piątek, 30 listopada 2012

Piątkowego wpisu cd.

Piątkowy wieczór to dla mnie okazja,by nieco podładować duchowe akumulatory. Wybyłam więc na 2h, które - jak się okazało po moim powrocie - sprzyjały plastycznej zabawie taty z dziećmi. HURRA!


Największe wrażenie zrobił na mnie obrazek R. z domkiem. Świetna kolorystyka, ... no i ten ptak w locie:-). Lepiej bym sama nie narysowała. Mała M. też podjęła kilka prób rysowania domku, które uwieczniłam na fotce poniżej. Jeszcze trochę i może któraś z figur zacznie przypominać domek:-).


Kolejne dwie prace R. były równie udane jak ta z domkiem. Pierwsza - pełna dynamiki wizja pojazdu ...


no i druga praca - stworzona wspólnie z tatą. Dolny pojazd (autorstwa taty) też niezły:-).


Mała M. także przyłączyła się do wspólnego rysowania i tak powstało poniższe dzieło ... Czarne elementy to próby rysowania postaci podjęte przez małą M., wozik - taty i postać niebieska - autorstwa R.


Panowie jednak nie tylko rysowali. Od czwartkowych zajęć plastycznych R. marzy już o tworzeniu świątecznych ozdób. Już dziś rano stworzył kilka barwnych łańcuchów ... Będą już niebawem jak znalazł:-).


Jednak same łańcuchy nie zadowoliły R. Z pomocą taty, pod moją nieobecność, stworzył autorskiego pomysłu ANIOŁKA, który już teraz zamieszkał w jego pokoju.


Z inicjatywy taty powstały też równie oryginalne papierowe bombki.


Już nie mogę się doczekać świątecznych przygotowań ... Jak widzę, nie muszę się martwić, że nie będzie co powiesić na choince. Dekorowanie jej mogę, sądząc po dzisiejszych poczynaniach, powierzyć moim panom:-).

Tyle na dziś. Do jutra!

Kakaowo-kokosowo :-)

Dziś od rana krzątałam się w kuchni, bo chciałam zrobić niespodziankę M. i R. i wspólnie poświętować andrzejkowy wieczór, który nie jest dla nas czasem lania wosku i wróżenia , ale czasem wspomnień. Tak się złożyło, że ostatni dzień listopada w tym roku łączy się z okrągłą rocznicą naszych zaręczyn. Postanowiłam zatem jakoś skromnie uczcić owo wydarzenie i w prosty sposób przybliżyć dzieciom, czym jest dla nas ów dzień.

Trzy blachy ciasta. Ale będzie UCZTA!
Zaraz z rana zabrałam się do pracy i z pomocą chętnych do pomocy rączek małej M. upiekłam kakaowo-kokosowe ciasto. Mała M. mieszała składniki, ubijała białka na pianę i każdorazowo upominała się, by zrobić jej fotki. Ciasto - rewelacja! R. też miał swój udział. Na moje życzenie bowiem miał z papieru przygotować liczbę 10. Pytał, po co ... ale dopiero, gdy usiedliśmy razem przy stole wyjawiłam ów sekret.

Minęło jak jeden dzień!
Choć moja druga połowa nie była zbyt przekonana co do celowości objaśniania powodu świętowania, byłam zdania, że warto wspomnieć, bo to piękna tradycja ....i dla płci pięknej (tej małej i tej całkiem dużej:-) zwłaszcza)- ważne w życiu wydarzenie. Ubolewam, że nie udało mi się odnaleźć zaręczynowej biżuterii (porządki, przeprowadzka, itp.), ale nic nie szkodzi. Najważniejsze, że słowa klucze padły ... Podejrzewałam, że małej M. ta uroczystość się będzie podobać. W kilku zdaniach opowiedziałam, jak wyglądały nasze zaręczyny ... Oboje słuchali uważnie, ale jak padło słowo PIERŚCIONEK, promienny uśmiech i błysk w oczach zagościły na twarzy małej M. To było TO! 

Plastelinowe warzywka R.
Po zajęciach kulinarnych dzieci zabrały się do prac plastycznych. Najpierw na stołach i pod dziecięcymi paluszkami królowała PLASTELINA. Mnie talentu plastycznego Bozia poskąpiła nieco, więc tu głównie tatuś się udzielał. I tak powstała dość pokaźna kolekcja zwierzątek i ludzików.

Ludzik w kapeluszu i krokodyl autorstwa tatusia:-)

Małej M. jednak było mało. Chciała, żeby tatuś ulepił mnie ... no i (jak widać na załączonym obrazku) chyba za bardzo się przyglądnął modelce. Na szczęście małej M. jakoś te ,,krągłości'' nie przeszkadzały:-).

