

Wczoraj jeszcze dowiedziała się, że ma OJCA , a właściwie OJCÓW. Już nie pamiętam, gdzie nagle pojawiło się to słowo. Chcąc sprawdzić, czy je zna, zapytałam, czy ma OJCA. A ona mi na to, że NIE ... Wytłumaczyłam jej, że ojciec to jej tata, ale ma także OJCA W NIEBIE, Pana Boga. Przyjęła to do wiadomości .... bez cienia wątpliwości. Słuchając jej i obserwując, jak przyjmuje prawdy wiary jako oczywistość rozumiem, dlaczego w Ewangelii wg. św. Mateusza padają słowa:
,,Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.''

Przebywając stale z dziećmi widzę, jak wiele można od nich się uczyć!!!
Tą refleksją chyba zakończyć mi przyjdzie dzisiejszy wpis ... jakoś tak dobrze wpisuje się chyba w ten przedświąteczny czas.


Wielka Środa ... święta tuż tuż

Witamy ... Dziś słów kilka o naszych przedświątecznych przygotowaniach. Już wczoraj planowałam wykonanie wielkanocnych ozdób i kartek, ale udało się jedynie zakupić bibułę i wstążeczki. Pomysłów nie brakuje, a jedynie czasu na ich realizację. Mam nadzieję, że już w piątek wreszcie choć ozdobimy nasze mieszkanko nadając mu nieco wielkanocny klimat.

WIELKA ŚRODA

Środa upłynęła znów pod znakiem zerówki R. i jego zajęć w modelarni. Na szczęście tym razem zawiózł i odebrał go tata, a my z Małą M. nie musiałyśmy znów gnać przez całe miasto i tułać się przez dwie godziny. Korzystając z wolnej chwili poćwiczyłyśmy czytanie sylabek. Mała M. prosiła o nowy zeszyt ,,Kocham czytać''. Byłam zaskoczona, jak świetnie poradziła sobie z czytaniem ,,R'' i ,,Ń''. Nie mogę uwierzyć, że w niecałe pół roku właściwie opanowała wszystkie polskie dźwięki. Została nam już właściwie ostatnia część ,,Kocham czytać'' (z Ą i Ę) oraz na deser - książeczka o Jagódce i Janku. Nie wierzyłam, że tak małe dziecko i w tak krótkim czasie można nauczyć czytać!!!! Jednak Mała M. jest tego żywym przykładem. 
Dużo w tym jej zasługi także, gdyż sama dopomina się o czytanie i sama czyta, gdy tylko znajdzie wcześniej czytane teksty. Wczoraj wracając ze szkoły przeczytała mi CUKIERNIA, a na sklepie - NOWA DOSTAWA. Nawet siedząc na nocniczku czyta np. nazwę producenta WC lub umywalki.


Niestety, samymi sylabkami żyć się nie da i ugotować też coś trzeba. Musiałam więc zająć się przygotowywaniem obiadu. Mała M. jednak nie próżnowała. Zaprowadziła swe lale i misie na plażę. Rzekła: 

DUŻY KOCYK, proszę!

i za moment lale i Mała M. wygrzewały się na słońcu.

Przed wejściem na koc, lale obowiązkowo zdejmowały z nóg swe buciki i korzystały ze słońca :-) Jedynym problemem był brak okularów przeciwsłonecznych, ale przekonałam Małą M., że kolejnym razem o nie zadbam. Ma życzenie, by zakupić je także dla swych podopiecznych.

Gdy Mała M. stwierdziła, że opalania czas dobiega końca, zawołała:

DZIECIACZKI, już pora wracać. ŻEGNAJ PLAŻO!!!!



Wczoraj planowałam również wykonanie wielkanocnych kartek i ozdób, ale nie udało się. Jedyne, póki co, przedświąteczne akcenty u nas to zasiana w niedzielę przez Małą M. rzeżucha i przygotowane w niedzielne przedpołudnie ozdoby. Kiedy zobaczyłam ten wózek z jajem, wiedziałam, że to będzie HIT Małej M. Wycinanie rozpoczęła właśnie od niego.


A tak prezentuje się jej pierwsza wielkanocna kartka, a właściwie KARTA ... :-)


Z drobnymi poprawkami R. na stole pojawił się już wielkanocny baranek


oraz wykonany rączkami R. wielkanocny zajączek ...


Jednak to wszystko właściwie gotowce z książki*, a ja marzę o wykonaniu jakiegoś własnego świątecznego obrazka. Może wreszcie jutro się uda!


To też dzieło Małej M.
Do miłego usłyszenia ...

* Materiały zaczerpnęłam z książki ,,Ozdoby wielkanocne'', Wydawnictwo Siedmioróg, Wrocław 2008

wtorek, 26 marca 2013

W modelarni, bibliotece i .... domowej kawiarence

No tak ... Odkąd wróciliśmy do szkoły, czas zdecydowanie za szybko płynie. Nie udaje się właściwie nic zrobić poza gotowaniem, drobnym sprzątaniem, praniem i oczywiście czytaniem. Mógłby ktoś rzec, że to i tak napięty plan dnia; tym bardziej, że sama droga do i ze szkoły zabiera nam dziennie nawet 3h. Mam jednak ciągle tyle pomysłów, które chciałabym zrealizować z dziećmi ... No cóż. Pozostają właściwie weekendy na jakieś poważniejsze działania. Póki co słów kilka o tym, jak upłynęły nam dwa dni.

Poniedziałek - w modelarni  i w bibliotece 

W poniedziałek, po raz pierwszy od ferii, R. uczestniczył w zajęciach modelarskich. Wiedziałam, jak bardzo to lubi, więc po powrocie ze szkoły szybciutko zjedliśmy obiad i biegiem do ośrodka kultury. R. był zachwycony, że mógł znów nieco powycinać i posklejać. W rezultacie na półeczce pojawił się nowy, papierowy model (karetki tym razem), a na dokończenie czeka model świątyni. Instruktor mówi, że z kilka godzin zajmie mu jeszcze kończenie owej budowli. Ogromnie się cieszę, że R. może w tych zajęciach brać udział. 

Dla Małej M. i dla mnie to czas dwugodzinnej tułaczki po mieście, ale czego się nie robi dla starszego brata :-). Wczoraj miło spędziłyśmy czas w bibliotece. Mała M. była dumna, mogąc sama wybierać sobie kolejny (pokaźny, jak zawsze) stosik książeczek. Ja zaś szukałam czegoś do czytania dla R., który tym razem zażyczył sobie coś o robotach i szybkich samochodach. Na szczęście oba życzenia udało mi się spełnić. Kiedy ja szukałam książek dla R., Mała M. przeglądała biblioteczne zasoby dla dzieci; każdą z wybranych do wstępnej selekcji książek przeglądała strona po stronie, głośno komentując, czy nadaje się dla niej czy nie .... Obiecywałam sobie, że tym razem biorę maksymalnie 10 książek, ale znów skończyło się na stosiku liczącym chyba 33 sztuki.

Do domu wróciliśmy po 18-ej, więc niewiele zostało nam czasu na zabawę, ale chociaż dwie książeczki udało się nam do snu przeczytać. Wybór dzieci padł na książki pani Renaty Piątkowskiej. Rozpoczęliśmy od zabawnych ,,Paluszków, czyli o dziesięciu takich, co nigdy się nie nudzą''. Potem R. wybrał ,,Cukierki''. Choć książkę świetnie się czytało, musieliśmy przerwać w połowie, bo trzeba było wreszcie pójść spać ....