Oglądać po 22-iej:-)

R. też ostatnio stworzył nasz rodzinny portret farbami ... Dla mnie symboliczny wymiar ma ów obrazek i napawa mnie nadzieją!!!!:-)

Rodzinka w komplecie
Tyle działo się dziś do wieczora ... Cd. relacji w kolejnym wpisie:-).





środa, 28 listopada 2012

Babcia i burza ...

Dziś znów dużo biegania, bo zabiegi, a potem moje wyjście na spotkanie w babskim gronie. Udało nam się jednak, mimo wyjazdu do szpitala, spędzić wspólnie kilka miłych chwil. R. od rana poprawiał swój tor, rozpoczęty 2 dni temu,a  potem szalał na nim m.in. tworząc korek gigant, świetnie się przy tym bawiąc.

Korek GIGANT
Mała M. zaś chętnie przystała na propozycję malowania farbami i w mig kilka kartek pokryła zabawanymi, bardzo abstrakcyjnymi, obrazkami. Największą frajdę sprawiało jej wkładanie pędzla do farbek i nakładanie nań farby. Na nic zdały się tłumaczenia, że wystarczy jej niewiele, by coś namalować:-).
W rezultacie powstało kilka ,,dzieł''.

HMMMM ....
Powyższa praca nie doczekała się komentarza autorki, zaś dwie pozostałe - tak. Jedna z nich (poniżej) przedstawia ,,wystraszoną babcię, która boi się burzy''!!! Zaraz też mała M. dodała, że ,,burza zaatakowała babcię''.

Babcia i burza

R. również ,,musiał'' coś namalować, a oto jego praca - znacznie mniej abstrakcyjna:-). Obojgu malowanie tak bardzo się dziś spodobało, że podczas mojej wieczornej nieobecności powstało całe mnóstwo malowideł:-).


Po namalowaniu obrazka, R. czuł wyraźny niedosyt i sięgnął po wypożyczoną z biblioteki książkę o origami z kółek*. Sam powycinał kółka odpowiedniej wielkości i stworzył takie oto ,,dzieło'':

Krab i ryba
Mieliśmy w planach stworzenie jeszcze innych zwierząt w tej technice, ale niestety z powodu braku czasu musieliśmy zmodyfikować nasz plan. Może jutro się uda?

Tyle na dziś ...

*Pomysł zaczerpnięty z książki ,,Bajkowe kółeczka czyli origami płaskie z koła'', Dorota Dziamska, wyd. bis, Warszawa 2006


Marchewkowy uśmiech ...

Wtorek minął szybko, ale udało nam się po zabiegach pójść po nową porcję książeczek do miejscowej biblioteki. Dzięki temu wieczorem znów mogliśmy oddać się lekturze. Mała M. wybrała dla siebie kilka pozycji do czytania, a R. - o origami i kirigami*. Zaraz też po powrocie zabrał się ostro do pracy i na stole pojawił się mały papierowy zamek.

Zamek w sekund 5:-)
Zanim jednak pojechaliśmy do szpitala R. całe przedpołudnie spędził na tworzeniu swego toru dla aut. I tak do wcześniej wybudowanej rampy dorobił rozległy parking, przystanek autobusowy, przystań dla łódek, itp. Nie zapomniał nawet o hipermarketowej ,,Biedronce''. Jutro zapewne będzie kontynuował prace.

Parking i sklepy...
Mała M. zaś od rana układała puzzle. Najpierw duży obrazek ze sklepem zoologicznym, a potem prawie cały wizerunek Krecika składający się z 90 elementów. Ależ ma cierpliwość!

Puzzlowy Krecik
Wyjazd na zabiegi zabiera jednak dużo czasu, stąd nie możemy zająć się eksperymentami, badaniem przyrody, itp. Już niedługo R. wraca do zerówki. Może wówczas uda się nam znów ustalić jakiś rytm domowych zajęć. R. jednak, jak widać, nadal pomysłów nie brakuje..... i nawet z obierek potrafi stworzyć małe cudo:

Marchewkowy uśmiech R.
Na koniec kilka zanotowanych wczoraj ,,perełek'':
1) R. proponuje małej M. : ,,Może byś zbudowała z pudełek domek dla lalek aż do nieba?'' , a ona na to:  ZASTANOWIĘ SIĘ!

2) Uczę moje dzieci magicznych słów, ale i mnie zdarzają się czasem wpadki ... Mała M. podaje mi talerz po  śniadaniu. Odbieram i milczę, a mała M.:
NIE USŁYSZAŁAM ,,DZIĘKUJĘ''!