Wtorek - w domu ... wśród lal i w domowej (niby) kawiarence

Wtorek postanowiłam spędzić na porządkowaniu i organizowaniu kącika dla Małej M. Pokoi w mieszkaniu nie starcza dla wszystkich domowników, ale kto jak kto, ale nasza trzy(ipół)latka też swoje miejsce mieć musi. Wreszcie udało nam się zakupić dwa tanie regały, na których od dziś zamieszkały lalki, misie i maskotki Małej M. Na ścianie wokół ponaklejałam barwne naklejki z dinozaurami, morskimi żyjątkami i zabawkami ... i pokój nabrał nieco dziecinnego smaczku:-). Teraz to już nie wiem, gdzie gości przyjmować będziemy ...

Mała M. dzielnie uczestniczyła w porządkach, a gdy tylko jej lale znalazły się w łatwo dostępnym miejscu bawiła się nimi przez dzień cały. Zabawę rozpoczęła od zaprowadzenia chorych lal na badania ... Najbardziej rozbawiła mnie sadzając swą baletnicę na kubeczku, tłumacząc jej:

Musisz nasikać do kubeczka, bo idziemy na badanie krwi!!!

I lali czasem mocz pobrać do badań trzeba!!!
No tak, R. w weekend szedł na badanie krwi i moczu, stąd pomysł na zabawę :-)

Wcześniej poganiała swe lalki, mówiąc:

Ubieramy się JAK ŻÓŁWIE!

Gdy lale nie bardzo chciały jej słuchać i utrudniały ubieranie, strofowała je słowami:

Oj, Mała Gośko, nie rób mi tu małych przedstawień!!! 

(to chyba słowa taty, który czasem próbuje uspokoić brykającego wieczorami R. :-))

Gośka i jej niesforny bucik....
Przebojem jednak okazały się znalezione dziś, podczas porządkowania, buciki dla niemowlaków. Mała M. przez kilka godzin (!) wytrwale sprawdzała, na stopę której z lal pasują. Przymierzała, przymierzała ... niewiele brakowało, a nie zdążyłabym odebrać R. ze szkoły z powodu nakładania bucików lalom :-)

Uff.. wreszcie pantofelki pasują jak ulał!

Byłam pełna podziwu dla cierpliwości Małej M. Dla większości lal butki były za duże, a gdy już jakimś sposobem udało się je założyć, zwykle za moment spadały z nóżek ... i zabawa zaczynała się od nowa.

Lala na zimę ubrana (?)

Szczęśliwe posiadaczki BUCIKÓW:-)
'
Po założeniu butków przyszedł czas na karmienie wygłodzonych przymierzaniem pantofelków lal. Nawet R. przyłączył się do zabawy. Jednak kuchenkę Małej M. sobie przywłaszczył i dobudował do niej blat z szafką (po prawej) i  szafkę kuchenną ze styropianu (po lewej). 

Kuchnia R. 
Na szczęście zadbał także o swą młodszą siostrzyczkę. Z dwóch pudeł i skrzynki na narzędzia (!) zbudował dla niej kuchenkę z szafką i stolikiem. W ruch poszły też zakrętki do słoików, kubki po jogurtach, mini wanienka (w roli zlewu). Zabawkowe naczynia wziął dla siebie, więc Małej M. przypadły takie zastępcze:-)

Kuchnia dla Małej M.
Małej M. to odpowiadało i cieszyła się ze swej kuchni. Najwięcej radości jednak sprawił jej pusty słoik po kawie (Dawno już miałam go wyrzucić, a tu dziś tyle frajdy sprawił Małej M.!). Wreszcie mogła swym lalom (i mnie) serwować ,,kawę dla dorosłych''. To dopiero była zabawa.

TOREBKA CUKRU!!!

Mała M. proponowała mi kawę, a ja wymyślałam różne do niej dodatki. Kiedy okazało się, że cukru i mleka do kawy brak, R. przyszedł z pomocą. Z papieru (fotka powyżej!) zrobił -specjalnie dla Małej M. - torebkę cukru ... a do pustej butelki nakruszył styropianowych kulek ... i już mogłam delektować się przepyszną kawą z mlekiem!

Zaraz będzie kawa z mlekiem dla mamy ...

Jakże niewiele trzeba dzieciom!!!!!!!!!! Kilka pudełek, jakieś słoiki, pudła i zabawa na całego.

Pozdrawiamy z naszej domowej kawiarenki :-) dla laleczek ... 

Na koniec jeszcze dzisiejsze ,,kwiatki'' Małej M.:

A) Podczas zabawy usłyszałam, jak Mała M. mówiła do lali:

NIE FACETUJ!!! (użyte w rozmowie z lalą) - co znaczyć miało:

NIE GADAJ ZA DUŻO!!!!!!!!!!!!!

B) Wieczorem Mała M. poskarżyła się, że R. powiedział jej, że jest małą paskudą ... Mówię, że może źle usłyszała, bo R. przecież ją tak kocha itp.  A ona mi na to:

Na pewno śrubka mu się przekręciła!!!  :-)

Tyle na dziś... Do jutra!!!


niedziela, 24 marca 2013

AHOJ!!!

Sobotnie złe samopoczucie taty i mróz za oknem znów nieco pokrzyżowały nasze plany. Zamiast wyjścia na wielkanocny jarmark i do biblioteki, zostaliśmy w domu. Starałam się wymyślać dzieciom jakieś zajęcia, podczas których ja mogłam zająć się gotowaniem i sprzątaniem.

Miało już być świątecznie i wiosennie, ale dzieci znów coś do wody ciągnęło ... :-)


Gdy tylko dałam im wolną rękę, w ruch poszły statki, łódeczki, ludziki i w wannie zrobiło się tłoczno. Mała M. jednak nie mogła dosięgnąć swego okrętu i musiała zadowolić się mini bajorkiem. Wielkość miski jednak jej nie przeszkadzała. Oboje świetnie się bawili!


Jak się później okazało nie był to koniec zabaw ze statkami i piratami w roli głównej ... Gdy tylko R. zobaczył puste pudła po regałach, które zakupiliśmy dla Małej M., miał już gotowy POMYSŁ, jak je wykorzystać. Nożyce, taśma klejąca i ... R. wziął się do roboty - budowy pirackiego statku.


Kilka cięć nożycami i kadłub gotowy ...



Pokład na zamocowanie koła sterowego też już gotów ...


Koło sterowe narysował i wyciął tata, ale jego oryginalne mocowanie to pomysł i wykonanie R. (!)


Owe ażurowe dodatki też autorstwa taty (relingi), ale przymocowana do liny kotwica to już samodzielna praca R.


R. oczywiście chciał mieć maszt i  żagiel, więc z pomocą taty (z kartonu i styropianu) zrobił maszt wraz z olinowaniem. OKRĘT PIRACKI GOTOWY!


 Byłam zachwycona pomysłowością i manualnymi zdolnościami R. SAM (właściwie) zaprojektował i zbudował swój okręt. Dorysował mapę, zegary itp. Nie bawił się jednak nim długo. Największą frajdą bowiem okazała się budowa statku. Za to Mała M. już dziś od rana siedziała na pokładzie pirackiego statku. Machała mi z pokładu, wołając:

AHOJ! Płynę w rejs!!! 

Najbardziej jednak rozbawiła mnie rozwiązując linę i cumując statek do szafki w korytarzu, tłumacząc mi:

Muszę przywiązać statek do drzewa, żeby sam nie odpłynął!!!

Zastanawiam się, skąd ona to wszystko wie???!!!!



Inne hasła zasłyszane podczas jej zabawy były równie zabawne:

Trzeba zarzucić lasso!    czy

Nie tracę żadnej równowagi! 

Jak niewiele potrzeba dzieciom ... Karton, nożyce ... i zabawa na całego! Znalazł się czas na opowieści o Niedzieli Palmowej ... Nawet zaczęliśmy robić wielkanocne ozdoby, ale o tym już niebawem.