3) Mała M. - obserwatorka ludzi ...
Wczoraj na przystanku siedziała starsza pani o kulach ... zamyślona ... . Gdy mała M. ją ujrzała, z wielką troską w głosie zawołała:
Ojjjjej, Mamo, Pani jest SMUTNA!!!! (była bardzo przejęta!)
Mała M. uśmiechnęła się do niej szczerze. Owa pani odwdzięczyła się naszej trzylatce równie promiennym uśmiechem. Aż się zdziwiałam, jak bardzo zmieniło się oblicze tej pani ...

4) Podaję małej M. do przeglądnięcia jedną z wypożyczonych książek. Po jednej stronie słyszę:
Mamo, to jest TRUDNY TAKI JĘZYK! 
i odłożyła lekturkę.

4) Małe językowe lapsusy:

- Aż mała Mi się ROZŚMIAŁA ...
- Mamo, jak WYSPAM się .... (czyli po drzemce poobiedniej!)

5) R. wsiada do autobusu, w ręce trzyma swój ULGOWY BILET i mówi:
Wreszcie mogę odetchnąć z ulgą!!!

Do miłego usłyszenia ...

*Kirigami. Wycinanki i składanki  z papieru. Karol Krcmar, Świat Książki, 1999



poniedziałek, 26 listopada 2012

Artystycznie ...

Od dziś znów, po dwóch dniach przerwy, jeździmy na zabiegi, stąd inny nieco plan dnia. Najczęściej tam spędzamy czas czytając, a w domu - dzieci bawią się same, a ja gotuję. I tak od rana mała M. miała ochotę na zabawę klockami i w kilka minut stworzyła model roweru i dom dla laleczki. Świetnie się przy tym bawiła,  zadziwiając mnie swą cierpliwością.

Mała M. buduje rower!
 R. też wymyślał różne ciekawe zajęcia. Zaczął od zabawy drewnianą kolejką, a skończył na wykonaniu mini toru dla autek. Brawo za cierpliwość i wytrwałość! Musiał przecież rozciąć kilka pustych papierowych rolek, a potem jeszcze łączyć je ze sobą. Pod główną rurą punkt poboru opłat jak na autostradzie:-).


Swym artystycznym zacięciem podzieliła się jeszcze z nami mała M. wieczorem, tworząc kilka zabawnych prac. Najbardziej rozbawił mnie nasz portret rodzinny,


a zwłaszcza umieszczony w lewym górnym rogu portret śpiących rodziców. Jak dla mnie REWELACJA!


Mama na niebiesko, a Tata na różowo ... :-) ... Oj ta nasza trzylatka to ma pomysły!!!

Jak co dzień miała też swoje hasła dnia...

1) Coś ją naszło dziś na refleksje i w pewnym momencie mówi:

Fajnie jest mieć taki DOMEK KOCHANY, w którym jest wszystko!!! (nie sprecyzowała, co dokładnie na myśli miała:-))

2) Czekamy na autobus. Mała M. i R. krążą po niezagospodarowanym terenie blisko przystanku. W pewnym momencie R. proponuje M. : Chodź, pokażę Ci pułapkę na Hefalumpy!!!! (niedawno czytaliśmy tę książeczkę) ... Mówię mu, żeby wziął M. za rączkę i poprowadził, bo teren nieznany ... i jeszcze M. do tej pułapki wpadnie.
R. jednak pobiegł sam zostawiając małą M. w tyle ...
Mała M, zawiedziona nieco rzekła:
TEGO SIĘ WŁAŚNIE SPODZIEWAŁAM!!!!

3) Mała M. częstu uważa się już za dużą dziewczynkę, tak jak np. dziś mówiąc:
Jak byłam mała to byłam MACIUPCIA JAK ZIEMNIAK!


4) Powyższy rysunek małej M. też mnie rozbawił. Cytuję opis autorki:

Nie ma, Mamo, słońca, bo schowało się za burzą, a taaaaaki piękny dzień był!!!

I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś... do usłyszenia:-)



niedziela, 25 listopada 2012

Urodzinki ...

Już po północy, ale nic nie szkodzi. Słów zatem kilka o naszym niedzielnym świętowaniu. Dziś moja rodzinka spisała się na medal. Rok temu co niektórym w kalendarzu umknęły moje urodziny, ale w tym roku - mnie nie zawiedli. Było STO LAT, życzenia i wspólne świętowanie. Już od rana krzątałam się w kuchni, by podczas śniadania poczuć się świątecznie. Na stole pojawił się obrus, a na nim pyszne kanapki z twarogiem, pomidorami i rzodkiewkami. Wszyscy się zajadali aż im się uszy trzęsły.

Laurka R.
Po śniadaniu R. i M. wraz z tatą uroczyście wręczyli mi prezenty. Byłam zachwycona nie tylko samym upominkiem i odśpiewanym STO LAT, ale nade wszystko prześlicznymi laurkami no i własnoręcznie zrobionym przez R. papierem, w który zawinięty był prezent. Widzę, ile pracy musiał w to włożyć.