Z pokładu pirackiego statku AHOJ pozdrawiam wszystkich ... Do usłyszenia!

piątek, 22 marca 2013

W krainie klocków ... i PANI WIOSNY

Ufff ... dobrze, że dziś piątek, a właściwie piątkowy wieczór. Nie wiem, czy to wiosenne przesilenie czy zmiany aury sprawiły, że nie mogłam w nocy spać. Chyba muszę wreszcie z nadejściem wiosny ciut inaczej zaplanować dzień, by znaleźć więcej chwil dla siebie. Po takiej nocy jak ta czułam się rano bardzo zmęczona, ale sił dodała mi Mała M., gdy na me słowa:

,,Mamusia coś musi zacząć więcej dbać o siebie, bo jak ona nie zadba to kto?''

rzekła:

Ale, MAMUSIU, my CAŁY CZAS O CIEBIE DBAMY!!! 

Przyznałam jej rację, bo kto jak kto, ale Mała M. i R. rzeczywiście dają mi odczuć swą troskę o mnie. Zaraz mi się cieplej na serduchu zrobiło, gdy to usłyszałam. W głosie i spojrzeniu Małej M. jest TYLE MIŁOŚCI I DOBROCI!!!!

Mała M. wszystkich nas uczy, jak kochać siebie nawzajem. Widzę, że nawet R. uczy się od niej wiele i coraz lepiej wzajemnie się rozumieją. Od dwóch dni zauważam, że tęsknią za sobą, gdy R. jest w szkole. Dziś Mała M. też się dopytywała, kiedy jej braciszek wróci do domu. Planowała nawet zrobić dla niego laurkę z kwiatami ... R. też dziś mnie zaskoczył witając miło swą siostrzyczkę, gdy tylko się zbudziła w drodze ze szkoły. Spytał ją nawet, czy się cieszy, że już przyszedł do domu. Mała M., rzecz jasna, rzekła, że TAK ... i obdarowała go swym serdecznym uśmiechem ...

* * * * * * *

Hm ... coś znów refleksyjnie nieco ... Teraz zatem słów kilka o dzisiejszych zabawach. Niestety, z powodu braku snu nie udało mi się zrealizować ambitnych planów na wykonanie świątecznych kartek i ozdób. Dzieci musiały same znaleźć sobie zajęcie.

Klocków tyle ... co tu dziać się będzie?
Znów oboje świetnie się RAZEM bawili. R. doskonalił swe konstruktorskie umiejętności budując rozmaite konstrukcje z różnych klocków ... I tak w chwil kilka powstał okazały MOST, pod którym i po którym można było przejeżdżać autkami.


Dla Małej M. powstała długa droga dla aut ...


wraz z domkiem. Mała M. była szczęśliwa. Mogła do woli jeździć po szosie autkami i prowadzić ludziki.


Potem R. przerzucił się na inne klocki (zwane waflami). Tu też dał popis swej kreatywności.


Miejscami konstrukcja przypominała most zwodzony z ruchomymi elementami.


Z czasem zrodziły się kolejne pomysły i tak powstała militarna baza ....


Jutro zapewne znów zostanie rozbudowana lub przebudowana. Któż to wie?


 No i skoro ostatnio byliśmy w ,,pirackich nastrojach'' R. zbudował statek na groźnych morskich rozbójników: Kapitana Haka i Pirata Kulawa Noga (pomysł imion pochodzi od dzieci!).

Wieczorem, gdy poczułam chwilowy przypływ energii, poopowiadałam moim pociechom nieco o WIOŚNIE, a potem zaproponowałam wykonanie prac o wiosennej tematyce. Mała M. zachwycona była pomysłem stworzenia portretu PANI WIOSNY ...



Na jej kartce pojawiły się dwie panie, MAŁA i DUŻA PANI WIOSNA ... Jedna nawet ma TOREBKĘ, jak na prawdziwą damę przystało.

R. zaś zaproponowałam zaprojektowanie pojazdu dla ODCHODZĄCEJ już PANI ZIMY ... Oto i on:

Kosmiczny pojazd .... z panią ZIMĄ za sterami (w okienku po lewej).

Mam nadzieję, że jutro już u nas zrobi się jeszcze bardziej WIOSENNIE!
Do usłyszenia ...