Laurki cd.
Jednym z prezentów był czajnik na kuchenkę indukcyjną, a więc dość duży karton należało okleić z wielu stron. Na każdej kartce A4 R. narysował kwiat, a potem każdą ze stron połączył ze sobą. Drugi - muzyczny upominek  - też miał ów papier zrobiony rączkami mego kochanego sześciolatka.... Do tego przepiękna laurka z elementami 3D. Skądże on czerpie takie pomysły!!!! Jestem pełna podziwu!

NAURKA małej M.
Mała M. oczywiście też mi przygotowała NAURKĘ!!! (choć wielokrotnie powtarzałam, że to się nazywa ,,laurka'') ... i opisała, że to SŁOŃCE, A W ŚRODKU SĄ ROZBŁYSKI aż tata przybiegł i zapytał, skąd nasza trzylatka o rozbłyskach wie:-).

Po takich upominkach nie pozostawało mi nic innego jak zaprosić moich kochanych domowników na WSPÓLNĄ KAWĘ i CIASTO (pieczone nocą!). Murzynka z kokosem udekorowałam czekoladową polewą i barwną posypką. Ale dzieci miały radochę. Do picia dla dorosłych kawa, a dla dzieci - kawa inka z bitą śmietaną. Ciasto też wszystkim smakowało i każdy prosił o dokładkę albo i dwie:-).

Smakowało!!!
Małej M. brakowało świeczek, więc szybko kilka znalazłam i w ilości 5 wetknęłam na tort tłumacząc, skąd taka a nie inna ich liczba. Obowiązkowo dzieci zdmuchnęły świeczki! Świeczki były, ale małej M. nadal brakowało czegoś, a raczej kogoś.
Szkoda, że nie ma gości. 
Z rozrzewnieniem wspominała swoje urodzinki i powoli wymieniała z pamięci wszystkich gości. Zaczęła tak:
I Babci Gizeli nie ma .. i Dziadka.... 
Zaraz jednak wytłumaczyła nieobecność kochanego Dziadka w sposób następujący:
Dziadka nie ma, bo poszedł do Nieba ... , żeby się z Panem Bogiem przywitać!!!
Łezka mi się w oku zakręciła ....no i zaraz ów cytat skrzętnie na skrawku papieru zapisałam...

Jutro świętowania cd. Galaretki już czekają w lodówce. Do usłyszenia:-)






sobota, 24 listopada 2012

Rodzinnie w cukierni i w bibliotece ...

Dziś nasza nowa lokatorka z wczoraj (myszka R.) doczekała się kompana - szarego słonika, więc znów w domu nas więcej:-), a dzieci się radują. Najprzyjemniejszym jednak wydarzeniem dnia był wspólny spacer połączony z zakupami na targu i odwiedzeniem rynku. Po drodze przystanek w cukierni, gdzie zjedliśmy po drożdżówce z serem lub z jabłkiem i cynamonem, popijając ją kawką lub gorącą czekoladą. Dzieci były zachwycone! Musimy częściej fundować sobie takie rodzinne ,,kawkowanie'', bo wydatek nie był duży, a radości z bycia RAZEM W SOBOTNIE przedpołudnie - sporo.

Z cukierni powędrowaliśmy do ratusza, by tam odwiedzić niedawno otwartą izbę muzealną i bibliotekę dla dzieci. Przepięknie urządzona ze specjalnym pomieszczeniem dla maluchów, a w nim lalki oraz misie no i oczywiście mnóstwo książek. Nie wiem, czy mała M. zauważyła te sterty lektur, gdyż głównie krążyła po sali i tuliła do siebie wszystkie lale. Dziś też zostaliśmy czytelnikami owej biblioteki i przytargaliśmy (na szczęście w wózku małej M.) 10 książeczek. Wieczorem przeczytaliśmy już 6 z nich, więc już niebawem trzeba będzie biec  po kolejną porcję:-). Na szczęście biblioteka nie jest daleko, a przebywanie w niej to sama przyjemność. Wszystko nowiuteńkie, nowoczesne, czyściutkie, w dodatku - na naszej codziennej trasie do szkoły. Zapewne będziemy tu częstymi gośćmi.

Ja także sprawiłam sobie w bibliotece czytelniczą niespodziankę i nabyłam (za grosze) 8 książek Arkadego Fiedlera. Mam pewne zaległości w tej materii, a że od pewnego czasu gustuję w literaturze dokumentalno-podróżniczej cieszę się ogromnie, że w wolnych chwilach za sprawą tej lektury popodróżuję nieco siedząc w wygodnym fotelu:-).

Zamek małej M.
Po powrocie do domu dzieci dużo bawiły się same, najczęściej układając puzzle. Każdy z nich korzystając z poduszek i rozmaitych drobnych urządzeń skonstruował sobie latający pojazd ... i latał :-). Nawet mała M. skonstruowała swój mini-statek powietrzny. Miała problem z wymyśleniem skrzydeł, ale z pomocą taty się udało ... a za moment, już w locie, uraczyła nas tekstem:
ROZSKRZYDŁAM skrzydła jak orły !!!

Miała oczywiście więcej takich ,,momentów'' w ciągu dnia, jak np.

a) znajdując kawałek zmiętego nieco puzzla rzekła:
Tylko on jest POGNIOTONY. (ta, polska mowa trudna jest:-))

b) na prośbę, by mi  w czymś pomogła, przybiegła, ale zaraz wybiegła znów z pokoju, wołając:
Muszę już pędzić. Zobacz, ILE JEST NA zegarze!!!


Właśnie piekę na jutro ciasto ...
 Jakoś więcej perełek dziś nie zanotowałam ... ale zapewne znów będą. Jutro świętujemy urodziny. Ciekawe, czym nas uraczy!!! AAA już wiem. Ma być TORT i to koniecznie ZE ŚWIECZKAMI. Oj chyba będę w niedzielny poranek po świeczuszki biec:-).

Dobrej nocki i do usłyszenia:-)









piątek, 23 listopada 2012

Nowa lokatorka ...

Ostatnio u nas szał puzzlowy. Dzieci non stop układają puzzle. Wczoraj zakupiłam każdemu książeczkę o dinozaurach z zestawem puzzli w środku i dziś od rana mała M. układała nowe obrazki. Najpierw sama, a potem wręczyła książeczkę misiowi i laleczce, by uczyć ich, jak układa się puzzle. Brała jeden fragment układanki do rączki, wpychała go do łapki misia i tłumaczyła, co i jak robić należy, tłumacząc jednocześnie:
Pamiętajcie, to tylko dla dorosłych. Nigdy nie samego, bo może was prąd urazić!!!!  (to takie połączenie instrukcji do puzzli z nauką o prądzie - 2 w 1:-))

Miś układa puzzle ...
Kiedy miś układał, mała M. głośno komentowała:
On sapie przy tym. To jest męczące.
Przy okazji mała M. czyniła inne ciekawe obserwacje, jak choćby ta:
MAMO, ten dinozaur ma siusiaka!! 
OOO podeszłam zobaczyć... Pytam, a po co mu ten siusiak?
A mała M. na to:
.... żeby sikać na nas!!!

Ale RYYYBA!
Równie zabawnymi tekstami raczyła nas dziś mała M. w dalszej części dnia. I tak podczas obiadu bardzo starała się zapamiętać nazwę rybki, która dziś ,,debiutowała'' na naszym stole... Tłumaczyłam jej, że to DORADA... Za moment mała M., chcąc popisać się przed bratem nowym słowem, rzekła - wskazując paluszkiem na rybkę na talerzu - 
Popatrz, R,. mam NARADĘ!!!

Konstrukcja małej M.
Po powrocie z zabiegów (oj ... ta tam znów dziś rozrabiała na całego:-)) rozbawiła mnie mówiąc:
Czekaj, poszukam mojej laleczki, bo ona gdzieś spadła i woła POMOCY.
Oczywiście, zaraz mała M. pobiegła po swą zgubę. Wróciła niosąc ją w swych ramionach i tuląc czule. Wzruszający widok.

Nowa lokatorka ...
Mało dziś napisałam o R, który od rana sam wymyślał różne gry, czasem zapraszając także swą młodszą siostrę do zabawy. Najbardziej obojgu podobała się szaleńcza jazda ciężarówką. R. na wozie, a M. - za jego plecami ... i pchała R. przez cały korytarz. Mam nadzieję, że sąsiedzi o tej porze byli w pracy:-).

Największą radość sprawił mu jednak dziś zakup małej myszki, którą wypatrzył kilka dni temu, ... a która do  dziś czekała na niego w sklepowym koszyku. Kosztowała całe 2 zł, a ILE RADOŚCI. Całą drogę powrotną tulił ją do siebie, a zaraz potem zrobił dla niej pudełko z kartonu.

Tyle na dziś. Dobrze, że jutro SOBOTA ... Ten tydzień jakoś bardzo mnie zmęczył... Pa i do usłyszenia:-)







czwartek, 22 listopada 2012

Ufoludkowo:-)

Od powrotu ze szpitala R. ostro nadrabia zaległości i ciągle wymyśla nowe zabawy. Ponadto leki też chyba go stymulują i czasem szaleje jak przysłowiowy pijany zajączek. Może to także sposób na odreagowanie  pobytu w szpitalu? Wczoraj wyjął swój atlas dla dzieci oraz globus, któremu dorobił słoneczko na sznurku, i wyszukiwał różne miejsca na globusie, które najpierw znalazł w atlasie. Mała M. oczywiście wiernie mu towarzyszyła.



Zabiegi, ja widzę, to nie tylko przygoda, ale także przeżycie dla dzieci. Wczoraj musiały chyba odreagować te nasze codzienne wyjazdy, bo gdy wróciłam z babskiego spotkania na blacie kuchenki dziecięcej leżała laleczka, a obok niej lampka ... Właśnie mała pacjentka była poddawana przez moich domorosłych lekarzy zabiegowi naświetlania kolanka. Na stole zaś znalazłam recepty z prawidłowo zapisaną przez R. nazwą maści na obolałe kolano. Jakże szybko te dzieci wszystko łapią!!!


To wczoraj, a dziś ... Dziś znów zabiegi, więc mało było czasu na wspólne zajęcia. Niemniej jednak udało nam się wykroić chwilkę na wspólną grę planszową i lekturę. Co najważniejsze, prosto ze szpitala, zaprowadziłam R. na jego ulubione zajęcia plastyczne, na których nie był już kilka tygodni. Tego mu było potrzeba. Wrócił z wypiekami na twarzy.




Ostatnio mniej rysuje w domu, ale i tak każda jego praca bardzo mi się podoba. Niedawno narysował ruchliwą ulicę nocą. Myślę, że w ten sposób R. przedstawił jego powrotną drogę do domu ze szpitala. Było późno .... a i aut na drodze - dość sporo.


Ochotę na rysowanie miała dziś od rana mała M. i w kilka chwil stworzyła portrety rodzinne i nie tylko:-). O dziwo dziś w towarzystwie UFOLUDKÓW. Z każdego dzieła była zadowolona i śmiała się głośno, opowiadając mi, co każdy obrazek przedstawia.




Tu UFOLUDEK (po prawej) Z TATĄ, a poniżej - Mama (nie wiem, dlaczego do góry nogami!) również  w towarzystwie UFOLUDKA ,,Z BRÓDKĄ'' (jak dodała mała M.)


A to wspólne dzieło R. i M. Najpierw R. narysował kosmitę na środku kartki, a chwilę później mała M. narysowała własne, równie kosmiczne:-), wizje.



Tyle na dziś. Jutro chyba czas najwyższy na jakiś eksperyment, bo dziś podczas kąpieli upominała się o niego nasza słodka trzylatka. Oczywiście zdam relację z naszych prac domowych! PA!




środa, 21 listopada 2012

Powiedzonka małej M.

Ostatnio trochę milczałam, głównie z tego powodu, że właściwie nic specjalnego się nie dzieje. Rano przygotowuję obiad tak, by  zdążyć zjeść choć jedno danie przed wyjazdem na zabiegi rehabilitacyjne. Dużo czasu zajmuje nam dojazd i same zabiegi, ale zabieramy ze sobą kilka książek i - czekając godzinę na powrotny autobus - czytamy.

Już się tak przyzwyczailiśmy, że czas w szpitalu mija nam coraz szybciej. Co dzień pakuję do plecaka nowe lektury, które tam czytamy popijając gorącą czekoladę i grzejąc nóżkę R. po zabiegach. Dla małej M. to, oczywiście, doskonała okazja, by zadzierzgnąć nowe znajomości. Teraz dwa dni nie jeździła z nami i już panie rehabilitantki pytały, gdzie ,,ta mała Mądralka.'' Jutro znów będzie nam towarzyszyć i zapewne będzie wesoło!

Taki plan dnia, skoncentrowany wokół zabiegów, powoduje, że mało mamy czasu na wspólne eksperymenty i zabawy. Wierzę jednak, że już niebawem wrócimy do starego rytmu dnia i wreszcie uda mi się także wrócić do nauki sylabek (Mała M. zna już samogłoski od dawna; pora kontynuować naukę), ćwiczenia czytania (R. potrafi już czytać metodą sylabową i teraz tylko codziennie ćwiczyć tę umiejętność trzeba) oraz nauki angielskiego z dziećmi. Plan gotowy, tylko zacząć trzeba:-).

Plany - planami, ale słów kilka o dniu dziesiejszym .. Ostatnio więcej czasu spędzam z R. z racji zabiegów, stąd mniej możliwości obcowania z małą M. Na szczęście przebywanie z nią choć kilka chwil to prawdziwa dawka energii i optyzmizmu, dzięki któremu jestem w stanie sprostać codziennym wyzwaniom.

Oto kilka ,,perełek'' zasłyszanych z ust małej M.:

A) Mała M. uwielbia czytać, tzn. siada sobie z książką i patrząc na ilustracje tworzy na głos własne historyjki. Dwa dni temu zakupiłam nową lekturkę, więc dziś patrząc na pieska z kokardką przy uchu na poczekaniu uraczyła nas taką oto, pospiesznie przeze mnie zapisaną, opowiastką:

Mama powiedziała chłopcu, że dziś będzie miał pieska z kolorową kokardką na głowie. Chłopiec zapukał do drzwi: PUK! PUK! Tam było na kartce napisane PIES-KO-WI NIE TRZE-BA DWA RA-ZY PO-WTA-RZAĆ! (z podziałem na sylaby ,,przeczytane'' przez małą M.) Piesek miał kluczyk i sam otworzył drzwi.
Koniec kropka

Czyż nie jest to cudna, nieco abstrakcyjna, bajka? Mała M. wymyśla je godzinami, od rana do wieczora. Czasem je nagrywam. Na wieczną pamiątkę:-).

B) Wczoraj przed snem pomagam zmęczonej trzylatce umyć rączki. Zwykle robi to sama i ostro oponuje, gdy oferuję pomoc. Tym razem zmęczenie bierze górę i moja oferta pomocy zostaje przyjęta. Rączki umyte, a mała M. dziękuje mi słowami:
NAJLEPIEJ TO MIEĆ TAKĄ KOCHANĄ MAMĘ, CO MI RĄCZKI MYJE! 
Jakże się wzruszyłam słysząc te słowa... Nic dodać, nic ująć.

C) Czasem mała M. próbuje użyć w kontekście nowe dla niej, najczęściej zasłyszane w książkach, słowa.
I tak ostatnio rzekła z rana do swych lal na powitanie dnia:
Kochani, trzeba wstawać. Dzisiaj będzie SREBRZYSTY dzień!

D) Podobnie było ostatnio ze słowem NIBY. Mała M. wraca z toalety i chwali się, że umyła właśnie rączki mówiąc:
Mamo, NIBY umyłam RĘCE!
Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy biec do łazienki z nią.

E) Inne w podobnym stylu ... Tłumaczyłam coś ostatnio małej M. o zachowaniu ludzi.... i za moment usłyszałam:
Ja jestem LUDZIEM?!!! Nie nazywaj mnie tak!!!

F) R. wygłupia się i wygłupia ... aż mała M. nie wytrzymuje i mówi do niego:
TY JUŻ MASZ FAZĘ!:-)

Tym optymistycznym akcentem kończę na dziś. Do miłego usłyszenia:-)




poniedziałek, 19 listopada 2012

Podróż autobusem ...

Poniedziałek podporządkowany był wyjazdowi na rehabilitację, aby leczyć chore kolanko R. Jeszcze przed wyjazdem dzieci zabrały się do prac plastycznych. Mała M. ze znalezionego pustego pudełka po herbacie zrobiła ,,robota-stojaka'' i ,,mały komputer''
Mini-laptop (po lewej) i robocik (po prawej)

R. zaraz poszedł w ślady swej siostrzyczki i w mig z pudełka wyczarował laptopa z oprogramowaniem
do konstrukcji rakiet i myszką. Byłam pełna podziwu!

Laptop i program o rakietach!
Gdy minęło południe wybraliśmy się na dworzec, a stamtąd do szpitala. To dopiero była wyprawa pełna przygód. Mała M. była zachwycona! Całą drogę na przystanek musiała pokonać pieszo. Była bardzo dzielna, ale co kilka kroków powtarzała:
Ja chcę do autobusu.

Wreszcie, gdy po 20-tu minutach dotarliśmy na przystanek M. znów miała problem:-):
Mamo, stoimy i stoimy!!!
Na szczęście za moment autobus podjechał, zakupiliśmy bilety i zachwycona mała M. udała się w 15-minutową podróż do szpitala. Bardzo jej się podobało. Co chwilę komentowała mijane obiekty (ooo ... drugi autobus! ooo jakieś auto, itp.). 

Najbardziej jednak śmieszyło mnie jej pytanie zadawane każdorazowo, gdy autobus stawał na przystankach:
Mamo, JUŻ??? A czemu autobus się zatrzymuje?
Wychodząc z autobusu mała M. oczywiście pożegnała się z kierowcą i powiedziała:
Dziękuję.

To dopiero był początek atrakcji. Kolejne czekały nas w samym szpitalu. Kiedy R. i ja siedzieliśmy w pokoju z laserem, mała M. siedziała w poczekalni na wygodnej kanapce, zajadając chrupkie pieczywko i czytając ,,po swojemu'' przywiezione z domu książeczki. Swym urokiem osobistym zaraz zjednała sobie sympatię przemiłych pań, które pilnowały jej pod moją nieobecność. W pozostałych zabiegach uczestniczyła z nami, wiercąc się co chwila jakby miała jeża w pewnej części ciała:-).

W międzyczasie mała M. zapragnęła pójść do WC. Wzięłam ją ze sobą. Toaleta była dla pań i panów i już na wstępie doznałam szoku, gdy nagle - zamykając drzwi - nie zauważyłam mej trzylatki, która właśnie włożyła rękę po łokieć do brudnego pisuaru, wołając przy tym:
MAMO, ja tu będę SIKAĆ!!! 

To jeszcze nic ... Po wyjściu z WC mała M. poczuła świeży przypływ energii i postanowiła pójść zbadać inne sale w części rehabilitacyjnej. Zaraz podbiła serca pracujących tam pań i panów. Namawiali ją, żeby weszła, ale stała w progu i mówiła: 
.. ale tam jest moja mama i R. On ma chorą nóżkę.
Za chwilę jednak przełamała się i wróciła do nas najpierw z pysznym czekoladowym cukierkiem w dłoni,a za drugim razem z 3 kawałkami dwukolorowej czekolady. Po dzisiejszej wizycie ma tam już tylu znajomych, że jutro nie będzie problemu z pozostawieniem jej na chwilę pod opieką:-).

Kolejną niespodziankę sprawiła nam nasza kochana trzylatka w windzie, z której ze wstydu właściwie wybiegaliśmy po tym, jak mała M. - jak to ma z zwyczaju - najpierw nacisnęła przycisk, a dopiero potem zapytała, do czego służy. Była to ikonka z wizerunkiem słuchawki telefonicznej ... jak domniemam do wzywania personelu w sprawach bardzo pilnych:-). Natychmiast rozległ się przeraźliwy pisk, niczym alarm, i w biegu opuszczaliśmy szpitalne mury, bu nie trafić na jakiegoś ochraniarza, co by nam uszu nie natarł za takiego psikusa.... 
Jutro przygód szpitalnych cd. :-)
Pozdrawiamy!!!


niedziela, 18 listopada 2012

Rodzinnie ...

Niedziela minęła znów jakoś za szybko ... Dzieci od rana były w iście ,,konstruktorskim'' nastroju i prześcigały się w budowaniu różnorakich konstrukcji. Nawet tata przyłączył się do zabawy i wspólnie z R. zbudował pojazd kosmiczny znany wszystkich miłośnikom ,,Gwiezdnych wojen''.

Ale maszyna!
Mała M. zajęła się budowaniem pojazdu dla swej małej laleczki. Najśmieszniejsze było to, że pasażerka miała swego pchacza- opiekuna w osobie pirata. Ów wehikuł rozpadał się wielokrotnie, ale nasza trzylatka dzielnie budowała go od nowa.

Pojazd małej M.
Kolejna konstrukcja była równie niezwykła. Tym razem był to zamek przerobiony później na domek dla żyrafy. Okazało się jednak, że nawet owo zwierzę z długą szyją nie jest w stanie dosięgnąć górnych kondygnacji i trzeba było sięgnąć po drabinę :-).

Domek dla żyrafy
Atrakcją dnia był rodzinny spacer .... Słoneczko, bezchmurne niebo i cisza. Jakże było nam przyjemnie!

,,Nasza'' rzeka
Do tego podziwialiśmy pasące się konie. Pierwszy raz dzieci podeszły do nich tak blisko, że słychać było skubanie trawy. Ubaw na całego!!!

Piękne zwierzę ...
 Chwilę później nisko nad naszymi głowami przeleciał paralotniarz. To dopiero było wydarzenie! Dla mnie odkryciem dnia była sfotografowana poniżej roślina poprzyczepiana do krzaków rosnących wzdłuż brzegów rzeki. Wszędzie było jej mnóstwo. Chyba jakiś pasożyt w stylu jemioły:-).

Co to?
Udało nam się znaleźć nie tylko wysuszone okazy, ale także kilka zielonych jeszcze ,osobników''. Co to za cud natury?! Muszę poszperać w fachowej literaturze.

Hm.. ma coś z kosmity:-)
Oba wyglądają ,,kosmicznie'', czyż nie?

A w środku? !
Kolejny dziwaczny okaz dostarczył nam R. Jakże wspaniale natura stworzyła nieźle zakręconą sprężynkę!!! Prawdziwe cacko!

Sprężyna jak się patrzy!

Uwadze dzieci nie umknęły nawet jabłka na pozbawionej już liści jabłonce. Będą miały ptaszki używanie jak spadnie śnieg.

Jesienią jesienią ...

 Póki co nasza osiedlowa sikorka gustuje w innej ,,stołówce''. Czekała  aż odejdziemy, by zacząć myszkowanie w odpadkach w śmietniku.


Sikoreczka ....
 Już niebawem przygotujemy dla niej karmnik ...

Tyle na dziś. Cd. relacji z naszych weekendowych spacerów jutro. Pa!